PlayStation 5 z pewnością jest świetną ewolucją tego, co już dobrze znane i kochane przez miliony graczy na całym świecie. Jednym to będzie leżało, a innym...
PlayStation 5 z pewnością jest świetną ewolucją tego, co już dobrze znane i kochane przez miliony graczy na całym świecie. Jednym to będzie leżało, a innym...
Najbardziej next-genowe doświadczenie? Prawdopodobnie tak, choć w przypadku kontrolera DualSense zarówno haptics feedback, jak i adaptive triggers było wykorzystywane w kontrolerach konkurencji. Być może nie na taką skalę, ale mimo wszystko te rozwiązania były w świecie gier już od jakiegoś czasu.
Tym razem jednak Sony poszło o krok dalej, rozwinęło obydwa pomysły i zastosowało w następcy DualShocka. Czy z powodzeniem? Z mojego punktu widzenia - jak najbardziej!
Zacznę może od tego, że pod względem wielkości DualSense jest nieco większy od DualShock 4, a przy okazji zdecydowanie lepiej wyprofilowany pod kątem ułożenia dłoni. Dodatkowo wzór, który jest pod spodem kontrolera (wykonany z charakterystycznych oznaczeń PlayStation) sprawia, że dłonie leżą pewniej i nie ślizgają się w trakcie zabawy. W przypadku triggerów oraz przycisków L i R wykonują one o wiele delikatniejsze, głębsze ruchy niż w przypadku DualShock 4. Jest to zrozumiałe głównie ze względu na fakt wykorzystania ustawień adaptacyjnych - w niektórych przypadkach dodatkowe miejsce na docisk się przyda, aby wywołać konkretny efekt. Z drugiej strony w grach, które nie będą go wykorzystywać pozwoli na lepszą kontrolę nad rozgrywką (np. w grach samochodowych w przypadku siły nacisku na pedał gazu czy hamulca).
Zaskoczenia nie ma w przypadku reszty przycisków. Różnica jest taka, że przyciski “Create” i “Options” są w DualSense wypukłe, natomiast przycisk “PS” nie jest okrągły, a wyżłobiony. Dodatkowy natomiast jest dedykowany przycisk umożliwiający sprawne wyciszenie mikrofonu. Co ciekawe - w momencie, gdy na wyłączonym mikrofonie z pada podłączałem do kontrolera słuchawki, to musiałem również odblokować mikrofon, aby móc słyszeć dźwięk bezpośrednio z niego. Prawdopodobnie jest to głównie problem softu, który można wyeliminować za pomocą szybkiej aktualizacji kontrolera.
Poszerzone zostały natomiast możliwości głośnika na padzie DualSense w stosunku do DualShocka. Najlepiej można to zauważyć grając w Astro’s Playroom, które w momencie odłączenia słuchawek od kontrolera dość mocno wykorzystuje jego o wiele szerszy wachlarz możliwości emitowania dźwięku, a w połączeniu z haptics feedback można mieć wrażenie, że cały DualSense “chodzi” w rytm dźwięku np. przy tupaniu, mocniejszych uderzeniach czy też szumach. Pozostając nadal przy tematyce dźwięku, to zauważalną różnice można również odczuć po podłączeniu słuchawek bezpośrednio do kontrolera. To, co dociera do uszu jest wyraźnie czystsze niż w przypadku korzystania z DualShocka, a wbudowany silnik audio 3D, czyli Tempest Engine sprawia, że doznania płynące z obcowania z grami są o wiele bogatsze i efektowne.
Pytanie brzmi - czy bateria zamontowana na pokładzie DualSense jest o wiele bardziej wydajna od tej dla DualShocka? Zdecydowanie tak, choć z mojej perspektywy liczyłem na znacznie więcej.
Przy dość hardkorowym użytkowaniu, grając właściwie całymi dniami z nocną przerwą DualSense rozładowywał się różnie. Raz było to po około 12 godzinach grania, a raz wytrzymał nawet 16 godzin z przerwami ciągiem. Jeśli więc założymy, że średnio gracz poświęci 2-3 godziny na granie dziennie, to spokojnie DualSense powinien wytrzymać te 4-5 dni od jednego ładowania do drugiego do pełna. Wszystko oczywiście zależy od tego, jak mocno będą eksploatowane wibracje, a także czy korzystacie z opcji oszczędzania baterii.
Pod tym względem upgrade teoretycznie jest zauważalny, ale mimo wszystko miło byłoby doczekać momentu, w którym kontroler spokojnie wytrwał do tych 24 godzin bez ładowania. Na tę chwilę jest lepiej niż w przypadku DualShocka, ale dopiero za kilka tygodni będzie można ocenić, czy mocniejsza eksploatacja baterii znacząco wpływa na wytrzymałość. Zwłaszcza, że nowe funkcje kontrolera inaczej rozkładają energię, więc można mówić o zawodzie.
Nie oznacza to jednak, że DualSense jest kontrolerem złym. Jest świetnym krokiem w dobrym kierunku. Z jednej strony rozwija pomysły, które przez lata ewoluowały wraz z kolejnymi inkarnacjami DualShocka, dzięki czemu nadal miałem poczucie, że trzymam w dłoniach ten sam kontroler, co do tej pory. Z drugiej natomiast nowości takie jak adaptive triggers, haptic feedback oraz zupełnie nowy wymiar dźwięku sprawiają, że jest to chyba to next-genowe doświadczenie, którego poszukiwałem cały czas, a nie mogłem do tej pory odnaleźć. Wygląda na to, że jednym z najważniejszych doświadczeń nowej generacji nie jest grafika, a dotyk.