Na początek słowo przestrogi. Jeśli wybierzecie się do kina na Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara, a bynajmniej wcale do tego nie zachęcam, ale jeśli już z jakiegoś powodu postanowicie jednak iść, to przygotujcie się, że w trakcie seansu będzie wam nieustannie towarzyszył pewien irytujący odgłos. To będzie takie niby szuranie, niby chrobot, dość miarowy, jakby ktoś desperacko tarł czymś metalowym o coś drewnianego. Nie przejmujcie się. To tylko scenarzyści skrobią po dnie pustej beczki, próbując wygrzebać z niej coś wartościowego. A jako że beczka z pomysłami jest już pusta po czterech coraz gorszych filmach, to i nie dziwi, że nic sensownego nie udaje się im wyłowić.
Jack Sparrow po raz piąty i znów taki sam. Tylko reszta gorsza.