Dawn of War III to nie jest Dawn of War na którego czekaliśmy. A już na pewno nie taki, na jakiego ja czekałem. Relic Entertainment to solidna firma, która już nie raz udowodniła, że nie boi się eksperymentować, nie boi się szukać nowych rozwiązań i próbować popchnąć gatunek strategii czasu rzeczywistego do przodu w taki lub inny sposób. I będę się starał tak właśnie ich zapamiętać, litościwie pomijając Dawn of War III, który może nie jest zły tak w sumie, ale z innowacją i świeżością ma naprawdę bardzo niewiele wspólnego. I już z tego jednego powodu jest rozczarowaniem. A takich powodów znajdzie się tutaj więcej.
Tryb wieloosobowy jest tutaj trochę taki jak w pierwszym Dawn of War. Duże armie. Rozbudowa bazy. Żadnych magicznych ucieczek. I sporo makro. Ale też trochę taki, jak w Dawn of War II, bo są potężne jednostki bohaterskie i związane z nimi mikro. A na dodatek trochę ciekawszy strategicznie, bo mamy tutaj sporo pomysłów ściągniętych z gier MOBA, takich jak stopniowe rozbijanie kolejnych struktur na drodze do bazy wroga czy też chociażby strefy „krzaków”, w których można ukrywać jednostki albo i całe armie nawet. Ktoś się może krzywić na to pójście w stronę najpopularniejszych aktualnie gier sieciowych, ale mnie osobiście się to podoba, bo zmienia meta-grę i każe w inny sposób myśleć o całym starciu. Czyli jest fajnie, nie? Miłośnicy „jedynki” zadowoleni, fani „dwójki” też, a na dodatek mamy jeszcze sprawdzone, ciekawe rozwiązania w mechanice. Niby tak. Tyle, że nie do końca. Pomieszanie mikro i makro, w założeniu i na papierze całkiem niezłe, prowadzi do chaosu, zwłaszcza w późniejszych fazach bitwy, które są diabelnie nieczytelne i wymuszają zachowania takie jak w kampanii, czyli zaznaczanie wszystkiego i atak w ruchu. Jasne, po kilkudziesięciu czy kilkuset godzinach zaczniemy ten chaos ogarniać dzięki doświadczeniu. I doceniać strategiczną i taktyczną głębię, jaką Dawn of War III się z całą pewnością charakteryzuje. Ale czy będzie nam się w to chciało grać tak długo? Wątpię. Przede wszystkim dlatego, że gra ma wbudowaną receptę na frustrację.
Głównym trybem są rozgrywki drużynowe, trzech na trzech. A nie przypadkiem gry MOBA, od których Dawn of War III sobie sporo pożycza, bazują na drużynach pięcioosobowych. Piątka to na tyle mało, że da się bez problemu komunikować i ustalać wspólne zagrania. A jednocześnie na tyle dużo, by nawet jak jednemu się noga powinie, to pozostali mogli jakoś się wybronić, choćby grając na czas. Przy trzech osobach jest to o wiele trudniejsze, bo gdy jedna z armii odpadnie choć na chwilę, to zostaje dwóch na trzech. I jest pozamiatane. Oczyma duszy mojej widzę wiele przegranych spotkań, po których będziemy się wściekać, że zaliczyliśmy porażkę tylko dlatego, że dobrało nam jednego słabego członka drużyny. A Dawn of War III nie będzie miał takiej szerokiej, liczącej setki tysięcy grających osób, bazy, która jest niezbędna do tego, żeby stworzyć zrównoważony, uczciwy system kojarzenia graczy pod względem poziomu umiejętności. I boję się, że tylko najbardziej wytrwali, tylko najbardziej zdeterminowani wytrzymają na tyle długo, by porządnie wszystko rozgryźć, przebyć tych kilka kolejnych wysokich progów wejścia, i zacząć grać naprawdę na wysokim poziomie.
Oczywiście, mogę się mylić. Może tryb sieciowy Dawn of War III okaże się wielkim sukcesem, przerodzi się w popularny e-sport i wkroczy na salony. Może tak być. Ale jestem prawie pewien, że nie będzie. Gra ma potencjał, ale ma też jedną czy dwie kule u nogi. Choćby ten brak klimatu. Czy własnego charakteru. Albo brak różnorodności przy jedynie trzech frakcjach. Bardzo bym chciał, żeby Dawn of War III okazał się być przebojem, bo w końcu, jak już pisałem, jestem wielkim fanem serii. Ale szanse na to są znikome. Ten multiplayer nie jest zły przecież. Ale pamiętacie, jaka była reakcja po pierwszych rozgrywkach sieciowych w Dawn of War I? Entuzjazm niesamowity. To było świeże i świetne. A co było z „dwójką”? Też wielki optymizm i zachwyt, choć nie marudnych fanów pierwszej części. Ale obie gry potrafiły uwieść, potrafiły porwać tym, co miały. A Dawn of War III? Tutaj reakcja jest taka jakaś pozbawiona emocji. No fajne to. W porządku. Może być. Będę grał? Możliwe. Kiedyś. Raczej nie teraz. No właśnie…
Dawn of War III zawodzi niestety. Tryb wieloosobowy, serce gry, ma solidne założenia i potencjał, ale brakuje mu polotu i chyba nie trafia dokładnie w ten złoty środek, w który celował. Na szczęście to się dopiero okaże za jakiś czas, więc nie ma co rozrywać szat już teraz. Kampania niestety jest jednoznacznie i bezspornie zła. A klimat „czterdziestki” kuleje. I na dodatek nigdzie ani śladu kultowego Last Stand z Dawn of War II. Ja osobiście jestem rozczarowany, bo nie na taką grę czekałem, nie na coś, co jest wyraźnie poniżej możliwości, jakimi dysponuje Relic Entertainment. I twórcom należy się… może nie od razu karny Exterminatus, ale przynajmniej porządne przesłuchanie przez Inkwizycję pod zarzutem herezji.