Strachy na lachy
Siedem różnych dat premier, jedna zmiana dystrybutora i niezliczone plotki o problemach przy produkcji filmu. Nowi mutanci od początku nie mieli lekko. Dzieło Josha Boone’a gotowe było już w 2018 roku, ale premierę pokrzyżowało kupno Fox-a przez Disneya. Nowy dom dla produkcji okazał się istnym piekłem. Studio nie potrafiło znaleźć odpowiedniej daty premiery dla swojego kukułczego jaja pozyskanego wraz z Fox-em. Do tego decydenci mieli być niezadowoleni z jakości filmu i zlecili kosztowne dokrętki. Jakby tego było mało, na drodze do premiery stanęło fatalne przyjęcie Mrocznej Phoenix – ostatniego filmu o X-Menach. Oliwy do ognia dolewała klauzula, która wymagała kinowej premiery. Disney zmuszony wypuścić film na wielkich ekranach, znalazł najmniej sprzyjającą datę, byle tylko każdy o tej produkcji jak najszybciej zapomniał. Paradoksalnie dla Nowych mutantów jest jeszcze ratunek, nawet jeżeli artystycznie film nie potrafi się obronić.
W obliczu rodzinnej tragedii nastoletnia Danielle Moonstar (Blu Hunt) trafia do odizolowanego szpitala pod obserwację psychiatryczną prowadzoną przez dr Cecili Reyes (Alice Braga). Już pierwszego dnia dowiaduje się, że posiada nadzwyczajne moce. Na grupowej terapii poznaje innych mutantów – Rahne Sinclair (Maisie Williams), Illyanę Rasputin (Anya Taylor-Joy) Sama Guthrie’a (Charlie Heaton) i Roberto da Costę (Henry Zaga). Każdy z nich musi nauczyć się kontrolować swoje moce, aby wrócić do społeczeństwa, bez stanowienia zagrożenia dla siebie i otoczenia. Niedługo później w placówce zaczyna dochodzić do niepokojących zjawisk – każdy mutant w rzeczywistości doświadcza swoich największych lęków. Wkrótce wychodzi na jaw cała prawda o szpitalu.
Pomysł na horror w świecie mutantów wydaje się doskonałą koncepcją, która może wyznaczyć nowy kierunek dla komiksowych adaptacji. Tak jak zeszłoroczny Joker pokazał, że filmy na podstawie komiksowych postaci nie muszą zawierać fantastycznych elementów i mogą być silnie osadzone w naszej rzeczywistości, komentując ją i krytykując, tak Nowi mutanci mogliby przekonać twórców do większych eksperymentów gatunkowych w swoich superbohaterskich produkcjach. Dlatego jestem niesamowicie rozczarowany, że reżyser nie wykorzystał ogromnego potencjału tkwiącego w stylistyce horroru. Nowi mutanci od początku byli zapowiadani jako pierwszy pełnoprawny horror z superbohaterami, ale filmowi zdecydowanie bliżej do supernaturalnego dramatu dla nastolatków z elementami grozy.
Strachu na seansie jednak nie zaznacie. Zamiast budowania gęstej atmosfery, czy nawet próby wystraszenia widzów prostymi jump scare’ami, twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, wprost ukazując nam zjawy nawiedzające głównych bohaterów. To mogły być naprawdę mocne sceny, pokazujące inwencję i wyobraźnię reżysera, ale zamiast odcisnąć na filmie swoje autorskie piętno, Josh Boone zdecydowanie bardziej wolał skupić się na osobistych dramatach bohaterów i ich wzajemnych relacji. Nawet to wychodzi filmowi z mieszanym skutkiem. Przepracowanie traum z dzieciństwa w konwencji kina grozy nie jest niczym nowym, a osobiste problemy mutantów są zaledwie lekko zarysowane i nie wykorzystują swojej dramatycznej strony, aby emocjonalnie podkręcić wrażenia z sensu.