Tym razem przyglądamy się Narratologia Pawła Tkaczyka, Wojnie Starka Jacka Campella, Herezji Christie Golden i nie tylko.
Tym razem przyglądamy się Narratologia Pawła Tkaczyka, Wojnie Starka Jacka Campella, Herezji Christie Golden i nie tylko.
Kto nie zna dziejów Joanny d'Arc, skromnej dziewczyny, która dzięki boskim objawieniom poprowadziła Francję podczas wojny stuletniej do kilku ważnych zwycięstw... ten je pozna, chociażby dzięki lekturze Assassin's Creed: Herezja. Jest to wersja ubarwiona fikcyjnymi elementami - Fragmentami Edenu czy postaciami, które nigdy nie istniały. Tym razem nie jest to opowieść o świetnie wyszkolonym skrytobójcy, który poluje na ważne osobistości i stara się udowodnić, kto jest po tej dobrej stronie, ani o złych templariuszach porywających ludzi - i myślę, że to jest ogromny plus.
Główny bohater powieści, Simon Hathaway, zostaje przyjęty w szeregi Wewnętrznego Sanktuarium Zakonu Templariuszy. Mężczyzna awansuje do roli szef Działu Badań Historycznych w Abstergo. Na kartach powieści pojawiają się znani fanom uniwersum Alan Rikkin i jego córka, Sofia, doktor Victoria Bibeau, Alvaro Gramatica, Laetitia England, Otso Berg i inni - trafiamy więc do znanego świata, gdzie możemy poczuć się jak w domu.
Simon wykorzystuje wspomnienia zapisane we własnych genach, by poznać życie Joanny d'Arc. Jego celem jest dowiedzieć się czegoś więcej o mieczu dziewczyny, Fragmencie Edenu nr 25, który obecnie znajduje się w posiadaniu Abstergo - lecz nie wykazuje żadnych szczególnych właściwości. Zdawać by się mogło, że wszyscy powinni więc entuzjastycznie podejść do badań Simona, ale tak nie jest. Dlaczego? To pytanie nie pozwoliło mi przerwać czytania, póki nie przewróciłam ostatniej strony książki.
Oczywiście, Simon nie obserwuje zdarzeń z perspektywy Dziewicy Orleańskiej, dziewczyna nie mogła być jego pra-pra-prababką. Christie Golden sprytnie wybrnęła, tworząc przodka naszego protagonisty, czyli postać Gabriela Laxarta (o którym próżno szukać informacji w zapiskach historycznych - ale i to ma swoje uzasadnienie). Chłopak był bezgranicznie oddany Joannie i podążał za nią jak cień, kiedy ta dowodziła żołnierzami, więc wszystko widział na własne oczy. (No dobrze, prawie wszystko, ale żaden ważny szczegół nie umknął jego uwadze.)
Jeśli chodzi o szczegóły, zadbano o wierność faktom i rozmaite detale, jak np. scenę, w której bohaterka zostaje trafiona w głowę, lecz cudem przeżywa, albo, poważnie raniona w nogę, nadal dowodzi żołnierzami. Jednak w uniwersum Assassin's Creed Joanna swe ogromne sukcesy zawdzięcza Fragmentowi Edenu. Jej słowa czasem brzmią niedorzecznie i naiwnie, ale jej miecz to potężny artefakt, który pozwala przekonywać innych do swych racji, podnosić morale francuskich żołnierzy i wywoływać niepewność wśród Anglików. A więc nie geniusz taktyczny, a ingerencja Prekursorów pozwoliły jej odnosić niesamowite zwycięstwa.
Powszechnie wiadomo, jak zakończyła się historia Joanny d'Arc, a mimo to kibicowałam jej do końca. Kibicowałam też jej towarzyszom - Gabrielowi i Fleur. Kiedy tylko pojawili się na scenie, przewidziałam, co się z nimi stanie i miałam nadzieję, że się mylę. Nie myliłam się, strzelba Czechowa wypaliła. Z grubej rury.
Książkę polecam - uważam, że jest to jak dotąd najlepsza powieść z serii Assassin's Creed, nie oferująca powtórek z rozrywki z gier ani filmów, dojrzalsza niż Ostatni Potomkowie Matthew J. Kirby'ego. Jednocześnie ponownie trafiamy do starego, dobrego uniwersum, gdzie nie mogło zabraknąć Animusa, skoku wiary czy ukrytych ostrzy.
Akcja Spisku przeciwko Ameryce osadzona jest w latach czterdziestych. Podczas gdy Europę ogarnęła wojna, Stany Zjednoczone mogą cieszyć się względnym spokojem. Jednak nad krajem wisi widmo konfliktu, mieszkańcy obawiają się, że, podobnie jak dwie dekady wcześniej, amerykańska młodzież zostanie wysłana za Ocean, by walczyć za sprawę, która tak naprawdę ich nie dotyczy.
