Nowa produkcja studia odpowiedzialnego za Pumpkin Jack robi wszystko, aby zatrzymać gracza przed ekranem. Czy to dobrze? To zależy.
Być może to jest Ratchet i Clank, którego szukacie
A nawet Sly Cooper czy też Jak and Daxter. Dzieło autorstwa niewielkiego, raptem kilkuosobowego studia Evil Raptor inspiruje się bowiem klasycznymi produkcjami z ery PlayStation 2. To zasadniczo przygodowa gra akcji z perspektywy trzeciej osoby, której tematem przewodnim jest ratowanie świata przed zagrażającym wszystkim Złogramem. Aby się z nim rozprawić, nasi bohaterowie, czyli wyjęty spod prawa robot o imieniu Exe, a także jego lewitujący towarzysz (również robot) Shipset uciekają z więzienia, trafiając do… Tutaj przypomina się dialog z końca gry, w którym padło pytanie “a gdzie my w zasadzie jesteśmy” i jakże trafna odpowiedź “wszędzie i nigdzie”. To chyba najlepiej podsumowuje różnorodność, jaką oferuje Akimbot.
Wracając jeszcze na moment do samej historii trzeba powiedzieć, że nie jest ona specjalnie wciągająca. To klasyczna fabuła o walce ze złem, której finał - przynajmniej biorąc pod uwagę scenariusz - da się przewidzieć już po kilkudziesięciu minutach rozgrywki, kiedy poznamy faktyczny cel naszej wyprawy. Ewidentnie widać, że pierwsze skrzypce mieli grać tutaj wspomniani bohaterowie, których niestety ciężko polubić. Zarówno Exe, jak i Shipset próbują być nowym Ratchetem i Clankiem, lecz szkoda, że częściej po prostu irytują aniżeli bawią. A co z rozgrywką? Evil Raptor dwoiło się i troiło by to właśnie gameplay stanowił o sile Akimbota. Czy to się udało?
Czego tu nie ma!
Akimbot to jedna z gier, których autorzy zdecydowali, że wprowadzą do swojego dzieła absolutnie wszystko, co przyszło im do głowy w fazie produkcji. Naprawdę. W istocie mało jest tutaj zwykłych momentów, w których po prostu chwytamy za giwerę (mamy do wyboru cztery i do tego jedną specjalną broń) i eliminujemy napotkanych przeciwników. Niemalże za każdym razem jest to odpowiednio urozmaicone. A to musimy skakać po kontenerach, omijając pole minowe. Innym razem aktywujemy różnego rodzaju mechanizmy poprzez hakowanie oparte na kilku prostych mini-grach (jak np. gra w węża czy też wciskanie odpowiednich przycisków we właściwych momentach rodem z znienawidzonych Quick Time Eventów) lub też rozprawiając się z niemilcami podczas jazdy windą, gdzie oczywiście - tak samo jak niemalże zawsze - nieprzyjaciele atakują nas ze wszystkich stron na wielu pułapach.
Rozgrywka w Akimbocie jest jak najbardziej angażująca, chociaż mam wrażenie, że to nie zawsze okazuje się plusem recenzowanej produkcji. Zwłaszcza, że gdzieniegdzie doświadczałem problemów związanych z balansem poziomu trudności. Nawet na najniższym, określanym przez twórców jako “luzik” momentami tytuł stanowił nie lada wyzwanie czy to podczas sekwencji platformowych, czy też w trakcie konfrontacji z przeciwnikami. Skoro już o irytujących momentach mowa, to warto również zaznaczyć, że gra cierpi na niezwykle wybijający z rytmu problem. Otóż każde zapisywanie stanu rozgrywki (dochodzi do tego automatycznie w wybranych przez twórców momentach) wiąże się z delikatnym chrupnięciem animacji widocznych na ekranie. I nie, nie dzieje się to wyłącznie po udanej akcji jedynie wtedy gdy stoimy albo biegniemy przed siebie. Checkpointy pojawiają się również w toku kosmicznych bitew i wielu innych momentach, gdzie taki delikatny zryw naprawdę okazuje się problematyczny. To w istocie jeden z dwóch - poza wspomnianymi już problemami z balansem rozgrywki - powodów, które sprawiły, że zdecydowałem się grać na najniższym stopniu trudności.
Jak sprzed wielu lat, ale to dobrze
Akimbot na początku nie wydaje się być grą, na którą warto zwrócić uwagę, nawet pomimo widocznych inspiracji hitami z pamiętnej “czarnulki”. Niemniej po jakimś czasie autorzy zaczęli udowadniać, że chcą pobawić się doskonale znaną formułą, zaciekawiając tym samym odbiorcę. Efekt? W pewnym momencie zamiast trzecioosobowej przygodówki akcji otrzymałem… dwuwymiarową bijatykę z pixel-artową oprawą graficzną. Innym razem z kolei musiałem prowadzić kosmiczny pojazd, biorąc udział w niezwykle istotnym wyścigu. Nie zabrakło miejsca dla klasycznej i mało lubianej misji eskortowej, którą wpleciono tutaj dla żartów, bo nawet Exe wraz z Shipsetem docinali sobie z tego powodu. Mało? Był również poziom rodem z platformówki 2D, ucieczka przed czołgiem w stronę kamery, gra w czerwone/zielone, gra w memory… Naprawdę, sporo i jeszcze więcej jak na mniej więcej 10-godzinną kampanię wyprodukowaną przez Evil Raptor, które - wedle informacji na stronie - składa się z raptem sześciu osób, choć do tej liczby trzeba dorzucić na pewno współpracowników z zewnątrz.
