To nie była pełna wersja
Dzięki firmie 2K Games miałem okazję zagrać w przedpremierową wersję gry Mafia: Edycja Ostateczna, czyli remake’u klasycznej Mafii z 2002 roku. Do dyspozycji oddano pięć misji z kampanii (od początku aż do wyścigu włącznie), a także jeden etap z późniejszej fazy rozgrywki, który zresztą był prezentowany na oficjalnym gameplayu udostępnionym w internecie kilka tygodni temu. Czego się dowiedziałem? Co wzbudziło moje obawy? Co mnie zachwyciło? Przeczytajcie koniecznie.
Zaczęło się rewelacyjnie
Ponowna wycieczka do Lost Heaven to bez wątpienia jedno z najprzyjemniejszych doświadczeń minionej dekady. Z wypiekami na twarzy obejrzałem fenomenalnie wykonane intro na silniku nie do końca udanej Mafii III, które wyglądało po prostu obłędnie. Od razu dodam, że oprawa graficzna podczas rozgrywki w niczym nie ustępuje tej, którą zaprezentowano na poprzedzającym kampanię materiale wideo. Kto by przypuszczał, że kiedykolwiek „jedynka” doczeka się takiego wydania? A jednak. Zachwycony filmem wprowadzającym czym prędzej przystąpiłem do rozgrywki. Już wtedy uznałem, że konieczne będzie przejście tego buildu dwukrotnie – najpierw na średnim poziomie trudności, a następnie na ogłoszonym niedawno klasycznym, który zaprojektowano z myślą o fanach oryginału.
Zmiany, zmiany, zmiany…
Zanim jeszcze dane mi było przejąć kontrolę nad Thomasem Angelo zauważyłem, że to właśnie on siedzi w barze w początkowej scenie, czekając na detektywa Normana. Piszę o tym dlatego, że w Mafii: The City of Lost Heaven było odwrotnie. Niby nic wielkiego, może nawet coś w rodzaju smaczku dla fanów, ale moim zdaniem nie widzę powodu, by wprowadzać takie zmiany. Może będzie to miało później jakieś ciekawe wyjaśnienie, ale póki co nic na to nie wskazuje. Zwłaszcza, że historia, a właściwie rdzeń opowieści, jest identyczny, jak w pierwowzorze. Z uwagą dobieram słowa, bo muszę dodać, że fabuła została w wielu miejscach rozbudowana.
Remake to nie tylko klasyczny scenariusz, ale i sporo nowych wątków ukazanych w przerywnikach filmowych czy dialogach. Odniosłem wrażenie, że bohaterowie są znacznie młodsi. Twarze to jedno, ale charakter postaci to kompletnie inny temat. Generalnie idzie to w parze z kolejnym zarzutem. Całość jest jakby luźniejsza, momentami sporo tutaj humorystycznych wstawek, które sprawiają, że momentami wydaje się, jakbyśmy grali w nową odsłonę Grand Theft Auto. Doprowadza to do sytuacji, w których gra Mafia: Edycja Ostateczna nie jest aż tak poważna, jak ponadczasowy hit wydany 18 lat temu.
Gdyby Mafia powstała dziś, wyglądałaby właśnie tak
Grając w remake Mafii wielokrotnie myślałem, że użycie słowa „adaptacja” w kontekście opisywanej produkcji będzie jak najbardziej uzasadnione. Całość nie mogła rozpocząć się oczywiście inaczej aniżeli od sceny, w której Paulie i Sam uciekają przed pościgiem i lądują w taksówce Tommy’ego Angelo. Wystarczyła jednak chwila, by dostrzec, jaka idea przyświecała twórcom ze studia Hangar 13 w tworzeniu odświeżonej wersji klasyka.