Recenzja Eurovision Song Contest: Historia Zespołu Fire Saga - tylko komedyjka, ale niezła

Kamil Ostrowski
2020/07/20 08:00
4
1

No ale przyznajcie, że Willa Ferella w roli islandczyka w średnim wieku, który realizuje swoje marzenie występu na Eurowizji, to się nie spodziewaliście.

Spis Treści

Eurowizja – ta słynna europejska egzotyka

Eurowizja – ta słynna europejska egzotyka, Recenzja Eurovision Song Contest: Historia Zespołu Fire Saga - tylko komedyjka, ale niezła

Eurowizja dla nas, Polaków i Europejczyków jest naturalnym elementem popkulturowego krajobrazu. Jednak dla Amerykanów to najwidoczniej egzotyka, która wpasowuje się w ogólną tendencję do romantyzowania i przekolorowywania Europy, wobec czego staje się wdzięcznym materiałem na podstawie którego można stworzyć lekką, baśniową i zwariowaną komedyjkę. W sumie, czemu by nie? Tylko co z tego wyjdzie?

Zarys fabuły Eurovision jest następujący: Lars Erickssong jest islandzkim mężczyzną w średnim wieku, wciąż żyjącym ze swoim ojcem, który o dziecka nie marzy o niczym innym, jak o występie (a w miarę możliwości zwycięstwie) w konkursie Eurowizji. Cel swój chce zrealizować wraz z przyjaciółką z dzieciństwa Sigrit Ericksdottir. Są umiarkowanie utalentowani, ale niezwykle uparci, wobec czego skutkiem dosyć komicznego zbiegu okoliczności, wreszcie kwalifikują się jako reprezentanci swojej ojczyzny. Od tego momentu zaczyna się walka nie tylko o uznanie publiczności, ale przede wszystkim o znalezienie swojej drogi w życiu. Okazuje się, że szukają jej nie tylko główni bohaterowie.

GramTV przedstawia:

Trzeba uczciwie przyznać, że Eurowizja jest dosyć zabawna. I nie mówię tutaj tylko o faktycznym konkursie (kto pamięta jeszcze Verka Serdushka, który (która?) reprezentował Ukrainę w 2007 roku?), ale również o Eurovision Song Contest: Historia Zespołu Fire Saga. Komedia stoi dosyć absurdalnym humorem, który zresztą zalatuje mi odrobinę skandynawskim kinem. Dialogi są przyzwoite, ale całość stoi raczej doprowadzaniem wielu kwestii do absurdu, maksymalnie teatralnymi postaciami i samym kiczem nieodłącznie związanym z najpopularniejszym konkursem piosenki na świecie.

Wydaje mi się, że twórcy dosyć świadomie żartują sobie z amerykańskiego postrzegania Europy, jako krainy nieco baśniowej. Widać to nie tylko po nieco przegiętych sceneriach, tu warto wspomnieć, że za oceanem panuje mit, że wszyscy żyjemy w średniowiecznych zamkach, chatkach na wzgórzach, ewentualnie uroczych paryskich kamieniczkach, ale także elementach stricte scenariuszowych. To przefolkloryzowanie Europy objawia się kilkukrotnie, chociażby poprzez to że Sigrit zwraca się do elfów o pomoc.

Komentarze
4

Takie sobie. Raczej suche, niż zabawne, ale wiadomo, jak napisał rozumnie Muradin, każdy ma swój gust. :)

Najlepsza muzyczna komedia? Zdecydowanie to. Zabawne, smakowite dla miłośników gatunku, a przy tym wbrew pozorom mądre. Finowie potrafią. 

​https://www.imdb.com/title/tt7220754/​

Earendil napisał:

​A ile on w tym office grał kilka epizodycznych odcinków. Generalnie koleś ma jeden wyraz twarzy i raczej śmieszy w jeden sposób i się w tym sprawdza (absurdalny humor). 

Nie wiem, po prostu z mojego punktu widzenia ten humor mnie kompletnie nie bawi. Tylko tyle i aż tyle. Z drugiej strony znam kilka osób, którym nie leży Steve Carell... a ja czasami płakałem ze śmiechu oglądając Filthy Franka.

Ot zwyczajnie gust i tyle ;)

Earendil
Gramowicz
20/07/2020 11:28
Muradin_07 napisał:

Jestem chyba jednym z niewielu ludzi na świecie, którzy uważają, że Will Ferrell... sam w sobie jest kompletnie nieśmieszny. Nawet w The Office grana przez niego postać była tak słaba, że bolała głowa. 

Ale tak, w sumie to zabawne jak w wielu różnych sitcomach poruszany jest temat Europy jako takiej. Podobnie jest u nas z "Murica f*ck yeah" :D 

​A ile on w tym office grał kilka epizodycznych odcinków. Generalnie koleś ma jeden wyraz twarzy i raczej śmieszy w jeden sposób i się w tym sprawdza (absurdalny humor). 




Trwa Wczytywanie