GramTV przedstawia:
Zasadniczo, nie licząc kilku momentów, o których wspomniałem wcześniej, Akimbot nie jest zbyt wymagający. Starcia są emocjonujące i dość wyrównane, a elementy platformowe… Cóż, tutaj w zdecydowanej większości przypadków po prostu skaczemy po kolejnych obiektach otoczenia, ale było kilka fragmentów, podczas których musiałem wielokrotnie powtarzać sekwencję od ostatniego punktu kontrolnego. Samo bieganie po ścianach i odbijanie się w stronę kolejnych (poprzez skakanie, wykorzystanie podwójnego skoku i szarży w powietrzu) początkowo wydawało się dość trudne, ale z czasem autorzy dorzucili do tego konieczność strzelania będąc w powietrzu celem aktywowania… tak, tak - kolejnych ścian. Potem pojawiły się kolejne utrudnienia tego typu. Inne sekwencje z czasem również stawały się coraz bardziej rozbudowane. Nie było absolutnie chwili wytchnienia.
Więcej nie zawsze znaczy lepiej
No właśnie - tak jak napisałem we wstępie, ta różnorodność zaczynała mi w pewnym momencie mocno doskwierać. Było tych zmian po prostu za dużo. Pojawiały się one za często. Tak, jakby naprawdę twórcy wrzucili do Akimbota wszystko, co im przyszło do głowy. Kłopot w tym, że żaden z tych elementów nie wyróżnia się na tle innych. Wszystkie są zrealizowane jedynie poprawnie. Kierowanie postaciami jest odrobinę toporne, tak samo jak celowanie podczas strzelania. Sterowanie pojazdem w finałowym wyścigu będzie mi się śnić po nocach, tak samo jak poprzedzająca go sekwencja w kosmosie, która trwała mniej więcej godzinę. Gdzieś między tym wszystkim było jeszcze skakanie po platformach w 2D czy też po zapadających się wysepkach na lawie. Zmęczyłem się już znacznie wcześniej, a końcówka była niepotrzebnie przeciągnięta. Tak samo zresztą jak kilka innych fragmentów. Wydawało mi się, że kiedy twórcy dodali jakąś mechanikę do gry, to chcieli, by gracz mógł się nacieszyć ją jak najdłużej. I niepotrzebnie, bo sporo tu momentów, które warto byłoby przyciąć. Akimbot tylko by na tym zyskał.
Oprawa wizualna Akimbota także przywołuje na myśl klasyki z PlayStation 2. Oczywiście gra nie prezentuje się jak żywcem wyjęta z konsoli firmy Sony dostępnej w sklepach wiele lat temu. Jakość grafiki może budzić skojarzenia jednak z remasterami hitu dostępnych na wspomnianej “czarnulce”. Czy to wada? Moim zdaniem absolutnie nie - gra wygląda dobrze, a taki styl sprawia, że vibe Ratcheta i Clanka czy też innych pamiętnych platformówek bądź przygodówek akcji z tamtego okresu jest jak najbardziej widoczny.
Podsumowanie
Akimbot to gra, której nie można polecić z czystym sumieniem. Przed rozpoczęciem zabawy warto zastanowić się, czy taki misz-masz gatunkowy nam odpowiada. Dla mnie to przeskakiwanie między różnymi mechanikami mniej więcej w połowie stało się męczące, choć z drugiej strony przed ekranem trzymała mnie ciekawość. Byłem zaintrygowany, co jeszcze przygotowali twórcy z Evil Raptor, a ci potrafią mnie zaskoczyć do samego końca. Tak czy inaczej myślę, że w promocyjnej cenie będzie to dobry zakup, o ile - rzecz jasna - ograliście wszystkie części Ratcheta i Clanka, a także pozostałe tego typu produkcje, czy to w odświeżonych, czy też pierwotnych wersjach. Miejcie jednak na uwadze opisane wcześniej problemy i zwyczajnie nie oczekujcie hitu z najwyższej półki - to miejscami przekombinowana, niepozbawiona błędów, ale mimo wszystko dość wciągająca produkcja.
6,0
Nie jest to poziom Ratcheta i Clanka, ale Evil Raptor stworzyło grę, którą warto zgarnąć na wyprzedaży
Plusy
mimo wszystko różnorodny misz-masz gatunkowy - należy to docenić
ciekawie zaprojektowane, rozmaite lokacje
dobrze napisane, pełne humoru dialogi
klimatyczna oprawa wizualna
Minusy
problemy z balansem poziomu trudności w niektórych etapach
każde zapisywanie stanu rozgrywki w punkcie kontrolnym oznacza chwilowy spadek płynności animacji
przeskakiwanie między różnymi mechanikami z czasem zaczyna męczyć
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!