Mimimi ponownie nie odkrywa koła na nowo, ale z pewnością Was zachwyci. Jeśli wiecie, na co się piszecie.
Nie ukrywam, że wydane w 2016 roku Shadow Tactics: Blades of the Shogun na nowo umieściło na moim gamingowym radarze towarzyszące mi w młodszych latach taktyczne strategie. Odłam, który zagubił się gdzieś po drodze branżowego rozwoju, doskonale wskrzesiło niemieckie Mimimi Games, dlatego podobnie jak wielu z Was ucieszyłem się na wieść, iż to właśnie tej ekipie powierzono wyprodukowanie kolejnej odsłony serii Desperados. Jeśli bez opamiętania zagrywaliście się w Shadow Tactics, a takie tytuły jak Commandos czy Robin Hood: Legenda Sherwood nie są Wam obce, to w tym punkcie możecie zakończyć lekturę. Mimimi po raz kolejny potwierdziło, że godnie przejęło schedę po Spellbound Entertainment.
Natomiast jeśli planujecie postawić pierwsze kroki na tym polu właśnie przy okazji nieodległej już premiery Desperados 3, to powinniście wiedzieć, że omawiana tu produkcja to takie połączenie szachów z puzzlami. Podczas zabawy trafiamy na obsianą rozmaitymi oponentami mapę, a scenariusz na bazie fabuły określa dla nas kilka konkretnych celów do zrealizowania. Do naszej dyspozycji pozostaje kilku spośród pięciu grywalnych bohaterów, a każdy z nich prezentuje zupełnie odmienne możliwości radzenia sobie z przeciwnikami.
W tym punkcie zaczyna się prawdziwa zabawa, bo tak jak w puzzlach, tylko od nas zależy, który z rejonów scenariusza ukończymy jako pierwszy, a żeby tego dokonać, jak w szachach musimy rozmontować obronę przeciwników i pozbawić SI większości lub wszystkich pionków. Jednym słowem gatunek bardzo specyficzny, bo myślisz strategicznie, a działasz taktycznie i w odróżnieniu od większości gier strategicznych nie musisz czekać na opóźnioną gratyfikację, a za to widzisz efekty swoich działań od razu.
Z tym wiąże się niezwykle istotny rytuał, który będzie Ci towarzyszyć podczas pierwszego podejścia do każdej z misji fabularnych, bo Desperados 3 to zabawa metodą prób i błędów. Na pozór niemożliwa do sforsowania obrona przeciwników wydaje się dziecinnie prosta, gdy już znamy rozwiązanie, ale by do niego dojść, trzeba się sparzyć wiele razy. Jest to niezwykle istotne głównie dlatego, że Mimimi Games ponownie postawiło na będącą wizytówką gatunku elastyczność w rozgrywce i nie ma jednego sprawdzonego sposobu na zrealizowanie misji.
Wystarczy wspomnieć, że przy zapoznawaniu się z wczesną wersją tytułu ukończyłem szereg misji, które musiałem odhaczyć ponownie podczas szykowania recenzji. Nawet dla tych dwóch podejść każde z zadań ukończyłem inaczej niż poprzednio, zastanawiając się, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem. Słowem Desperados 3 to prawdziwa uczta dla fanów kombinowania, a twórcy doskonale wzięli to pod uwagę, szykując poza celami misji dodatkowe wyzwania – czasem obejmują one ukończenie gry w błyskawicznym tempie, innym razem odcinają nas od kilku łatwych sposobów na uporanie się z przeciwnikami. Ilu graczy, tyle rozwiązań, a każde dobre, jeśli prowadzi do zakończenia zdania.
