Ostra zona
Graficznie i technologicznie Chernobylite ma rozrzut, jak pięćdziesięcioletni kałach od Afgańczyka. Fotogrametryczne tekstury zachwycają, poszczególne obszary, choć relatywnie małe, są pełne szczegółów i smaczków, a do tego nieźle zaprojektowane. Ale już na przykład animacje niektórych ruchów, a dokładniej ich mocno ograniczona liczba potrafi rozczarować. I ja wiem, że budżet nie był zapewne zachwycający, ale scena, w której na plan wjeżdża Ural ze sztywnym zawieszeniem i nieruchomymi kołami zabolała mnie w serduszku. Całe szczęście, że glitchy, nawet mimo losowości rozmieszczenia znajdziek, czy przeciwników, niemal nie dostrzegłem. Hej, Bethesdo, uczcie się! Wkurzały mnie natomiast, jak w wielu grach FPP, te magiczne płotki do pasa, których nie jest w stanie przeskoczyć koleś odstawiający przed chwilą parkour pod ostrzałem. No serio?

Nie mam zbyt wielu zarzutów do wydajności. Grałem na raczej mocnym kompie naszej Actiny z Ryzenem 7 3700X i Radkiem RX 5700 i biorąc pod uwagę spore problemy z wydajnością, które pamiętam z początku bety, średni wynik dla ponad 60 godzin zabawy na ultra oscylujący w okolicach 100 klatek uważam za niezły. Jakieś bardziej odczuwalne spadki zdarzyły się dosłownie kilka razy i na kilka sekund, są więc pomijalne. Nie mogę natomiast wybaczyć systemu zapisu gry. Możemy robić to i ręcznie, i szybko, i automatycznie. Czyli standard. Sęk w tym, że mamy tu ten okropny system ograniczonej liczby slotów, a więc po pewnym czasie starsze są po prostu nadpisywane. I nie byłoby to nawet takie złe, gdyby się te zapisy nie psuły. Dwa razy. W sumie jakieś 5-6 godzin grania w plecy, co przy napiętym grafiku rzetelnego recenzenta jest bolesnym ciosem. Tak, w plecy.
Gawari sa mnoj pa russki
Docieramy do udźwiękowienia, czyli crème de la crème Chernobylite. Bo budżet, budżetem, ale gra ma pełny dubbing. Po rosyjsku! Plus polskie napisy. Dla klimatu wszystko, a powiem wam, że nic tak nie buduje nastroju w Strefie Wykluczenia, jak lokalesi gadający po rusku, czy ukraińsku. Za samo to gra dostaje ode mnie bonusowe pół oczka. A że na dodatek te kwestie są zazwyczaj naprawdę fajnie zagrane, to już w stalkierowym niebie niemal byłem. Świetnie wypada też oprawa muzyczna. Dynamicznie dostosowuje się do sytuacji w terenie, kiedy trzeba uspokaja, kiedy trzeba zagrzewa do walki, a czasem po prostu budzi słuszny niepokój. Szkoda tylko, że nikt kompetentny nie pokazał “Tatianie”, jak powinno się trzymać skrzypce i przede wszystkim smyczek.

Chernobylite trudno zdefiniować, ale na pewno nie powinniście traktować tej gry, jako następcy Stalkera, czy po prostu klasycznego FPS-a. Tutaj pierwsze skrzypce grają opowieść i nastrój, a inne elementy rozgrywki, choć liczne i bogate, to jedynie uzupełnienie tych pierwszych. Podchodząc do gry w ten sposób, wybaczycie jej nawet pewną monotonię, czy kilka mniej udanych patentów. A ja przyznam, że podziwiam Farmiarzy za ambicję i rozsądek. Złapali bardzo wiele srok za ogon, ale mierzyli siły na zamiary i w rezultacie dowieźli. Wyważyli wszystkie elementy gry w taki sposób, że z nie zawsze dobrych kawałków zbudowali bardzo dobrą grę. Szacunek.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!