Głównym katalizatorem wydarzeń powieści jest Charles Lindbergh. Ten lotnik zyskał status bohatera narodowego dzięki temu, że jako pierwszy w historii samotnie przeleciał przez Atlantyk. Później jego nazwisko nie schodziło z pierwszych stron gazet za sprawą porwania jego dziecka, które kilka tygodni później znaleziono martwe. Lindbergh wsławił się również jako wynalazca - zaprojektował zegarek, który miał pilotom pomagać w nawigacji, a także stworzył pompę do perfuzji (czyli krążenia pozaustrojowego), co umożliwiło w przyszłości przeprowadzać operacje na otwartym sercu.
Jednak Lindbergh miał również swoją ciemną stronę. Nie krył swojego antysemityzmu - jego wypowiedzi o Żydach mogłyby być odebrane jako zbyt radykalnego nawet dla dzisiejszych miłośników “salutu rzymskiego” i wypisywania na murach Juden raus. Na dodatek z rąk samego Hermana Göringa otrzymał Order Zasługi Orła Niemieckiego - medal przyznawany sympatykom nazizmu i III Rzeszy mieszkającym poza granicami państwa.
Na terenie samych Stanów Zjednoczonych również prowadził działalność polityczną - był m.in. zwolennikiem izolacjonizmu i nieangażowania się w konflikty z innymi państwami. W tym miejscu akcja powieści przestaje być wierna wydarzeniom historycznym: podczas gdy w rzeczywistości działalność izolacjonistycznego ruchu America First nie wpłynęła w znaczący sposób na polityczny krajobraz USA, w Spisku przeciwko Ameryce zaowocowała ona kandydaturą Lindbergha na prezydenta. Dzięki swojej sławie oraz porywającemu hasłu Vote for Lindbergh or vote for war "Lindy" pokonał ubiegającego się o reelekcję Franklina Delano Roosevelta i ostatecznie objął najważniejszy urząd w państwie.
Spisek przeciwko Ameryce nie jest jednak typowym political fiction. Akcja powieści nie rozgrywa w Gabinecie Owalnym czy na korytarzach Białego Doma. Sam Lindbergh pojawia się na znaczkach pocztowych, w prasie, radiu, biuletynach informacyjnych w kinie - i tylko raz w oddali widać go w przelatującym w oddali samolocie. Sama powieść jest pisana w charakterystycznym dla Philipa Rotha quasi-autobiograficznym stylu. Podczas gdy najczęściej Roth kryje się za literackim alter-ego, głównym bohaterem Spisku przeciwko Ameryce jest właśnie Philip Roth.
Dzięki temu zabiegowi poznajemy wydarzenia z unikalnej perspektywy. Zamiast cynicznych rozgrywek politycznych w stylu House of Cards widzimy wpływ prezydentury na życie przeciętnej, żydowskiej rodziny z niższej klasy średniej z New Jersey. Jest to intymny portret rodzinny, w którym poznajemy młodego chłopca, który dopiero odkrywa swoją tożsamość i próbuje zrozumieć, dlaczego ktoś miałby go nienawidzić za jego pochodzenie. Poznajemy także jego starszego brata, który tę tożsamość chce odrzucić, dla którego bycie Żydem jest równoznaczne ze słabością i biernością. Widzimy także ich rodziców, którzy przede wszystkim boją się o swój los i o los swoich dzieci, a także kuzyna i to, jak wojna zabiła jego młodzieńczy idealizm.
Powieść wyróżnia się także swoją powściągliwością. Roth oparł się pokusie przedstawienia Lindbergha jako nazisty z krwi i kości. Za jego prezydentury nad Białym Domem nie zawisnęła swastyka, a Żydów nie wtrącono do obozów koncentracyjnych. Dzięki temu czytelnik jest w stanie jeśli nie utożsamić się, to chociaż zrozumieć apologetów Lindbergha. Przez większość powieści trudno mieć stuprocentową pewność, czy strach Żydów przed represjami jest w pełni uzasadniony, czy też jest to jedynie paranoja. Nadaje to z jednej strony wiarygodności opisanym wydarzeniom i ludzkim postawom, z drugiej strony powieść staje się bardziej uniwersalna.
Spisek przeciwko Ameryce warto przeczytać nie tylko ze względu na, poniekąd słuszne, analogie między wydarzeniami z książki i obecnymi trendami w polityce. Ta powieść to wiele więcej niż political fiction - jest to tak naprawdę studium rodziny, tożsamości i emocji - od paranoi, przez strach, aż po nienawiść.
Strasznie żałuję, że po książkę Wojna Starka sięgną prawdopodobnie jedynie fani powieści militarnych osadzonych w klimatach science-fiction. Samo tło fabularne niekoniecznie zachęca do lektury, gdyż Jack Campbell (oficer w stanie spoczynku United States Navy) przedstawia wizję świata, w którym Amerykanie – po zajęciu wszystkich terenów na Ziemi – zbyt późno zorientowali się, że powinni także przejąć kontrolę nad Księżycem. I teraz, rzecz jasna, próbują to nadrobić.
