Czekając na Fractured but Whole: recenzja dwudziestego sezonu South Park

Kamil Ostrowski
2016/12/09 18:00
1
0

Umiarkowanie dobre jest przyjacielem lepszego, więc chociaż dwudziesty sezon jest niezły, to jednak dziewiętnasty wspomnę z łezką w oku.

Czekając na Fractured but Whole: recenzja dwudziestego sezonu South Park

Trey Parker i Matt Stone już od dwudziestu sezonów komentują Amerykę, świat szeroko pojętego „Zachodu” i wreszcie świat. Z górą dwieście pięćdziesiąt odcinków za nami, a South Park wciąż bawi i odrobinę uczy.

Dwudziesty sezon South Park w dużej mierze kontynuuje wątki, które pojawiły się już w poprzednim sezonie. Pan Garrison wciąż kandyduje na prezydenta, parodiując w genialny sposób Donalda Trumpa, bezpieczne przestrzenie i wątek politycznej poprawności wbijanej na siłę przez PC Principala dalej wiodą prym. Cała atmosfera społeczno-kulturalna w USA staje się zresztą w pewien sposób główną osią fabuły, podobnie jak w pewien sposób była główną osią sporu na linii Demokraci-Republikanie w Stanach Zjednoczonych w czasie ostatniej kampanii wyborczej.

Już na początku dwudziestego sezonu wiadomo było, że będzie wyjątkowo politycznie. Nie mogło być inaczej, skoro za Wielką Wodą zbliżały się wybory na prezydenta. Ogromna część ostatnich dziesięciu odcinków skupiała się na stosunkach wewnętrznych w Ameryce, co nawet jak na serial będący z zasady „ułesocentryczny” jest wyjątkowe. Zazwyczaj bowiem South Park czerpał w równej mierze z popkultury, świata celebryckich wygłupów czy nawet stosunków społecznych w równej mierze co z polityki. Tym razem dobre dwie trzecie uwagi skupione jest na wyborach i wspomnianej walce Demokratów i Republikanów. Zdaje się, że twórcy trochę przedobrzyli, bo wątek ten dominuje zbyt długo, w związku z czym żarty tracą na jakości. Cóż, widocznie 2016 rok nie specjalnie skłania ku dowcipkowaniu.

Najpiękniejsze w South Parku zawsze było dla mnie to, że serial porusza bardzo aktualne tematy, nierzadko dostosowując się do wydarzeń w realnym świecie. To świetnie, że twórcy nie boją się mówić o polityce, ale ciężko mi nie odnieść wrażenia, że serial radzi sobie lepiej, gdy tylko przestaje obsesyjnie żartować z Donalda Trumpa i Hillary Clinton. Tak, tak, łapiemy – to było ogromne wydarzenie, które spolaryzowało Amerykanów, tylko że… trochę za mało jest powodu do śmiechu w tym wszystkim, bo gdzieś podskórnie czujemy, że to jednak poważna sprawa.

GramTV przedstawia:

Ciekawostką jest, że twórcy South Park nie przewidzieli wygranej Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Pierwotnie przygotowali odcinek z którego wynikało, że zwyciężyła Hillary Clinton. W ostatniej chwili musieli przerabiać wykonaną już pracę, aby dostosować się do zaskakującej rzeczywistości.

Poza polityką dużo jest mowy o internetowych trollach i problemie z hejtem, pojawiają się elementy wojen damsko-męskich i daleko idącej polaryzacji w społeczeństwie, jest SpaceX. Ba, znajduje się również miejsce na zadanie jednego z największych pytań XXI wieku, a mianowicie: czy Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy było przyzwoitych rebootem czy okropnym filmem, stworzonym pod publiczkę przy zerowym wysiłku intelektualnym? Moje zdanie znacie. Zdanie twórców South Park też będziecie mogli poznać, zostaje zresztą ciekawie wplecione w inne tematy.

Jednymi z najlepszych odcinków są zdecydowanie pilot sezonu czyli Member Berries oraz Skank Hunt, The Damned oraz Weiners Out przy których autentycznie płakałem ze śmiechu, ale i łapałem się za głowę nie mogąc uwierzyć jak prawdziwy i błyskotliwy jest zawarty w nich dowcip. Było w nich miejsce na politykę, ale i inne gagi. Wtedy właśnie South Park jest najlepszy – kiedy nie powtarza sam siebie, kiedy sięga po nowe, kiedy tworzy zaskakujące połączenia. Na temat walki Hillary Clinton i Donalda Trumpa powiedziano już wszystko, może dlatego ten temat tak nużył..

Im dalej w las, tym wyraźnie słabiej, a ostatnich kilka odcinków już nawet nieco mnie nudziło. Po istnym maratonie politycznym twórcom wyraźnie ciężko było znaleźć nowy rytm, chociaż wyjątkiem był tutaj ostatni odcinek, który ponownie sprawił, że zaśmiałem się na głos. Trochę dziwna sprawa, bo zakończenie było tak wyraźne i tak elegancko domknęło wszystkie wątki, że miałem wrażenie jakby… to były ostatnie odcinki w ogóle. Co oczywiście nie jest możliwe, bo przecież Comedy Central przedłużyło serię do 23 sezonów. Na plus zaliczyć jednak trzeba, że twórcy nie trzymają nas w zawieszeniu aż do premiery kolejnego „pakietu”.

Nie jest to najlepszy sezon South Park w historii. Powiem więcej, gdyby zrobić ranking, „dwudziestka” wylądowałaby pewnie gdzieś na dole listy, chociaż to wciąż świetny serial. Twórcy poszli trochę na łatwiznę, zwłaszcza w drugiej połowie serii, ale komu brakuje błyskotliwego, chociaż czasami oczywiście chamskiego i bezpruderyjnego, komentarza do otaczającej nas rzeczywistości, ten niech śmiało sięga może sięgać po nowe South Parki.

Komentarze
1
Sewycz
Gramowicz
09/12/2016 20:57

yep, zgadzam sie - ostatnie kilka odcinkow konsekwentnie budowalo napiecie i fabule jak ngidy wczesniej, ale niestety obylo sie bez finalu na miare Van Halena i koncertu miedzyreligijnego (xD).