Tinder wśród gier powraca ze swoją kontynuacją.
Tinder wśród gier powraca ze swoją kontynuacją.
Tak, Reigns: Her Majesty można spokojnie nazwać Tinderem wśród gier. Twórcy gry postanowili powtórzyć sukces pierwszej części i stworzyli kontynuację swojego tytułu. Jeśli graliście w pierwszą część, z pewnością w lot podchwycicie wszystkie kluczowe zasady gry. Nie są one specjalnie skomplikowane. Polegają, jak już to zostało wspomniane, na podejmowaniu kluczowych decyzji odnośnie państwa na zasadzie przesuwania kart w prawo lub w lewo - dokładnie jak w Tinderze, z tym, że tu po dwóch stronach stawiane są dwie decyzje. Podobnie jak w części pierwszej i tutaj mamy cztery parametry, których musimy bezustannie pilnować. Nasze decyzje wpływają na duchowieństwo, skarbiec, lud oraz wojsko. Wszystkie elementy muszą idealnie się dopełniać, a każdy nasz błąd może kosztować królową głowę. A tę bardzo łatwo stracić.
W grze chodzi przede wszystkim o zachowanie równowagi w każdej dziedzinie, o której była już mowa. Kościół nie może być zatem całkowicie pomijany, ale biskup nie może nam też wchodzić na głowę i próbować kontrolować królową zza pleców. Armia również nie może się wywyższać, a jej brak to pewny kataklizm. Proste? Nie możecie się bardziej mylić. Równowaga w takim przypadku jest niemalże niemożliwa i dlatego kończy się najczęściej bardzo szybkim zgonem królowej. Trzeba uważać, aby poszczególne wskaźniki nie dobiły do minimum lub maksimum. Oznacza to, że w następnej „rundzie” decyzji najzwyczajniej w świecie pożegnamy się w ówcześnie panującą. W Reigns: Her Majesty nie ma jednak odwrotu i każda z naszych decyzji jest ostateczna, więc nie ma możliwości powtarzania niektórych pytań. Niektóre możemy sprytnie wyminąć korzystając z magicznych sztuczek, które poznajemy podczas rozgrywki. Nie zawsze jednak osiągają one pożądany skutek. Nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje będą następowały po naszej decyzji.
Warto zaznaczyć, że gra niespecjalnie przykłada wagę do zgonów kolejnych bohaterek. Ma to sens, ponieważ nasze protegowane giną średnio co kilka do kilkanaście lat (czyli jakieś 5-10 minut w grze, w zależności od naszych umiejętności szybkiego czytania). Po krótkim podsumowaniu po prostu wskakujemy w skórę kolejnej kandydatki. W Reigns jeśli nie „ubiją” nas własne decyzje, to w trakcie gry możemy znaleźć przykładowo magiczny napój, który okaże się trujący nie tylko dla nas, ale dla całego naszego społeczeństwa.
Reigns: Her Majesty to także ciekawe, ale żartobliwe zakrzywienie rzeczywistości. Pierwsza część była absurdalna, ale druga wspina się znacznie wyżej. Widzimy tutaj znane z poprzedniej odsłony postacie, ale także zupełnie nowe twarze. Każda z nich wprowadza osobny klimat, ale stanowcza większość to po prostu karykatury dworzan z tamtych lat. Opowieści z kart są spójne i składają się na pełną, ciekawą historię, która tłumaczy nam co w zasadzie zrobiliśmy nie tak, że nasza królowa poległa w walce o długie i poczciwe panowanie. Nie spodziewajcie się też, iż będziecie strzelać z decyzjami w tej grze. To po prostu najzwyczajniej w świecie nie wypali i bardzo szybko będziecie musieli pożegnać się z kolejną bohaterką na tronie.
Reigns: Her Majesty to przede wszystkim nowe karty, wyzwania oraz historie, ale i stara mechanika. Wygląda to jak dobrze dopracowany dodatek, a nie nowa odsłona. Z drugiej strony kart jest naprawdę sporo, a odblokowanie wszystkich będzie z pewnością stanowiło nie lada wyzwanie. Grę naprawdę ciężko odstawić, bo przecież to tylko kilka ruchów w prawo czy w lewo. Bardzo szybko jednak te kilka przesunięć zamienia się w kilkanaście i kilkadziesiąt, a na zegarze wybija północ.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!