Wojna Starka jest oczywiście książką o walkach z siłami nieprzyjaciela. Nie są one jednak ukazane tak, jak w kasowych filmach czy też grach komputerowych. Każde życie jest na wagę złota, a wystrzelenie pocisku w stronę wroga okazuje się kiepskim rozwiązaniem (i ostatecznym). Mimo to akcja zdecydowanej większości fabuły rozgrywa się nie na polu bitwy, ale właśnie poza nim. Poznajemy codzienne życie członków załogi sierżanta Ethana Starka, a także jego samego, i wielu innych, bardzo ważnych postaci drugoplanowych (np. pewnego generała dowodzącego swoimi jednostkami zza biurka).
Nie jest to więc nic w stylu "bajeczki dla dorosłych", w której na każdej stronie mamy kilka trupów, a wszystkiemu towarzyszą efektowne wybuchy i liczne przekleństwa, ale raczej książka o ludziach. Wspomniany już Ethan Stark to postać niezwykle charyzmatyczna. Nie do końca wiem, czy zdołałem go polubić, ale na pewno zrozumiałem, dlaczego nie zawsze wykonuje powierzone mu zadania, często działając brew rozkazom, na własną rękę. Jego zachowanie pokazuje, ile jest warte życie ludzkie i że czasem trzeba mocno zaryzykować (nawet własnym ciałem), by uratować innych z opresji.
Wojna Starka niesie ze sobą kilka morałów, a przy tym charakteryzuje się prostym językiem. Dzięki temu książkę czyta się bardzo płynnie i szybko. Ale to dobrze, bo po skończeniu recenzowanej pozycji na lekturę czekają kolejne dwie części. Jeszcze nie wiem, czy trzymają tak samo dobry poziom, co pierwsza, ale nawet jeśli nie, to i tak warto po nią sięgnąć, bo to po prostu dobra książka. Nawet jeśli nie preferujecie klimatów militarnych, wojennych czy science-fiction, ale szukacie ciekawej powieści ukazującej ludzkie oblicza.
Premiera nowej książki Pawła Tkaczyka to z kilku powodów wydarzenie sporego kalibru. Założyciel agencji marketingowej Midea to autor jednej z najlepszych książek o budowaniu marki firmy (Zakamarki marki), który swego czasu upowszechniał w Polsce pojęcie grywalizacji, co zresztą również zakończyła się książką (Grywalizacja). Dla mnie osobiście Paweł Tkaczyk to z kolei niesamowity mówca, którego wystąpienia (dostępne na YouTube) zachęciły mnie do głębszego zainteresowania się marketingiem. Biorąc pod uwagę, że dzięki temu dzisiaj jestem specjalistą w tej dziedzinie w jednej z największych polskich firm bukmacherskich, mam u Pawła Tkaczyka spory dług wdzięczności. Nawet mimo tego, że nigdy nie spotkałem go osobiście.
Narratologia to książka wyjątkowa również z innych względów. Paweł Tkaczyk storytellingiem zajmuje się od dawna, ucząc go na konferencjach i szkoleniach. Do książki podchodził wiele razy, kilkakrotnie zaczynał też od nowa. Taka dbałość o jakość sprawiła, że efekt końcowy to obecnie prawdziwa Biblia storytellingu, która powinna być pozycją obowiązkową dla każdego zainteresowanego tematem.
Książka przede wszystkim rozkłada na części znane nam historie, pokazując tym samym jak wiele w nich schematów. Niemalże każdy rozdział to nowa wiedza na temat budowy dobrej opowieści. Czasami można było odnieść wrażenie, że niektóre kultowe historie powstały dzięki ciężkiej pracy zdolnych rzemieślników składających do siebie pojedyncze klocki, a nie artystów. To dobra wiadomość dla wielu twórców. Nie trzeba być wybitnym pisarzem, aby wykreować ciekawą i angażującą historię. Oczywiście bez odpowiedniej ilości kreatywności się nie obejdzie, ale to już inna kwestia. To troszkę jak z architekturą. Nawet najwspanialsze budowle tego świata muszą spełniać pewne kryteria, aby się nie zawalić. To samo tyczy się dobrych historii.
Paweł Tkaczyk, mimo iż uczy jak opowiadać historie, sam ich nie tworzy (chyba, że w wersji mini, na potrzeby kampanii reklamowych tworzonych przez jego agencję marketingową). Skąd w takim razie czerpie wiedzę i dlaczego mamy mu wierzyć? Narratologia to nie przemyślenia pojedynczej osoby, a zbiór wiedzy gromadzonej przez lata. Paweł Tkaczyk w żadnym momencie nie opisuje swoich prywatnych opinii, tylko zawsze podpiera się twardymi dowodami. Dzięki temu Narratologia ma wyjątkową wartość. Widać po tej książce, że stworzył ją człowiek niezwykle inteligentny i z ogromną wiedzą gromadzoną przez lata. Nie jest sztuką spisać swoje przemyślenia. Prawdziwą wartością jest wieloletnie gromadzenie informacji i opisanie ich w tak przystępny sposób.
Na koniec o Narratologii mogę napisać tylko tyle, że to pozycja wręcz obowiązkowa dla każdego zainteresowanego tematem. Szczerze wątpię, aby dało się w Polsce znaleźć równie precyzyjne i wartościowe podsumowanie wiedzy z zakresu storytellingu. W szczególności powinni się tym zainteresować twórcy gier. Oni na tej lekturze skorzystają najwięcej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!