LUNA The Shadow Dust to gra przygodowa z interfejsem point and click, której autorzy z zaledwie czteroosobowego Lantern Studio wykonali tytaniczną pracę. Mamy tutaj do czynienia z ręcznie animowaną produkcją oferującą lokacje dopracowane w najmniejszych szczegółach. Jak wynika z informacji producentów, z którymi trudno polemizować, LUNA The Shadow generuje dwanaście klatek na sekundę, dzięki czemu nawiązuje do klasycznych, animacji poklatkowych.
Oprawa wizualna LUNA The Shadow Dust jest fantastyczna. Praktycznie w każdej lokacji łapałem się na tym, że chcę zrobić kolejnego screena do recenzji, by pokazać, jak wyglądają poszczególne tła. Zwłaszcza, że oprócz standardowych pomieszczeń otrzymujemy tutaj również innego rodzaju obszary. Co powiecie na to, że czasem musimy dolecieć na wyspy magiczną łodzią? Albo że na pewnym etapie zabawy odwiedzamy… księżyc?
Historia opowiedziana jest bez słów i tak naprawdę ciężko jednoznacznie stwierdzić, o czym jest LUNA The Shadow Dust, gdyż niektóre wydarzenia można interpretować na wiele sposobów. Pewne jest natomiast to, że wędrujemy w górę ogromnej wieży. Po drodze ratujemy kotopodobnego stworka, który pomaga nam w rozwiązywaniu kolejnych łamigłówek, a co za tym idzie – odblokowywaniu nowych pomieszczeń. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że gra oferuje możliwość przełączania się między dwiema grywalnymi postaciami. Dlaczego?
LUNA The Shadow Dust to gra dla jednego gracza, która wymaga kooperacji między naszymi bohaterami. Chłopiec wyżej sięgnie i pociągnie za dźwignię lub wciśnie jakiś przycisk, natomiast kot potrafi stać się cieniem i dotrzeć do uprzednio niedostępnych miejsc (cienie na planszy stanowią wtedy platformy, po których można chodzić), ale to nie wszystko – czworonożny towarzysz będzie także przenikać również do magicznego wymiaru. Aha, skoro o tym mowa, to należy dodać, że w trakcie rozgrywki pojawia się pewna tajemnicza postać. Jest to najprawdopodobniej mag, który opiekował się naszym bohaterem. Trudno nie zauważyć, że jest on podobny do… wspomnianego przed chwilą dziwnego kota. Przypadek? Nie sądzę!
Brak słów nie oznacza jednak, że w LUNA The Shadow Dust autorzy nie kładą nacisku na fabułę – wprost przeciwnie: wydaje mi się, że dla Lantern Studio jest ona tak samo ważna, jak rozgrywka. Dlatego też przygotowano kilka niemych przerywników filmowych, w których ukazano zarówno aktualne wydarzenia, jak i wspomnienia głównego bohatera.
LUNA The Shadow Dust to gra na jedno dłuższe lub dwa krótsze popołudnia. Tak naprawdę ciężko w niej utknąć, bo poziom trudności jest bardzo dobrze wyważony. Poszczególne zagadki nie są może banalne, ale z pewnością nikt nie będzie nad nimi ślęczał godzinami. Łamigłówki polegają między innymi na odegraniu właściwej melodii na organach, nakarmieniu myszy odpowiednią zupą (z papryką), żeby spaliła kolczasty pęd zasłaniający wyjście czy też dopasowaniu zawartości witraży do odpowiedniego bóstwa (kot w tym czasie jest w magicznym wymiarze i pokazuje nam czego to bóstwo oczekuje i jaki ma symbol). W jednym z etapów pojawia się klepsydra, po przekręceniu której przenosimy się w przeszłość i tam musimy wpisać ciąg znaków odczytany w teraźniejszości (obecnie maszyna jest zniszczona, ale kiedyś była w pełni sprawna).
Zachwycałem się już tym, jak wygląda LUNA The Shadow Dust, ale słowem nie wspomniałem o muzyce. Ścieżka dźwiękowa jest niezwykle przyjemna dla ucha i bardzo subtelna. To właśnie ona, wspólnie z grafiką – rzecz jasna, buduje niesamowitą atmosferę, która towarzyszy nam w trakcie całej przygody.
LUNA The Shadow Dust nie wymyśla koła od nowa, ale jest grą, którą zapamiętam na długo. Klasyczna mechanika rozgrywki w połączeniu z fenomenalną, dość specyficzną grafiką sprawiają, że trudno oderwać się od monitora. Z jednej strony wydawać by się mogło, że Lantern Studio nie dokonało niczego odkrywczego, ale z drugiej to właśnie wygląd LUNA The Shadow Dust i pomysłowe zagadki powodują, że recenzowany tytuł zasługuje na bardzo wysoką ocenę.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!