HBO szuka swojego kolejnego hitu. Nie będzie to Watchmen, chociaż to piekielnie inteligentny serial.
HBO szuka swojego kolejnego hitu. Nie będzie to Watchmen, chociaż to piekielnie inteligentny serial.
Kontynuowanie historii z kultowych Watchmenów, jednego z pierwszych dobrych filmów inspirowanych komiksami i do dziś bez wątpienia jednego z najambitniejszych, nie było zadaniem oczywistym, ani łatwym w realizacji. Alternatywna linia czasowa, w której tytułowi Strażnicy znacząco wpłynęli na otaczającą ich rzeczywistość (w szczególności w końcowej części filmu) otwierała zarówno wiele drzwi, jak i wymagała sporej dawki wyobraźni, aby taki koncept można było spójnie zrealizować. Dlatego też twórcy nie zdecydowali się na pełną kontynuację, a wzięli sobie za podstawę pewien fragment, który rozwinęli, dopełniając swoimi pomysłami.
Tak więc przenosimy się do amerykańskiego miasta Tulsa, średniej wielkości, bo liczącego niecałe czterysta tysięcy mieszkańców miasta w Stanach Zjednoczonych. Historycznie miejscowość ta słynie z mającego miejsce w 1921 roku pogromu na czarnych mieszkańcach, tworzących “czarne Wall Street” - jedną z najbogatszych czarnych społeczności w ówczesnych Stanach Zjednoczonych. Rasistowskie działania doprowadziły do śmierci bądź kalectwa kilkuset Afroamerykanów, a dziesiątki tysięcy stało się bezdomne w wyniku pożarów, które ogarnęły całą czarnoskórą dzielnicę. Te wydarzenia stanowią jedną z osi, wokół których kręci się historia przedstawiona w Watchmen. Jedną z bardzo wielu, bo fabuła serialu rozciąga się na wiele, wiele płaszczyzn czasowych - scenarzyści wierząc w inteligencję i uwagę widza co i rusz tłumaczą kolejne zawiłości fabularne i wątki poprzez długie retrospekcje, bądź całe odcinki bardzo odlegle przeniesione z punktu widzenia chronologii.
Efektem takiego zabiegu jest daleko idące skomplikowanie całej konstrukcji Watchmenów. Serial od początku jest dosyć skomplikowany, a zanim zacznie się robić lepiej, musiało stać się dużo gorzej. Wyjaśnienie wielu kwestii pozostawiane jest na później, więc widz musi sobie składać całość “do kupy” nieco na bieżąco, biorąc na warsztat brakujące fragmenty układanki przedkładane co jakiś czas przez twórców. Serial rozwija się więc dwutorowo - do przodu idzie wątek zasadniczy, osadzony w 2019 roku, jak i odkrywane są kolejne karty w kwestii budowy uniwersum, backstory poszczególnych postaci i tak dalej. Ma to miejsce aż do samiusieńkiego końca, czyli dziewiątego odcinka, w którym wreszcie wszystko układa się w spójną całość.
Do tego czasu Watchmeni będą nas bawić bardzo ciekawymi elementami konstrukcji świata przedstawionego. W Tulsie policjanci, wzorując się na zamaskowanych mścicielach, których w alternatywnej historii nie brakuje (spojlery ograniczam do tego czego byście się dowiedzieli z trailerów bądź pełnometrażowego filmu Watchmen), zakrywają swoje twarze, aby uniknąć identyfikacji po tym, jak jedna z grup białych supremacjonistów urządziła im nocną masakrę. Wietnam został pięćdziesiątym pierwszym stanem USA, a świat zjednoczył się we względnym pokoju w obawie przed Dr Manhattanem oraz nadnaturalnymi zjawiskami, które zdarzają się od czasu do czasu (takimi jak opad z kosmicznych ośmiornic). Przyjemnie obserwuje się ten wyrzut wyobraźni.
Średnio natomiast prezentuje się aktorstwo. Regina King w głównej roli Angeli Abar jest po prostu charakterologicznie płaska i nieciekawa. Nieco lepiej wypada cyniczna do cna, chociaż kryjąca tak naprawdę swoją wrażliwą naturę, agentka FBI grana przez Jean Smart, chociaż i jej rolę można by pociągnąć lepiej. Jedyną aktorską kreacją, która naprawdę robi wrażenie, jest Jeremy Irons w świetnej, choć drugoplanowej roli Ozymandiasa. Niezły jest również Tim Blake Nelson jako Okularnik.
Na koniec warto wspomnieć też o niesamowitej muzyce, niezłych zdjęciach i ogólnym wrażeniu porządnego wykonania. Widać, że nie oszczędzano na specjalistach od budżetu, choreografii czy kamerzystach.
Ogólnie rzecz biorąc Watchmen to świetny serial. Problem w tym, że ciężko jest do niego zapałać autentyczną miłością. Po części wynika to z faktu, że jest mocno angażujący i lubi się “powymądrzać” przed widzem. Samo w sobie nie jest to niczym złym, ale w połączeniu z bardzo skomplikowaną narracją i brakami w warsztacie aktorskim sprawia, że w przeciwieństwie np. do Westworld, wypada on mało wiarygodnie. Jest bardzo dobry, ale nie jest hitem.
Komu spodobają się Strażnicy? Miłośnikom zderomantyzowanych historii o superbohaterach, historii alternatywnej i mocno pokręconego science-fiction.