Zanim przejdę do niuansów w mechanice kilka słów o „trójce” w nazwie Desperados 3, która w żadnym wypadku nie jest zobowiązująca. Nawet jeśli nie należycie do grona gamingowych dinozaurów, które zagrywały się w Desperados: Wanted Dead or Alive sprzed niemal 20 lat, to do najnowszej pozycji THQ Nordic możecie podejść bez większych kompleksów. Nowy właściciel marki rękami Mimimi Games przygotował jednocześnie prequel do wydarzeń z wydanej w 2001 roku gry i zarazem zrestartował całą markę. Inna sprawa, że sama historia będąca jednocześnie tłem dla naszych działań i motywacją dla bohaterów w omawianej produkcji jest raczej smaczkiem niż głównym motorem napędowym. Dziki Zachód podano w typową dla spaghetti westernu brutalnością podejmowanych przez nas działań i dużą dawką czarnego humoru, który ujęto przede wszystkim w wypowiedziach bohaterów. Twórcy nie silili się na utrzymanie historii w ryzach powagi, ale znalazło się też kilka emocjonalnych momentów.
Historia Desperados 3 koncentruje się na postaci Johna Coopera i jego relacjach z ojcem. Ten wychodząc z założenia, że zemsta najlepiej smakuje na zimno, ugania się z niegodziwcem o imieniu Frank. Sam jegomość po drodze zasila listę płac Kompani DeVitta, co daje nam dodatkowe argumenty, by wejść w drogę lobbystom i całe zastępy nowych wrogów. Chociaż to Cooper jest główną postacią serii, to nie mniej miejsca poświęcono członkom jego kompanii, którzy przyłączają się do niego na różnych etapach kampanii. Mamy tu eliminującego przeciwników ze stoickim spokojem rzekomego doktora McCoya, prostackiego osiłka Hectora, prowadzącą podwójną grę Kate i niezbyt przychylną ludziom DeVitta szamankę voodoo Isabelle.
Każda z postaci charakteryzuje się odmiennymi zdolnościami, które w pierwszych etapach zabawy z pewnością pozwolą Wam wspomnieć wydane kilka lat temu Shadow Tactics: Blades of the Shogun. Oślepienie, przebrania, pułapki, odwracanie uwagi… słowem wszystko, co mogliśmy znaleźć w poprzedniej grze ekipy, ale wymieszane pomiędzy grywalnymi postaciami. I tu pojawia się postać Isabelle Moreau, która jest kwintesencją luźnego podejścia Mimimi Games do westernowej tematyki i chociaż niezbyt wpisuje się w forsowane przez kino reali Dzikiego Zachodu, to stanowi największą innowację w mechanice rozgrywki.
Wspomniana tu szamanka voodoo posługuje się magią krwi, by przejmować kontrolę nad przeciwnikami czy wiązać ich ze sobą. Pierwsza z umiejętności pozwala poruszać oponentem w ograniczonym zasięgu i wykonywać pożądane przez nas działania tak długo, jak inni oponenci nie spostrzegą, że coś tui nie gra. Inna sprawa, że taka sesja nie może trwać w nieskończoność, a nasza marionetka wkrótce po nimej straci na chwilę przytomność. Z drugiej strony mamy wiązanie, które sprawia, że połączone ze sobą osoby spotka ten sam los, nawet jeśli nie będą przebywać w niewielkiej odległości od siebie. Słowem – oślepiasz jednego, to i drugi jest ślepy; zabijasz niegodziwca, a drugi pada wraz z nim. Dla utrzymania właściwej równowagi rozgrywki twórcy zdecydowali się na ograniczenie tej umiejętności tylko do dwóch celów, a i tak musimy brać pod uwagę fakt, że chcąc ich wyeliminować, musimy zadbać, by oba zabójstwa pozostały niezauważone.
GramTV przedstawia:
Na tym jednak kończą się rewolucje w mechanice i wracamy do wszystkiego, co już mieliśmy okazję oglądać, ale nie jest to zła wiadomość – nawet bez większych zmian taktyczne strategie mogą i dają masę frajdy. Podobnie jak w Shadow Tactics każdy ze scenariuszy narzuca nam inne warunki, które podyktowane są towarzyszącą kampanii fabułą. I tak możemy mieć dostęp tylko do wybranych umiejętności bohaterów, niepełnego składu czy nawet bardzo pacyfistycznych sposobów na wyeliminowanie oponentów.
