Następny hit od HBO czy zwykła wydmuszka?
Chociaż to Netflix jest niekwestionowanym królem VOD i zawładnął internetowym rynkiem (zwłaszcza za oceanem), to właśnie HBO produkuje najgłośniejsze hity ze sporym budżetem, przyciągające znane aktorskie twarze i co tu dużo mówić, zwyczajnie bardziej ambitne. Podczas gdy Netflix wypuszcza swoje produkcje całymi seriami, licząc na to, że przynajmniej jedna na parędziesiąt złapie wiatr w żagle i doczeka się kontytuacji, na każdy serial od HBO czeka się z wytęsknieniem, bo jest spora szansa, że szykuje się uczta, albo przynajmniej przyzwoity posiłek. Czy tak jest z Wychowanymi przez wilki? Niestety, rabini są podzieleni.
Z jednej strony trzeba docenić, że twórcy serialu wzięli się za stworzenie czegoś oryginalnego i ambitnego, nawet jeżeli historia jest w pewnej mierze kameralna (a przynajmniej tak się zaczyna). Oto bowiem na dziewiczej planecie Kepler 22b ląduje statek kosmiczny bardzo skromną załogą – ze środka wyłaniają się dwa humanoidalne roboty, mające w walizkach nieco sprzętu i kilkanaście ludzkich zarodków. Te ostatnie mają być ziarnem z którego wyrośnie nowa, wymarzona przez “Twórcę” androidów laicka cywilizacja. Aha, bo czy wspomniałem już o tym, że Ziemię zniszczył globalny konflikt pomiędzy fanatycznymi wyznawcami “Sola”, a zjednoczonym stronnictwem niewierzących? Żeby było ciekawiej, na Keplera po pewnym czasie przybywają inni koloniści, którym udało się uciec z upadającej, niezdatnej do życia Ziemi. Oczywiście to kosmiczna “arka” religijnych fanatyków, którym nie w smak będzie widok androidów próbujących stworzyć zalążek ateistycznej cywilizacji. Nie to, żeby androidy pozostawały im dłużne, każdy chce uformować przyszłość ludzkości wedle swoich zapatrywań.
Z czasem będziemy dowiadywać się coraz więcej na temat warunków życia na przedwojennej ziemi, a to dzięki sporadycznie wplatanym retrospekcjom ze schyłkowego okresu wielkiej wojny. To chyba najciekawsza część serialu, bo nie tylko dowiadujemy się więcej o głównych bohaterach, ale też poznajemy sekrety i charakterystykę poszczególnych frakcji – zarówno w obozie ateistów jak i fanatyków. Ci ostatni nazywani są “Mithriaticami” – w przeciwieństwie do dobrze nam znanych przesadnie religijnych osób, nie stronią od technologii (zwłaszcza w zakresie w jakim pozwala im ona zachować “czystość”), ale w innych aspektach są naprawdę radykalni. W tym zakresie Wychowani przez wilki jest czymś w rodzaju przyczynku do dyskusji o wypaczeniach w zinstytucjonalizowanej religii w ogóle. Z drugiej strony mamy stronnictwo ateistów, które jest wyjątkowo zdeterminowane i potrafi posunąć się naprawdę daleko, racjonalizując sobie osiąganie celu bez względu na zastosowane środki. Poza tym niewierzący cierpią nierzadko z powodu kryzysów, czy braku motywacji, wynikającej w jakiejś mierze z braku poczucia stanowienia części większej zbiorowości. Z tego powodu ateiści szkolą już małe dzieci, aby we wczesnym okresie rozwoju wpoić w nie poczucie niemalże odruchowej waleczności i nienawiści do wyznawców Sola.