Gdyby ktoś napisał podręcznik "jak tworzyć metroidvanię?", to w pierwszej kolejności powinni go przeczytać autorzy Sundered.
Gdyby ktoś napisał podręcznik "jak tworzyć metroidvanię?", to w pierwszej kolejności powinni go przeczytać autorzy Sundered.
System walki w Sundered nie tylko nie pozwala na dostosowanie stylu zabawy do preferencji gracza, ale w dodatku mocno ogranicza jakąkolwiek kreatywność, zmuszając do nieustannego wciskania jednego przycisku. Z czasem możemy zrobić użytek z potężnego działka, którego amunicja jest jednak mocno ograniczona, ale nie stanowi to wielkiego urozmaicenia. Dodając do tego fakt, że wrogowie pojawiają się praktycznie znikąd, a ich liczba generowana jest losowo, ciężko mówić tu o jakiejkolwiek frajdzie płynącej z zabawy. Brakuje tu skomplikowanych kombinacji ataków, z których moglibyśmy skorzystać, czy też rozmaitych alternatywnych ciosów do wyprowadzania podczas starć z przeciwnikami.
Nieporozumieniem okazuje się nawet drzewko rozwoju postaci, a raczej statystyk postaci. Liczba dostępnych umiejętności do odblokowania (takich prawdziwych, zmieniających jednak niewiele w samej grze) jest naprawdę uboga. Po każdej śmierci w Sundered (czy też w momencie, kiedy sami zdecydujemy się na powrót do Sanktuarium z poziomu głównego menu w grze) możemy wydać zdobyte okruchy (nie tracimy ich w momencie zgonu), czyli swojego rodzaju punkty doświadczenia, na zakup rozmaitych ulepszeń. Nie ma tu zatem typowego ekranu ze statystykami, ale raczej perki, dzięki którym zwiększamy liczbę zadawanych obrażeń lub punktów zdrowia naszej protagonistki. Samo drzewko owszem, jest imponujące, ale skonstruowane tak, byśmy musieli najpierw zdobyć mniej przydatne talenty, by potem odblokować te lepsze. To nic złego, ale szkoda, że kiedy staniemy się naprawdę potężni, walka z przeciwnikami nie będzie stanowić żadnego wyzwania (początek, kiedy Eshe nie dysponuje żadnymi bonusami jest natomiast bardzo trudny), odbierając nam jakąkolwiek chęć do dalszej eksploracji. Wadą jest więc nieodpowiednio zbalansowany poziom trudności.
Grze nie pomaga nawet system losowo generowanych lokacji. Owszem, kluczowe miejsca wpływające na przebieg fabuły, pozostają tu nienaruszone (jak chociażby arena z bossem). Wszystkie inne pomieszczenia po każdorazowej śmierci postaci zostają natomiast przetasowane. Początkowo można odnieść wrażenie, że liczba klocków potrzebnych do stworzenia poszczególnych lokacji jest naprawdę imponująca, ale wystarczy kilkadziesiąt zgonów, by zauważyć, że także tutaj autorzy Sundered nie stanęli na wysokości zadania. Losowo generowane miejscówki są pozbawione klimatu i tworzone na jedno kopyto. Zupełnie niepotrzebnie, zwłaszcza że i tak bez problemu docieramy do bossa, a jedyną rzeczą, która może nas zaskoczyć, jest pojawienie się niezliczonej liczby wrogów.
Fabułę można na siłę zaliczyć do plusów, bo jest wystarczającym pretekstem do wybijania kolejnych przeciwników. Trafiamy do niebezpiecznego świata powstałego na ruinach starej cywilizacji, gdzie jako wojowniczka imieniem Eshe podążamy za wskazówkami tajemniczego przewodnika. Odwiedzając kolejne jaskinie staramy się poznać sekrety miejsca, w którym toczy się akcja Sundered, zauważając przy okazji, że scenariusz nie należy do wybitnych. Mówimy tu raczej o fabule bazującej na oklepanych schematach. Mimo wszystko trzeba zaznaczyć, że zbieranie pradawnych okruchów, a także sposób ich wykorzystania podczas rozgrywki, ma bezpośredni wpływ na przebieg niektórych zdarzeń.Niezaprzeczalną zaletą Sundered są natomiast walki z bossami. Przede wszystkim starcia te należą do bardzo wymagających niezależnie od stopnia rozwoju postaci. Już nawet samo ujęcie na monstrualnych przeciwników może przyprawić o zawrót głowy, bo Eshe okazuje się bardzo mała w stosunku do "szefów" widocznych na ekranie. Na uwagę zasługuje także sam projekt tych wrogów oraz liczba zróżnicowanych ataków, którymi dysponują. Sprawia to, że pokonanie bossa w pierwszym podejściu jest praktycznie niemożliwe, ale wymaga nauki. Trzeba zrozumieć nie tylko zachowanie takiego przeciwnika, ale i zorientować się, w których momentach najlepiej unikać ciosów, a kiedy zadawać obrażenia.
Oprawa wizualna w Sundered nie jest może najwyższej jakości. Teksturom momentami brakuje ostrości, a w niektórych lokacjach można byłoby pokusić się o większa liczbę detali, ale tym, co przykuwa wzrok odbiorcy jest z pewnością styl graficzny zaproponowany przez twórców. Nie licząc miejsc generowanych w systemie losowym (te są raczej puste i pozbawione specyficznej atmosfery), jest tu na czym zawiesić oko. Już początkowa kapliczka wygląda naprawdę świetnie, a dalej nie jest wcale gorzej. Zwiedzanie klimatycznych lasów, terenów pustynnych, pogrążonych w mroku lochów czy też różnorodnych jaskini, byłoby autorzy przyłożyli się do rozgrywki tak samo, jak do grafiki. Co z tego, że gra serwuje nam ucztę dla oczu, skoro o mechanice zabawy nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego?
W dobie tak udanych metroidvanii, jak chociażby Hollow Knight, czy też w czasach, kiedy na rynku ukazują się niezależne perełki w stylu Cuphead (tak, wiem że to nie metroidvania, ale gra poniekąd zbliżona do dzieła Thunder Lotus Games), tworzenie nijakiego Sundered praktycznie mija się z celem. Owszem, w ogólnych założeniach gra autorów wyśmienitego Jotun prezentuje się całkiem dobrze, co zresztą skłoniło mnie do jej zrecenzowania, bo liczyłem na hit, ale w praktyce okazuje się, że twórcy nie zdołali odpowiednio zrealizować swojej koncepcji.