Powracają też misje w nocy, gdzie musimy brać pod uwagę również zasięg źródeł światła czy babranie się w błocie, które może wskazać nasze ślady bardziej uważnym przeciwnikom. I tak jak wiele elementów mechaniki może mocno pokrzyżować nam plany, tak większość z nich możemy obrócić na własną korzyść. Wystarczy wspomnieć o spłoszonym naprędce drobiu, którego gdakanie zwróci uwagę wroga na pozostawiony w błocie odcisk buta, a gdy ten za nim podąży, za rogiem czaić się będzie bolesne spotkanie z siekierą.
Obok rozmaitych wariacji dla wykorzystania umiejętności bohaterów Mimimi przygotowało szereg elementów otoczenia, które możemy wykorzystać do swoich niecnych celów. Dzwon urwał się z wieży kościoła i zabił grupkę złoczyńców? A to pech. Zaprojektowane na potrzeby Desperados 3 mapy trzymają więcej niespodzianek dla spostrzegawczych, a fakt, iż wrogowie raczej nie podniosą alarmu dla „nieszczęśliwych wypadków”, znacząco ułatwia sprostanie wyzwaniom scenariuszy. W tym punkcie mocno daje się we znaki umowność całego mechanizmu, ale też słabostki sztucznej inteligencji kierującej poczynaniami wrogów. Zanim podejmę dalej rozpoczęty wątek, podkreślę, że do recenzji ogrywałem Desperados 3 na poziomie normalnym. Ten miał nagradzać znajomość gatunku, ale nie frustrować zwykłych zjadaczy chleba.
W większości sytuacji działa jak w zegarku, ale miejscami sztuczna inteligencja przeciwników zalicza solidny downgrade i ci zaczynają szukać nas nie tam, gdzie próbujemy ich wciągnąć, a czasem zupełnie zapominają o swoich kompanach, którzy mimo twardej rutyny zaginęli w akcji. W tym wydaniu przypomina to raczej zabawę w chowanego z grupą idiotów, ale na szczęście tego typu sytuacje należą do rzadkości. Przyznam za to, że liczyłem na dużo większe zróżnicowanie wśród klas oponentów, co zmusiłoby graczy do jeszcze uważniejszego główkowania w każdej z misji. Bo chociaż wrogowie są podzieleni na kilka rodzajów, które ograniczają nasze działania, to dla większości z nich wystarczy zagwizdać, by ochoczo podłożyli głowę pod topór.
Jak wcześniej wspomniałem, nasze działania prowadzimy taktycznie w myśl szerszej strategii, której granice wyznaczają limity dostępu do poszczególnych zdolności bohaterów. Amunicja w grze jest ograniczona i chociaż twórcy na każdej z map przygotowali punkty, w których uzupełnimy zapasy, to musimy się jeszcze dostać do nich niezauważeni. Otwarta konfrontacja nie ma większego sensu, bo chociaż możliwa, to odbiera masę frajdy z rozmontowywania przeciwników krok po kroku. Chciałoby się powiedzieć jednego po drugim, ale to wcale nie jest reguła.
W Desperados 3 znajdziemy odpowiednik trybu cienia z Shadow Tactics. Ten pozwoli nam zsynchronizować działania kilku postaci czy zwyczajnie zaplanować konkretną akcję i wywołać ją w czasie, gdy będzie niezbędna. Twórcy przygotowali rozmaite cele dla każdego z zadań i chociaż w większości koncentrują się one na wyeliminowaniu konkretnych indywiduów, to nierzadko wystarczy przedrzeć się do wyjścia, zdobyć przedmiot czy odnaleźć zaginionego kompana. Sposobów na zrealizowanie wyzwań jest wiele i chociaż nie zawsze musimy lub jesteśmy w stanie pokusić się brutalne rozwiązania, to nie ma misji, w której nikt nie dostanie po gębie. I dobrze.
