Agents of Mayhem jest niesamowicie grywalne i potrafi wciągnąć na długie godziny, o ile zdołamy przymknąć oko na pewne niedociągnięcia.
Agents of Mayhem jest niesamowicie grywalne i potrafi wciągnąć na długie godziny, o ile zdołamy przymknąć oko na pewne niedociągnięcia.
Nietrudno przewidzieć, w jakim kierunku będą zmierzać kolejne wydarzenia fabularne. Agents of Mayhem oferuje typowy scenariusz, którego śledzenie nie byłoby przyjemnością, gdyby nie fakt, że autorzy w kolejnych przerywnikach filmowych regularnie nabijają się ze dzisiejszego świata, w tym między innymi celebrytów (ludzi znanych z tego, że są znani) i współczesnych gadżetów (gogli wirtualnej rzeczywistości), a także odwołują się do licznych stereotypów. Istotne znaczenie dla opowieści mają członkowie MAYHEM-u. Na początku dysponujemy jedynie trzema postaciami, ale z biegiem czasu dołączają do nich kolejne. Rekrutujemy je wykonując dodatkowe zadania, podczas których oglądamy zrealizowane w komiksowej oprawie graficznej cut-sceny przybliżające nam sylwetki poszczególnych bohaterów.
Trzeba przyznać, że w Agents of Mayhem nie ma dwóch takich samych postaci. Nawet jeśli pozornie niektóre z nich są bardzo podobne do siebie (jak np. jeżdżąca na rolkach Stokrotka, która sieje spustoszenie za pomocą mini-guna czy też Fortuna rozprawiająca się z wrogami przy wykorzystaniu dwóch pistoletów), to w istocie każda z nich oferuje zgoła odmienny przebieg rozgrywki. Mamy tu również zabójczo przystojnego Hollywooda z wielkim karabinem szturmowym, Ramę z energetycznym łukiem (ŁUK, wg tłumaczy, to nic innego jak Łowca Uzbrojonych Kretynów - jest w tym sporo prawdy), a także Braddock - kobietę odpalającą cygaro od swojego karabinu.Łącznie organizacja MAYHEM zrzesza 12 bohaterów (a właściwie 13., bo do zamówień przedpremierowych dodawany jest Johny Gat z Saints Row jako bonus), ale przed rozpoczęciem każdej misji wybieramy trzech spośród nich. Twórcom naprawdę udało się zaprojektować aż tyle różnorodnych postaci. Mamy tu lalusiów, mięśniaków, kuso odziane niewiasty i nie tylko. Niektóre, mimo iż oferują unikatowe elementy wyposażenia i zdolności, pełnią niestety rolę "zapchajdziury". Po co męczyć się, rzucając sztyletami w kierunku wrogów (tak robi Szeherezada) czy też zamrażać ich wolnym pistoletem (jak przypakowany Yeti), skoro można sięgnąć po znacznie lepsze rozwiązania (nic tak nie zrówna wrogów z ziemią, jak potężna fala uderzeniowa czy seria pocisków) - dlatego też przez większą część kampanii w mojej drużynie znajdowały się: Fortuna, Stokrotka i Braddock.
Przedstawione wydarzenia rozgrywają się w futurystycznej wersji Seulu. Autorzy gry postawili na otwarty świat, ale tak naprawdę nie do końca wiedzieli, co zrobić z tak dużym obszarem. Efektem tego jest fakt, że pomiędzy wykonywaniem kolejnych zadań możemy snuć się bez celu po ulicach wirtualnego miasta, by zebrać liczne znajdźki (np. skrzynie z przedmiotami do tworzenia nowych elementów wyposażenia czy też kryształami pozwalającymi nam na rozwinięcie dodatkowych umiejętności postaci), ale oprócz tego, tak naprawdę nie mamy tu wiele do roboty. Same misje oferują natomiast połączenie dynamicznych strzelanin (i pisząc dynamicznych mam na myśli niezłą "rozpierduchę", której towarzyszy nieziemski chaos na ekranie) oraz pościgów samochodowych. Nie ma tego wiele, ale mimo wszystko twórcom udało się urozmaicić kolejne zadania kilkoma sposobami.Agents of Mayhem pozwala na wchodzenie w interakcje z rozmaitymi obiektami otoczenia, które możemy zhakować (włamywanie się to nic innego, jak łatwa mini-gierka zręcznościowa), by zyskać dostęp do materiałów LEGION-u. Gra umożliwia również skanowanie obszaru w celu odnalezienia wejścia do kryjówki naszych antagonistów oraz zlokalizowania komputerów znajdujących się w bazie wroga. Czasem musimy porwać wskazany pojazd i dowieźć go na miejsce, po drodze likwidując inne samochody, a niekiedy nasze zadanie skupia się na masowej destrukcji wynalazków należących do wspomnianych już przeciwników. O ile w misjach głównych twórcy świetnie żonglują tymi koncepcjami, zapewniając ciekawą i angażującą rozgrywkę, o tyle w przypadku zadań pobocznych sprawa nie wygląda już tak różowo. Słowo klucz to recykling. Operacje poboczne polegające na rekrutowaniu członków MAYHEM-u są do siebie bardzo podobne, niekiedy nawet identyczne. Co prawda kierujemy w nich innym bohaterem, ale rozprawiamy się z tymi samymi przeciwnikami, na tych samych arenach.
