Najnowszy „duży” serial science-fiction jest zaskakująco stonowany i elegancki, chociaż odrobinę powolny. A ponieważ to HBO, nie brakło krwi i cycków.
Najnowszy „duży” serial science-fiction jest zaskakująco stonowany i elegancki, chociaż odrobinę powolny. A ponieważ to HBO, nie brakło krwi i cycków.
Pierwszy sezon najnowszej wielkiej produkcji HBO, czyli Westworld, serialu luźnie opartego na filmie z 1973 roku o tym samym tytule, zakończył się wielkim finałem, który o dziwo dostarczył więcej odpowiedzi niż pytań (w dzisiejszych czasach?! SZOK!). Szumne zapowiedzi sugerowały, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju Gry o Tron chociaż w klimatach science-fiction, podczas gdy w rzeczywistości dostaliśmy raczej miks Transcendencji, Ex Machina, Ona i Łowcy Androidów wraz z dodatkiem przypowiastek o ludzkiej głupocie i barbarzyństwie w stylu podskórnie, dorozumianie Max Maxowym. Czytaj – sztuczna inteligencja poza kontrolą, do tego dziwne wątki romantyczne, trochę pogadanek na temat miałkości/wielkości człowieka i wielka tajemnica, której rozwiązanie powinniśmy byli dostać już po paru odcinkach.
Zarys fabuły serialu pewnie wszyscy znacie, wiec sobie ten element daruję. Jednym zdaniem – jest sobie park rozrywki, do którego przyjeżdżają bogacze, którzy chcą pomordować i pogwałcić w spokoju, a przyjemnością tym sobie folgując pastwiąc się nad humanoidalnymi lalkami (my nazwalibyśmy je nieco upośledzonymi androidami)
Westoworld to serial dla tych z Was, którzy nie lubią specjalnie przeżywać. Dla tych, którzy wolą być panami i władcami sytuacji (trochę jak w tytułowym parku rozrywki, łapiecie?). Takich, którzy cenią sobie fakt, że w każdej chwili seans mogą przerwać, że wrócą do niego w dogodnej dla siebie chwili, bo żaden scenarzysta nie zastawia na nich cliffhangerowej pułapki, która zmusiłaby ich do odpalenia kolejnego odcinka. W pewien sposób jest to serial bardzo elegancki, niemalże dostojny. Jak dziadek-arystokrata palący fajkę i opowiadający o zasadach właściwego zachowania, o stylu, o klasie właściwej ludziom o pewnej pozycji społecznej. Jak się domyślacie, ten dziadek potrafi czasami przynudzać.
Ten specyficzny rodzaj elegancji czuć zresztą również w wykonaniu, a w pewnym momencie orientujemy się, że ów sznyt odzwierciedla charakter twórcy fikcyjnego parku rozrywki. Dr Robert Ford grany przez Anthony’ego Hopkinsa to postać względnie interesująca, chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że odtwórca tej roli, skądinąd świetny przecież aktor, mógłby diabolicznego staruszka przedstawić o wiele lepiej. Ta postać ma ogromny potencjał, a ostatecznie okazuje się, że nasza uwaga skupia się na innych osobach, a przynajmniej aż do ostatniego odcinka, kiedy Ford dostaje swoje prawdziwe pięć minut i może wreszcie zabłysnąć.
Tempo akcji jest tak stonowane, że pierwotnie sądziłem, że Westworld prostu się rozkręca. Dopiero gdzieś w połowie sezonu zorientowałem się, że to tak ma być. Chociaż serial obfituje w sceny walki, seksu czy ucieczek, a i krwawych momentów też nie brakuje, to w gruncie rzeczy ich wydźwięk jest przytłumiony przez fakt, że… to przecież park rozrywki i nic tutaj nie dzieje się naprawdę. Do tego dochodzi fakt, że brakuje w Westworld zwrotów akcji czy chociażby mocniejszych momentów, które rozwierałyby nam szczęki i wywoływały klasyczny opad kopary. Częściej będziemy się drapać po skroni, albo pocierać z uznaniem podbródek w myślach potakując i z uznaniem myśląc o twórcach scenariusza. To rodzaj spokojnego, mentalnego przybicia piątki. Na początku ciężko mi było się przyzwyczaić do tego rodzaju prowadzenia historii, możliwe że z przyzwyczajenia do szokujących zagrywek z Gry o Tron, The Walking Dead, Breaking Bad i reszty uznanych, popularnych seriali ostatnich lat.
Nawet zakończenie, będące istną nawałnicą, która kumulowała swoją siłę przez wiele, wiele godzin jest w pewien sposób wyważone. Chociaż twórcy w ostatnich kilkudziesięciu minutach odsłonili mnóstwo kart, wzbudzili trochę nadziei, zamknęli na dobre część wątków i dotknęli niesłychanie interesujących kwestii, to w gruncie rzeczy również ten ostatni odcinek, który jest zdecydowanie najmocniejszy, zaprezentowany został w gustowny sposób. Wszystko było zaplanowane, nic nie wydarzyło się przypadkiem, wszystko ma tutaj swoje miejsce. Nie będziemy Cię szokować drogi widzu, bo za bardzo cenimy Twoją inteligencję, aby stosować takie sztuczki. Usiądź wygodnie i ciesz się widowiskiem. Taki to jest serial.
Najpiękniejsza w Westworld jest złożoność dzieła stworzonego przez Jonathana Nolana i Lisę Joy, a także poczucie, że twórcy pogrywają sobie z widzem, podsuwając mu co rusz wskazówki co do dalszego toku wydarzeń. Jeżeli się postaramy, mamy szansę wyprzedzić wydarzenia na ekranie i sami wydedukować jakie będzie rozwiązanie tajemnic, które kryje park rozrywki i główna linia fabularna. Te podejrzenia, przeradzające się z czasem w „fanowskie teorie” znajdowały nierzadko swoje potwierdzenie w kolejnych odcinkach. Kiedy natomiast na jaw wychodziła jakaś niespodziewana informacja, wiele osób chwytało się za głowę i pędziło oglądać poprzednie odcinki, doszukując się wskazówek. Zazwyczaj je znajdowali. Oglądając Westworld należy być uważnym. Odrobinę utrudnia to fakt, że serial potrafi solidnie przynudzać, aczkolwiek głębsze zainteresowanie się tym co dzieje się na ekranie zrodzi więcej przyjemności z oglądania. Ot, trzeba się przemóc, aby ten rodzaj rozrywki polubić, poza tym nie jest to przyjemność dla wszystkich.
W żadnym wypadku nie można o Westworld powiedzieć, że zrobi dla science-fiction to samo, co zrobiła Gra o Tron dla fantasy, aczkolwiek to warte uwagi widowisko. Nieco inne w swojej komercyjności, bardziej wysmakowane i odrobinę moralizatorskie, ale wciąż intelektualnie stymulujące i zwyczajnie przyjemne. Serial może być niestety nieco zbyt mądry, na swoje własne nieszczęście. Całość momentami lekko nuży, chociaż warto jest dotrwać do końca pierwszego sezonu, w szczególności dla ostatnich dwóch odcinków. Ostatecznie drugi sezon serialu dostał zielone światło, chociaż wiele osób miało już wątpliwości co do tego czy HBO zdecyduje się na dalszą inwestycję w tą markę. Nie dziwię się, bo to rzecz raczej mało przystępna, a dużą popularność zawdzięcza pewnie w pewnej mierze dobremu marketingowi. Czy w kolejnych sezonach Westworld będzie wciąż będzie przyciągał sporą publikę? Przekonamy się w 2018 roku.