Niektórym nie przeszkadza w jaki sposób rząd chce promować polską kulturę i historię w grach. Ja stoję po przeciwnej stronie barykady.
Pisząc swoją polemikę do artykuły Kamila powinienem pewnie wspomnieć, że zaliczam się do grona „korwinowo-balcerowiczowych neoliberałów” (sic!). Niestety nie, bo jednak obie postaci więcej dzieli niż łączy. W zasadzie to porównywanie nieskutecznego polityka bez większej wiedzy z jednym z największych polskich ekonomicznych autorytetów na świecie jest, mówiąc delikatnie, chybione. Zostawmy to jednak na bok i skupmy się na temacie, a więc ulgach dla polskich twórców gier wideo, którzy w swoich produkcjach umieszczają elementy promujące rodzimą kulturę czy historię. Tak przynajmniej wygląda ogólny plan. Wątpliwości co do sensu mam na kilku różnych płaszczyznach.
Co rząd wie o branży gier wideo?
Wydaje mi się, że niewiele. W komunikacie dot. planów rządu opublikowanym przez PAP czytamy między innymi, że:
W roku 2017 rodzimy rynek gier wideo pod względem wartości zajmował 23. miejsce na świecie i 7. miejsce w Europie (…)
Konia z rzędem temu, kto wskaże 22 państwa z bardziej rozbudowaną branżą gier wideo niż kraj, który ma u siebie takie studia jak CD Projekt, Techland, 11 bit Studios, PlayWay, Flying Wild Hog, The Astronauts, People Can Fly, Bloober Team i wiele innych. Jak twierdzi sam rząd, w naszym kraju istnieje ok 330 producentów gier, z czego aż 18 firm notowanych jest na giełdzie (tempo debiutów jest tak duże, że jakiś czas temu sam przestałem liczyć). Polska jest więc jednym ze światowych liderów. Ciągle daleko nam do USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Japonii czy Chin. Mimo wszystko należy uznawać nas za ścisłą czołówkę. Skąd więc to 23. miejsce? Otóż w różnych tego typu publikacjach rząd zazwyczaj podaje dane firmy analitycznej Newzoo. Problem w tym, że odnoszą się one do wielkości sprzedaży gier w Polsce. Tam się liczy to ile kupujemy gier, a nie ile krajowe firmy ich produkują i sprzedają na świecie. To są zupełnie inne dane.
Druga część wspomnianego wyżej zdania jest równie kuriozalna.
(…)generując 0,10 proc. polskiego PKB, podczas gdy w przodujących pod tym względem krajach, takich jak np. Japonia, Korea Południowa, Chiny czy Ukraina, wartość ta była nawet 2-3 razy większa.”
Zaskakujące skąd tam wzięła się Ukraina. Ile potraficie wymienić gry z tego kraju? Czym nasi wschodni sąsiedzi zaimponowali w ostatnich latach? Czy potraficie wymienić coś więcej oprócz świetnej serii Metro? Argumentacja rządu jest więc momentami tak absurdalna, że trudno brać na poważnie jego propozycje.
Kolejne wątpliwości wzbudza test kulturowy, który gry musza przejść aby otrzymać ulgę. Rząd nie mówi jakie dokładnie kryteria będą brane pod uwagę (oprócz dosyć ogólnych haseł, o których nieco niżej). Nie wiemy również kto będzie ten test przeprowadzać. Wolałbym nie wchodzić w tematy polityczne, ale mimo wszystko pominięcie tego wątku jest wielkim błędem. Obecna ekipa zasłynęła z nachalnej promocji niektórych, wygodnych dla niej wydarzeń historycznych (Żołnierze Wyklęci) czy wręcz zakłamywanie faktów (np. konkursy promujące Lecha Kaczyńskiego jako przywódcę Solidarności czy niedawna deklaracja premiera, że negocjował on wejście Polski do Unii Europejskiej). Jaką więc mamy gwarancję tego, że ulgi nie staną się kolejnym narzędziem propagandy? Jakkolwiek nie brzmi to nierealnie, takie obecnie mamy otoczenie polityczne i nie należy pomijać tego wątku.
Promocja polskiej kultury, czyli co?
We wspomnianej wyżej informacji opublikowanej przez PAP czytamy kilka ogólnych stwierdzeń wyjaśniających, jakie zagadnienia obejmować będzie test kulturowy.
Jak podano, wykorzystywane w teście kulturowym, precyzyjnie zdefiniowane kryteria będą się odnosiły m.in. do następujących elementów: miejsce akcji, główni bohaterowie, obecność elementów dziedzictwa kulturowego lub historycznego, bazowanie na narracji i dialogach, wykorzystanie oryginalnego IP, wykorzystanie elementów innowacyjnych, produkcja większości elementów gry na terytorium RP oraz zatrudnienie przy produkcji obywateli lub rezydentów Europejskiego Obszaru Gospodarczego.”