Napisałem we wstępie, że Agents of Mayhem jest niesamowicie grywalne i potrafi wciągnąć na długie godziny. To zasługa wspomnianej już różnorodności w zakresie dostępnych bohaterów, rozbudowanego systemu rozwoju postaci oraz mechaniki strzelania. Pokonywanie kolejnych członków LEGION-u nieustannie sprawia ogromną frajdę, a opcja przełączania się między naszymi protagonistami pozwala na bieżąco reagować na to, co dzieje się na ekranie (kiedy sterujemy jednym z nich, pozostali nie są widoczni na polu walki; w tym czasie regeneruje się wytrzymałość ich pancerza, natomiast punkty życia pozostają bez zmian). Każdy z nich posiada inne specjalizacje, co nie jest tylko zbędnym dodatkiem, gdyż w niektórych misjach potrzebujemy hakera, innym razem konieczne jest zabranie ze sobą postaci zdolnej do przebijania skóry nieprzyjaciela. Oprócz tego należy zaznaczyć, że bohaterowie dysponują umiejętnościami specjalnymi (wtedy zaczyna się totalna rozwałka), a pokonując wrogów zapełniamy specjalny pasek, który z czasem pozwoli aktywować umiejętności MAYHEM-u (po jej uruchomieniu momentami ciężko ogarnąć sytuację, ale i wrogowie padają jak muchy).Pomiędzy wykonywaniem kolejnych zadań możemy przenieść się do ARK-u, czyli swojego rodzaju hubu, w którym odwiedzimy postacie niezależne, oferujące możliwość odblokowania nowych pojazdów czy wytworzenia kolejnych przedmiotów (szczególnie warta uwagi jest druga szansa, która pozwala na natychmiastową regenerację punktów zdrowia całej naszej drużyny w momencie śmierci). W tym miejscu zapoznajemy się z informacjami na temat następnych zadań. Lokacja ta nie jest szczególnie rozbudowana i tak naprawdę wraca się do niej niezwykle rzadko, gdyż misję można także rozpocząć z poziomu głównego menu. Dzięki niemu możemy również wydać zdobyte punkty doświadczenia czy też wybrać gadżety, z których chcemy korzystać podczas rozgrywki.
Samo ukończenie głównego wątku fabularnego w Agents of Mayhem to zabawa na grubo ponad 20 godzin. W tym czasie musimy nie tylko zaliczyć wszystkie misje kampanii, ale także niektóre operacje, czyli zadania umożliwiające odblokowanie nowych agentów. Oprócz tego dostępne są również inne aktywności poboczne, jak na przykład kontrakty, które - wg menu gry - można realizować wspólnie z innymi graczami (nie można było tego zweryfikować przed premierą) oraz nieskomplikowane questy polegające na destrukcji kryjówek LEGION-u w celu zdobycia gotówki czy też dodatkowych przedmiotów. Co prawda ciężko tutaj mówić o konieczności grindowania, ale zdarzały się sytuacje, w których gra odradzała rozpoczęcie zadania powiązanego ze scenariuszem, gdyż poziom agencji MAYHEM-u był zbyt niski (trzeba było więc zdobyć punkty doświadczenia w misjach opcjonalnych).Jeśli liczyliście na bezpośrednie żarty czy też w ogóle ogromną dawkę humoru niczym w Saints Row, możecie poczuć się nieco zawiedzeni. Owszem, Agents of Mayhem nie stara się być grą poważną, bo to wciąż parodia gatunku, ale twórcy zamiast wzbudzać u odbiorcy niekontrolowane wybuchy śmiechu (a czasem i zażenowania), raczej nawiązują do tego, co możemy spotkać we współczesnym świecie, starając zachęcić odbiorców do refleksji. Zamiast śmiać się, będziemy na przykład oglądać kolejne filmiki i patrzeć na to, jak technologia zawładnęła współczesnym życiem, a my się temu podporządkowaliśmy (w taki sposób, jak autorzy GTA 5 nawiązywali do Facebooka, który w świecie gry Rockstara nazwano Lifeinvader). Sama opowieść jest zrealizowana z przymrużeniem oka, a jej stereotypowi bohaterowie przywołują na myśl postacie z innych gier, filmów czy nawet prawdziwego życia.
Agents of Mayhem nie jest jednak grą bez wad. Szczególnie doskwiera wspomniany już recykling. Odwiedzanie kryjówek LEGION-u początkowo sprawiało wiele przyjemności, ale kiedy okazało się, że autorzy poszli na łatwiznę i kolejne takie lokacje przygotowano metodą "kopiuj i wklej", a gra zmusza do ich odwiedzania w celu osiągnięcia postępów, starałem się przebiec te miejscówki jak najszybciej. W początkowej fazie zabawy wciąż odwiedzałem te same rejony wirtualnego Seulu, więc towarzyszyło mi uczucie monotonii (mogłem pojechać gdzie indziej, ale po co?). Dopiero z czasem trafiłem do innych dzielnic tego miasta, które wyglądały już znacznie ciekawiej. Parę razy zdarzyło się, że podczas przywoływania samochodu (nie trzeba ich kraść jak w GTA), moje auto zderzyło się z innymi, co uniemożliwiło mi skorzystanie z pojazdu.Nie można powiedzieć, że Agents of Mayhem wymyśla koło na nowo. Nie można również dodać, że gra jest pozbawiona wad. Mimo to błyszczy tam, gdzie jest to najważniejsze. Za sprawą różnorodnych postaci i świetnie zrealizowanej mechaniki strzelania ciężko oderwać się od ekranu. Te dwa aspekty rozgrywki sprawiają, że jesteśmy w stanie przymknąć oko na zbyt podobne do siebie lokacje w misjach pobocznych czy też przestać narzekać na brak aktywności pomiędzy misjami.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!