Desperados 3 testowałem na pecetach i zgodnie z oczekiwaniami gra działa bardzo sprawnie nawet na niezbyt gamingowym sprzęcie w maksymalnych ustawieniach w stabilnej liczbie klatek. Jedyny zarzut na tym polu mógłbym zaadresować do zbyt długich ekranów wczytywania pomiędzy misjami czy przerywnikami filmowymi, ale tutaj potrzebny był odpowiedni kompromis. Po lekko przydługim ładowaniu poziomu możemy kontynuować rytuał natychmiastowych zapisów i wczytań zapisu w ułamkach sekund, co eliminuje jakąkolwiek frustrację podczas właściwej zabawy.
Twórcy przełożyli się do oprawy wizualnej, która wygląda na premierę nieco lepiej niż w udostępnionym mi wczesnym buildzie, ale za to prezentuje się znacznie atrakcyjniej niż w powtarzanym tu jak mantra Shadow Tactics. Lepsze animacje, więcej wielokątów w modelach postaci, malownicze krajobrazy, obszar operacyjny idealnie zsynchronizowany z rozmieszczeniem modeli i absolutnie żadnej doczytującej się czy migającej tekstury. Do tego gra działała stabilnie, nie wsypywała się podczas zabawy, a twórcy najwyraźniej naprawili dla finalnej wersji błąd wczesnego buildu, który uniemożliwiał wczytywanie innych zapisów rozgrywki poza ostatnim. Całość w akompaniamencie klimatycznej muzyki i dopracowanego anglojęzycznego dubbingu w kinowej polskiej wersji językowej wolnej od wad. Czapki z głów.
Desperados 3 to kolejna udana produkcja w swoim gatunku, aczkolwiek zaryzykuję stwierdzenie, że zbyt bezpieczna, by wynieść wskrzeszoną przed kilkoma laty formułę na wyższy poziom. Powiewem świeżości jest bez wątpienia postać samej Moreau i przypisany do niej wachlarz zdolności, który jednocześnie łamie doskonale znane mechaniki i nieco ingeruje w klimat westernu. Stąd bardziej Szoguny, niż ujęci w tytule Szoguni – określenie, które świadomie zapisane niepoprawnie doskonale odzwierciedla bagaż przejęty po wydanej w 2016 roku grze podany w bardzo luźnie ujętej wizji Dzikiego Zachodu. W końcu, w której grze możecie pozwolić sobie na zabijanie NPC-ów nazwanych imionami jej twórców?
Producent postarał się o dużo więcej zawartości, zarówno ilościowo, jak i jakościowo w stosunku do swojej wcześniejszej gry, a na zabawę z Desperados 3 powinniście zarezerwować sobie co najmniej kilkanaście godzin. Jeśli zaprezentowana tu formuła grzeje Was znacznie bardziej, to ten czas możecie sobie pomnożyć dowolną liczbę razy dzięki dodatkowym wyzwaniom. Fani gatunku mogą brać w ciemno na premierę, pozostałych zachęcam do sięgnięcia po już stosunkowo tanie Shadow Tactics: Blades of the Shogun, by sprawdzić „z czym to się je”. Bo chociaż gatunek bardzo specyficzny, to ma swój unikalny magnetyzm, który sprawia, że zupełnie nie odczuwamy kilku godzin spędzonych na pojedynczej mapie. Potem czujemy się jak lama, gdy twórcy informują, że da się ukończyć ją w kilkanaście minut, ale taki już tego urok.
8,5
Wciągająca wyprawa na Dziki Zachód z przymrużeniem oka
Plusy
Desperados wraca na mapę
projekt poziomów i ich zróżnicowanie
klimat spaghetti westernu
fabuła ma wyraźniejsze momenty
uwypuklone relacje pomiędzy bohaterami
stabilność aplikacji
oprawa audiowizualna
dopracowany dubbing i polska lokalizacja
powiew świeżości w mechanice...
Minusy
... który nie wystarczy, by wynieść ją na wyższy poziom
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!