Nie jest więc powiedziane, że gra musi w jakikolwiek sposób promować polską kulturę czy historię. Wręcz przeciwnie, niektóre kryteria są tak ogólne, że podchodzić pod to będzie mogło większość gier powstających w Polsce. Weźmy za przykład This War of Mine. W jaki sposób tytuł ten promuje polską kulturę czy historię? 11 bit stworzyło tę produkcję dzięki inspiracjom zaczerpniętym ze wspomnień ludzi, którzy przeżyli oblężenie Sarajewa. Mimo wszystko można ten projekt podciągnąć pod ulgi, ponieważ spełnia on kilka wyżej wspomnianych kryteriów. Konkretnie chodzi o:
główni bohaterowie (w grze twarze postaci to prawdziwi pracownicy 11 bit Studios)
bazowanie na narracji i dialogach
wykorzystanie oryginalnego IP
wykorzystanie elementów innowacyjnych (program GameINN pokazał, że wszystko może być innowacją)
produkcja większości elementów gry na terytorium RP
GramTV przedstawia:
Gra, która w żaden sposób nie promuje polskiej kultury i historii (z drobnym wyjątkiem w postaci piosenki „Zegarmistrz Światła Purpurowy” w jednym ze zwiastunów), powinna wg tych kryteriów załapać się na ulgę podatkową. Nie trzeba więc tworzyć kolejnego Uprising 44. Zresztą o tej grze nie powinniśmy w ogóle mówić w tym kontekście. Studio, aby otrzymać ulgę, najpierw musi zacząć zarabiać (podatki w końcu płacone są od zysku), a twórcy wspomnianej produkcji raczej nie doczekali takich luksusów. Prędzej więc studia na siłę będą wprowadzać elementy, które pozwolą im załapać się na ulgę. Przykładowo akcja wszystkich symulatorów od PlayWay może rozgrywać się w Polsce. W jakimś miejscu zostanie to zaznaczone, ale z punktu widzenia gracze nie będzie miało znaczenia gdzie znajduje się garaż z Car Mechanic Simulator. Co innego perspektywa testu kulturowego i urzędnika, który będzie podejmował decyzje.
Tym samym ulga zamiast zachęcać do promowania polskiej kultury i historii, będzie jedynie przyciągać kombinatorów. Oczywiście jako wielki fan i obserwator rodzimej branży gier wideo powinienem się z tego cieszyć. Skoro leży mi na sercu rozwój krajowych producentów, powinienem być zadowolony że w łatwy sposób zmniejszą się ich obciążenia fiskalne (z drugiej strony trzeba pamiętać o potencjalnych problemach przy rozliczaniu, to jednak temat na kilka osobnych akapitów, na które brakuje już miejsca). Bardziej jednak niż na polskich studiach zależy mi na dobru całego kraju. Nic nie jest za darmo. Rząd nie ma drzewa, na którym rosną pieniądze. Każda ulga czy dotacja kosztuje. W ostatnich 3 latach suma nowych danin i podwyżek już obowiązujących wynosi ponad 30. Nie zawsze to widać gołym okiem, ale zawsze to my, obywatele płacimy za takie rozdawnictwo. Wolałbym, aby pieniądze były wydawane w sposób bardziej racjonalny.
Czy w ogóle potrzebujemy promocji polskiej historii i kultury?
Kamil w swoich tekstach przekonuje, że gry powinny pełnić rolę promotora krajowej historii. Ja jednak uważam, że prywatne firmy najwięcej dla kraju zrobią rozwijając się, tworząc nowe miejsca pracy czy płacąc podatki. Powinny one przede wszystkim zarabiać pieniądze, a nie realizować populistyczne cele jednej czy drugiej ekipy rządzącej. Mamy już dość przykładów ogromnego marnotrawstwa spółek, które realizowały plany polityków. Firmy prywatne powinny samodzielnie decydować co jest dla nich najlepsze. Wiele zresztą razy przedstawiciele największych rodzimych firm swoimi wypowiedziami stawali w opozycji do teorii głoszonych przez Kamila. Wspomniane wyżej 11 bit Studios kilkukrotnie podkreślało, że nie ma zamiaru robić This War of Mine w realiach Powstania Warszawskiego (prywatnie jednak uważam, że taki miks mógłby okazać się świetnym krokiem w rozwoju marki). Niechęć do podejmowania tej tematyki przed kilkoma laty wyrażał również Techland.
Nie sądzę, aby ulgi spowodowały powstanie większej liczby gier typu Uprising 44 czy Enemy Front (tam również jest fragment rozgrywający się w czasie Powstania Warszawskiego). To raczej próba przekonania obecnych ekip, aby częściej korzystały z rodzimej historii i kultury. Najlepsze krajowe studia są jednak zbyt duże i profesjonalne, aby skusić się na coś takiego. Zresztą czy faktycznie tego chcemy? Ile razy gracze mówią o niezależności twórców czy panach w garniturach, którzy ingerują w ich swobody artystyczne narzucając „komercyjne” rozwiązania, które kosztem jakości mają podnieść zyski? Ja bym chciał, aby polskie studia robiły takie gry jakie uważają za stosowne, a nie takie, jakie zapewnią im ulgi podatkowe. Niech korzystają z dorobku polskiej kultury i historii, bo pewnie da się tam znaleźć wiele świetnych tematów. Oby tak się stało. Niech jednak decydująca będzie jakość projektu, a nie chęć skorzystania z ulgi.
