Dobra gra czy tania reklama filmu?
Dobra gra czy tania reklama filmu?
Pirates of the Caribbean: Tides of War to przemalowana twarzą Jacka Sparrowa i reszty ekipy dobrze znana smartfonowym graczom produkcja Oceans & Empires. Dorzucono nowych bohaterów, dodano trochę nawiązań do bijącej rekordy popularności serii i to w sumie tyle. Nie zrozumcie mnie źle, to całkiem niezła i diabelsko skomplikowana strategia na długie godziny. Nie wydaje mi się jednak, aby tego szukali fani Piratów z Karaibów.
W grze wcielamy się w stworzoną przez siebie postać i zabieramy się za zarządzanie zapuszczonym pirackim portem. Budujemy nowy obiekty, ulepszamy je, prowadzimy badania, rekrutujemy piratów i oczywiście rozwijamy swoją flotę. Cel, który nam przyświeca jest bardzo prosty - grabić wszystko i wszystkich, zgarniając jak najwięcej surowców, za które możemy dalej rozwijać swój port. Liczba dostępnych w grze opcji jest przytłaczająca i początkowo dziękowałam twórcom za to, że w rogu ekranu ciągle pojawia się Joshamee Gibbs mówiący nam co dalej zrobić. Kiedy jednak zaczynałam już co nieco ogarniać i jego pomoc była mi zbędna, to okazało się, że nie mogę go wyłączyć i w sumie zabawa sprowadzała się ciągłego wykonywania jego poleceń.
Gra opiera się na czterech filarach - wspomniana już rozbudowa portu, atakowanie obcych wysp i portów, atakowanie innych graczy oraz coś co ma przypominać tryb fabularny. Co już jest standardem w smartfonowych produkcjach tego typu, podczas rozgrywek online możemy zawiązywać sojusze z innymi graczami i wspólnie stawiać czoła oponentom. Najgorsze jest tu jednak to, że bardzo łatwo natrafić na niezłego wymiatacza, który zainwestował w grę trochę prawdziwych pieniędzy i można obskoczyć niezły łomot. Najciekawiej prezentuje się ten niby tryb fabularny: w naszym porcie gości sam Jack Sparrow, któremu jednak skradziono pamięć i ten nie pamięta nic. Udając się do pewnej szamanki, możemy wchodzić w wspomnienia Sparrowa i przeżywać wydarzenia znane z filmów. Na tę chwilę dostępne jest jedynie jedno wspomnienie, tak więc możliwe, że po ukończeniu wszystkich wydarzy się coś specjalnego. Na tę chwilę możemy jedynie zdobywać punkty doświadczenia i pieniądze.
Kiedy piszę o udawaniu się do kogoś czy przeprowadzaniu ataków, to mam na myśli po prostu wybieranie kolejnych opcji tekstowych w okienkach gry - cała rozgrywka opiera się na ciągłym klikaniu w kolejne wyskakujące okienka i to też niestety jest jej największa wada. Choć tytuł uruchamia się w trybie portretowym to nijak nie nadaje się na szybką rozgrywkę jedną ręką w metrze czy autobusie - gra zasypuje nas taką ilością informacji, że wystarczy na chwilę oderwać od niej uwagę i już tracimy sens tego co akurat dzieje się na ekranie.
Czego na pewno nie można grze odmówić to uroku. Nasz port czy obserwowane z lotu ptaka walki na wodzie wyglądają świetnie, choć optymalizacja nie stoi tu najwyższym poziomie - gra potrafi zwalniać, a nawet zawieszać się na iPhonie 7 - najszybszym w tej chwili urządzeniu Apple’a. Nie wydaje mi się aby był to problem mocy obliczeniowej samego urządzenia - Tides of War jest ładne, ale to nie pierwszy Crysis, a prosta strategia. Przygrywające w tle pirackie melodie również brzmią nieźle i nie będzie wstydu, jeśli przypadkowo włączycie grę przy ludziach z odpalonym dźwiękiem.
Najsłabszy punkt całej gry? Balans. Po ostatniej aktualizacji znacząco wzrósł poziom trudności i szczerze, ciężko się w to gra bez zabawy w mikrotransakcje. Większość mobilnych produkcji pozwala nam zamieniać nasze ciężko zarobione złotówki na kryształki czy inne diamenty dające jakieś bonusowe rzeczy ułatwiające zabawę. Pirates of the Caribbean: Tides of War nie bawi się w detal i pozwala nam kupić WSZYSTKO: złoto, srebro, jedzenie, drewno, przyśpieszania czasu gry / budowy / badań, tarcze broniące nasz port przed przeciwnikami, zdrowie, specjalne punkty VIP oraz punkty doświadczenia. W przypadku gry dla jednego gracza jestem w stanie zaakceptować kupowanie sobie doświadczenia, bo w żaden sposób nie psuje to zabawy innym graczom, ale w produkcji wymagającej ciągłego połączenia z siecią? Jakby tego było mało, ceny mikrotransakcji dużo mówią też o planach twórców wobec graczy - najtańszą paczkę kupimy za 23,99 zł, a najdroższą za „jedyne” 479,99 złotych. Nie spotkałam się jeszcze z grą na moim smartfonie, która tak bez pardonu świeci po oczach wielkim napisem pay2win.
Pirates of the Caribbean: Tides of War to strasznie skomplikowana i jednocześnie diabelsko nudna strategia, której twórcy bez żadnego wstydu pozwalają nam kupić praktycznie wszystko za grube pieniądze. Omijajcie ten tytuł szerokim łukiem, a jeśli czujecie wewnętrzną potrzebę zagrania w coś o piratach to polecam świetny smartfonowy port Sid Meier’s Pirates! dostępny za kilkanaście złotych i nieposiadający żadnych mikrotranskacji.