Snail Games pokazało, jak nie robić MMORPG.
Snail Games pokazało, jak nie robić MMORPG.
Sword of Shadows to gra MMORPG, w której wcielamy się w jednego z kilku dostępnych bohaterów, różniących się od siebie wyglądem, płcią i klasą. Na jednym koncie możemy mieć kilka postaci i przełączać się między nimi w zależności od naszych aktualnych upodobań.
Jak to w niemalże każdej grze akcji bywa, sterowanie opiera się głównie o lewą gałkę wprawiającą bohatera w ruch i znajdujący się po prawej stronie ekranu wachlarz przycisków odpowiedzialnych za ataki. Tych jest naprawdę sporo i można pomiędzy nimi manewrować i odblokowywać kolejne wraz z postępem rozgrywki. Sterowanie nie wymaga specjalnych umiejętności - z doświadczenia mogę powiedzieć, że wystarczy walić na oślep w przyciski, aby wygrać potyczkę. Bywają jednak takie momenty, kiedy gra daje nam do zrozumienia, że coś podczas produkcji poszło nie tak. Stukamy wtedy w wirtualne przyciski i spodziewamy się reakcji, która nie nadchodzi.
Początkowo zaskoczyła mnie mnogość opcji podczas walki, jednak po jakimś czasie taka pajęczyna przycisków stała się niezwykle męcząca. Wygląda to tak, jakby twórcy mieli w głowie tysiąc różnych pomysłów, jednak nie mogąc zdecydować się co będzie najlepiej pasowała do rozgrywki, wrzucono po prostu wszystko naraz. Nie da się na to patrzeć, a tym bardziej komfortowo w to grać. Jak widzicie na załączonych zrzutach, miejsce na poruszanie się postacią na ekranie jest niezwykle ograniczone. Nawet chowając niektóre paski narzędzi ma się wrażenie, że postać dusi się gdzieś pomiędzy tabelkami i przyciskami. Może to kwestia wielkości ekranu i tytuł tworzono z myślą o tabletach, tylko czemu w takim razie można pobrać go na smartfony?
Wyobraźcie sobie teraz, że każda z tych ikonek za coś odpowiada i przenosi nas do pewnego działu, który jest dodatkowo podzielony na kilka zakładek. Wierzcie mi, nie będziecie w stanie ogarnąć tego nawet za milion lat. Twórcy mają świadomość tego, że Sword of Shadows jest skomplikowane. Skąd to wiem? Mam kilkadziesiąt poziomów za sobą, a gra wciąż prowadzi mnie za rączkę serwując kolejne porady samouczka w postaci „dotknij tu, a teraz tu, a teraz jeszcze kilka przycisków. Dotarłeś do celu”.
O pomstę do nieba woła też mapa. Zadań w grze jest naprawdę sporo i ciężko połapać się, gdzie tak naprawdę mamy się udać na kolejną misję. Dostępna w grze mapa pokazuje jedynie główne obiekty i nie można zaznaczyć na niej położenia danego zadania.
Drzewko rozwoju postaci wygląda imponująco, ale właśnie z tego powodu również kuleje. Liczba umiejętności do odblokowania, ataków, broni, fatałaszków i drzewek w drzewkach sprawia, że tak naprawdę nie wiemy, w co inwestować zarobioną w grze walutę, jakie ulepszenia wybrać, a których już nie dotykać. Gracz pewnie przetrawiłby taką liczbę opcji, gdyby była ona serwowana w logicznym tempie. Niestety, ale czułam się jakby ktoś dał mi zapałkę i gumę do żucia i kazał z niej zbudować helikopter. A kiedy już byłam przekonana, że udało mi się to jakoś ogarnąć i zrozumieć - łup - kolejny nalot dywanowy w postaci dziesiątek nowych opcji.
Plusem Sword of Shadows jest to, że jest dostępne w modelu free2play, zatem można je wypróbować (choć tego nie polecam) za darmo. Gra nie zdziera z nas także haraczu za kolejne ulepszenie, choć od czasu do czasu sugeruje, że w sklepie znajdziemy promocję na walutę, a ta jednak przyda się do zdecydowanie prostszej rozgrywki. Nie musimy jednak wyciągać portfela za każdym razem, kiedy włączamy grę. Sword of Shadows to gra stosunkowo młoda i widać po niej, że potrzebuje jeszcze liftingu. Produkcja obfituje jeszcze w różnego rodzaju błędy. Do najważniejszych należy łączność. Tytuł ten wymaga od nas ciągłego podłączenia do sieci, jednak połączenie potrafiło zerwać się nawet wtedy, kiedy byłam w zasięgu LTE. Dużo mniej irytujące były za to błędy w animacjach, które wywoływały u mnie salwy śmiechu. Standard stanowi glitch powodujący, że postać, zamiast atakować, staje jak wryta w miejscu i zaczyna „dziobać” przeciwnika twarzą. O dziwo, zadaje przy tym sporo obrażeń.
Graficznie Sword of Shadows prezentuje się przeciętnie na tle nowych produkcji. Co jakiś czas wychodzą też niedociągnięcia w animacjach czy wszędobylskie błędy. Mogłabym pochwalić przywołującą na myśl Daleki Wschód muzykę, jednak wszystko psują dźwięki bitew rodem z tanich filmów akcji klasy C. Są monotonne i powodują, że prędzej czy później zdecydujecie się na wyciszenie dźwięku w smartfonie, bądź też puszczenie własnej muzyki w tle.
Jeśli lubicie dobre gry, MMORPG, klimat Dalekiego Wschodu czy mordobicia, to lepiej omijajcie ten tytuł szerokim łukiem. W cyfrowych sklepach na Waszych smartfonach są setki jak nie tysiące lepszych, darmowych gier, przy których będzie się po prostu dobrze bawić.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!