Pamiętajmy też, że rodzime ekipy nie potrzebują ulg, aby sięgać po dorobek polskiej kultury i historii. Wspomniałem o zwiastunie This War of Mine. Z kolei w Superhot w napisach końcowych leci Republika, a w jednej z części Eventide spotykamy Janosika. W Observer polskich akcentów jest całe mnóstwo (m.in. akcja rozgrywa się w Krakowie). O Wiedźminie nie ma nawet co wspominać. W kolejnej swojej grze CD Projekt zdecydował jednak, że skorzysta z licencji Cyberpunka, a nie na przykład książek Stanisława Lema. Zrobił tak, bo uznał że to będzie lepsze rozwiązanie. Żadne ulgi takich decyzji nie zmienią. Nie dzieje się tak zresztą we Francji czy Wielkiej Brytanii. Rząd podkreśla, że podobne programy występują w tych krajach. Fakt, ale co z tego wynika? Jakoś ciężko zauważyć, aby gry wideo szczególnie promowały francuską i brytyjską kulturę lub historię. Na pewno nie mocniej niż inne gałęzie kultury jak kinematografia czy literatura.
Na koniec należałoby jeszcze raz szerzej spojrzeć na problem. Branża gier wideo w Polsce rozwija się w szaleńczym tempie od wielu lat. Powstała praktycznie z niczego. Bez pieniędzy, wsparcia rządowego czy doświadczeń. Nie było dotacji czy ulg. Dlaczego więc teraz, kiedy rynek jest tak duży, powstają kolejne bezsensowne projekty? Spójrzmy na GameINN. Mnóstwo wydanych pieniędzy, głównie na bogate firmy, dla których to darmowa kasa, spółki widmo niewarte złamanego grosza czy ekstremalnie naciągane projekty. Dofinansowane studia, które faktycznie zasługują na wsparcie, są w zdecydowanej mniejszości.
Polska branża gier ma swoje problemy. Ulgi nie rozwiążą żadnego z nich. Nie zapewnią dopływu wykwalifikowanych pracowników, nie zmniejszą horrendalnych kosztów pracy czy nie uproszczą niezwykle skomplikowanych przepisów podatkowych. Dlaczego więc rząd nie chce się zająć tymi tematami? Nie oszukujmy się, łatwe i dobrze brzmiące w nagłówkach pomysły zawsze są najlepiej oceniane przez polityków. Ulgi podatkowe niestety do nich należą.
Nie wiem czy kolega do końca wie o czym pisze. Np. "Konia z rzędem temu, kto wskaże 22 państwa z bardziej rozbudowaną branżą gier wideo niż kraj" odniesione do "W roku 2017 rodzimy rynek gier wideo pod względem wartości zajmował 23. miejsce na świecie i 7. miejsce w Europie (…)" - rynek to rynek, co ma do tego ilość developerów? Mowa w tym określonym tekście jest o rynku, czyli ile sprzedaje/kupuje się towaru (czyli gier), a nie ile produkuje. Co ma piernik do wiatraka?
Celem tej ustawy jest chyba wsparcie mniejszych studiów, a nie takich behemotów jak CDP, bo dla nich to żaden pieniądz. Jeśli kryterium jest szerzenie polskiej kultury, to co w tym złego? Skoro idą na to publiczne pieniądze to jest to chyba jedyny sensowny warunek, bo co innego autor proponuje? Dawać każdemu ulgę jak leci, kto tylko jakąs nową grę chce zrobić? Nie wiem czy sypanie państwową kasą np. na taki Hatred to byłby najlepszy pomysł...
Usunięty
Usunięty
25/08/2018 05:53
E tam, przecież wszyscy "młoci, wykrztałceni, z wiełkiego mniasta" muszą mieć swoich świeckich świętych, idoli, w stylu takiego Bolka, bez którego nikt by "nie obalył komuny" czy "Jurka" Owsiaka, bez którego z kolei w szpitalach poumierały by wszystkie dzieci.
Balcerowicza, "ekonomistę światowej sławy", "kandydata do nagrody Nobla", wielkiego "profesora", najlepiej, chociaż skrótowo, charakteryzuje ten już dość stary tekst:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1069
Usunięty
Usunięty
24/08/2018 21:28
"jednym z największych polskich autorytetów ekonomicznych na świecie" - dokładnie w tym momencie przestałem czytać, bo domyślam się, że nie chodziło tu o Korwina. Autor, niestety, nie odróżnia polemiki od agitki politycznej.