Do trzeciego sezonu Westworld podchodziłem bez większych oczekiwań, a dostałem jeden z lepszych science-fictionowych doświadczeń ostatnich miesięcy.
Do trzeciego sezonu Westworld podchodziłem bez większych oczekiwań, a dostałem jeden z lepszych science-fictionowych doświadczeń ostatnich miesięcy.
Pierwsze dwa sezony Westworld nieszczególnie przypadły mi do gustu. Pierwszy, wypuszczony przez HBO prawie cztery lata temu, nazwałem zwyczajnie nudnym, chociaż ciekawym. Drugi z kolei wydał mi się wtórny, a tempo akcji jeszcze się zmniejszyło. Nie spodziewałem się zatem po trzeciej odsłonie, żeby miała mnie pozytywnie zaskoczyć. Tym większą przyjemnością było odkryć, że serial znakomicie się rozkręcił.
Minęło trochę czasu od wydarzeń, jakich byliśmy świadkami pod koniec drugiego sezonu Westworld. Gospodarze względnie skutecznie się zbuntowali - przynajmniej jednej z nich udało się wydostać poza obszar parku. Dolores Abernathy zaszyła się wśród miliardów ludzi, którzy w umiarkowanie odległej przyszłości radzą sobie jako zbiorowość raczej nieźle. Wizja jaką serwują nam twórcy serialu mieści się w granicach czegoś, co może ciężko by było uznać za utopię, aczkolwiek szklany, wypielęgnowany, elegancki obraz przyszłości może się podobać. Wszystko to dzięki Rehoboamowi - kwantowemu superkomputerowi, który steruje ludzkością, rozstawiając na szachownicy życia nawet najdrobniejsze pionki i przewidując zachowanie się niezliczonych miliardów ludzkich istnień. Co samo w sobie jest formą opresji czy wręcz niewolnictwa. Domyślacie się do czego zmierzam? Dolores, jako osoba do szpiku… to znaczy do odlewu nienawidząca wszelkiego programowania i kontroli, zamierza powalić istniejący układ.
Praktycznie od początku czuć jest w nowym sezonie delikatnie rewolucyjno-konspiratorski klimat. Pewnie nie zdziwi Was mocno fakt, że Dolores ma w zanadrzu rozbudowany plan, który pozwolić ma jej na obalenie idealnego systemu, wspieranego przez najpotężniejszy system komputerowy na świecie, karmiony gigantyczną ilością danych. Właśnie w poznawaniu kolejnych warstw tej intrygi drzemie siłą trzeciego sezonu Westworld. Podczas oglądania kolejnych odcinków parę dobrych razy zdarzało mi się otworzyć usta ze zdumienia. Dolores potrafi zadziwić nawet najbardziej sprytnych przeciwników - czy to przez znakomitą kalkulację, czy to poprzez podjęcie w odpowiednim momencie ryzyka.
Oczywiście jak to w przypadku Westworld ma miejsce od samego początku, tak i w trzeciej serii nie brakuje rozwodzenia się na temat roli wolnej woli, miejsca każdego z nas w świecie, wartości jakie przyświecać nam mogą w niedalekiej, ale i odrobinę dalszej przyszłości, a także odrobiny transhumanizmu. Szczerze mówiąc nie są one jakoś szczególnie porywające, dużo lepiej moją uwagę przykuwało starcie zbuntowanego androida ze złowrogą korporacją z geniuszem zła/dobra u sterów.
W trzeciej serii nie brakuje starych znajomych: Dolores, Maeve, Bernarda, Williama, Hale i paru innych. Stara obsada radzi sobie dobrze, albo bardzo dobrze. Twórcy jednakże zdecydowali się na wprowadzenie także szeregu nowych (w sumie trudno się dziwić, skoro wyszliśmy wreszcie z parku. Aaron Paul, którego pewnie już przyuważyliście na zwiastunach, wciela się w byłego wojskowego, drobnego rzezimieszka, którego ścieżki dosyć szybko krzyżują się z Dolores. Vincent Cassel z kolei wciela się we wspomnianego już geniusza stojącego na czele diabolicznej korporacji, czyli Engerraunda Seraca. Pierwszy z wymienionych gra tak, jak zdążył nas już przyzwyczaić po Breaking Bad, czyli średnio. Drugi radzi sobie o wiele lepiej, chociaż rozczarował mnie w końcówce.
Skoro już o końcówce mówimy, to zawodzi ona nie tylko na polu aktorskim, ale w ogóle. Powoli budowane napięcie sprawiło, że spodziewałem się naprawdę druzgocącego ostatniego odcinka. Zamiast tego dostałem proste rozwiązania, które wręcz zdziwiły mnie swoją łopatologicznością. Biorąc pod uwagę, jak spektakularne fikoły potrafili wyczyniać scenarzyści w poprzednich odcinkach, miałem prawo spodziewać się więcej. Rozczarowanie wręcz mnie zaskoczyło.
Niemniej, trzeci sezon Westworld jest z pewnością najlepszy ze wszystkich. To praktycznie nowe rozdanie, w zupełnie nowej scenografii, o zupełnie nowym sensie, a znani już bohaterowie pełnią w nowej historii zupełnie nowe role. W zdecydowanej większości wychodzi to serialowi na dobre, wobec czego jestem w stanie przeboleć nawet średnio udaną końcówkę. HBO w końcu udało się zachęcić mnie do tego, żebym z nadzieją wyczekiwał kolejnej serii.