Diuna: Sekrety Rodu - recenzja gry planszowej

Patryk Purczyński
2021/11/24 10:30
2
0

Są jacyś chętni do pomocy przy próbie wyzwolenia Arrakis spod jarzma Harkonnenów, a przy okazji przeżycia intrygującej i pełnej niebezpieczeństw przygody?

Diuna: Sekrety Rodu - recenzja gry planszowejDetektyw: Kryminalna gra planszowa to jedna z moich ulubionych planszówek. Wdrożony przez nią system dalszych tropów zapisanych na kartach, które stopniowo odkrywamy w ramach przysługującego nam limitu, to wyśmienita, angażująca umysłowa rozrywka, która świetnie wypełnia wieczór spędzany w gronie kilku osób. W Detektywa, każdy nowy dodatek do niego, każdą jego adaptację w dowolnej formie, zagram zawsze bez chwili zastanowienia - tak urzekła mnie zaproponowana w nim formuła. Portal Games, które stworzyło ów system, zaadaptowało go na potrzeby kolejnych gier. Tak powstał Wiedeński Łącznik, a wreszcie Diuna. Tytuł został zaplanowany jako trylogia, a na razie do sklepów, przy okazji premiery filmu Denisa Villeneuve’a, trafiła jej pierwsza część, Diuna: Sekrety Rodu. To przemyślany zabieg, ponieważ weteranów Detektywa dwa razy do jego nowego wcielenia zachęcać nie będzie trzeba, a popularność podbije odwołanie do najgorętszego obrazu kinowego tej jesieni.

O czym traktuje Diuna: Sekrety Rodu?

O czym traktuje Diuna: Sekrety Rodu?, Diuna: Sekrety Rodu - recenzja gry planszowej

Fabularnie nawiązanie do filmu jest bardzo delikatne, żeby nie powiedzieć żadne. Obie historie biegną niezależnie od siebie, a do tego w nieco innych cezurach czasowych. Atrydzi zostali zdradzeni, Harkonnenowie na dobre rozpostarli siatkę terroru na Arrakis, a miejscowa ludność cywilna jest zbyt zastraszona, by przeciwstawić się uciskowi. Scenarzyści wykonali kawał świetnej roboty przy nakreślaniu ogólnej sytuacji, jaka panuje na planecie kryjącej w sobie niezmierzone pokłady przyprawy. I to pomimo ograniczonych możliwości w zakresie rozbudowywania historii. Trzeba bowiem pamiętać, że to nie powieść, tylko gra planszowa. Treści muszą być więc skondensowane, by nie zrobił się z tego wieczorek czytelniczy. Kolejne sceny, w których jesteśmy świadkami rozgrywającego się na planecie dramatu, potęgują w nas chęć podejmowania jak najbardziej skutecznych działań. Udało się twórcom Diuny wyzwolić w nas wrażenie, że my też mamy w tej historii do odegrania niepoślednią rolę.

A historia ogniskuje wokół postaci, o których nie usłyszymy w filmie, ani nawet nie przeczytamy w książkach Franka Herberta. Właśnie dzięki temu zabiegowi w planszowej Diunie odnajdą się również osoby, które nawet nie liznęły uniwersum. Mimo to dobrze jest mieć w grupie graczy choć jednego, który wie to i owo o Harkonnenach i Atrydach, by nakreślić pozostałym szerszy kontekst opisywanych tu wydarzeń - nie tylko polityczno-militarny, ale też dotyczący uwarunkowań klimatycznych panujących na Arrakis. Brak znajomości Diuny będzie też oznaczał trudności z przyswojeniem sobie niektórych pojęć.

Fakt, że fabuła skupia się na nowych postaciach nie oznacza, że można ją wyjąć całkowicie poza nawias historii z powieści. Jest wręcz przeciwnie. Opowieść zaczyna się od wydarzenia z pozoru mało istotnego - odbicia szeregowych więźniów przez nieznanych sprawców. Ponieważ jednak Harkonnenowie wykazują niezwykłą determinację w dążeniach do odnalezienia jednego z nich, szybko okazuje się, że jest to sprawa o dużo większej magnitudzie niż mogłoby się z początku wydawać. I ta gradacja napięcia oraz serwowania odbiorcy kolejnych faktów, wypada w Sekretach Rodu wyśmienicie. A warto dodać, że opowieść nie ogranicza się do tego jednego wątku. Pokazuje i zręcznie przeplata kilka historii, spośród których każda potrafi urzec, a przynajmniej wzbudzić zainteresowanie. Co nie oznacza, że nie bazują na oklepanych schematach i motywach. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu przyjemności z odkrywania poszczególnych fragmentów. Każda misja ma nieco inny charakter, ale w każdej dobrze wiemy co robimy i po co to robimy. Czuć w tym wszystkim to przygodowe zacięcie, ten dreszczyk niebezpieczeństwa czającego się za zakrętem. Tylko że… Po misji przychodzi chwila próby - dla nas i dla samej gry.

GramTV przedstawia:

W Detektywie kwintesencją rozgrywki było skonfrontowanie zebranych przez nas informacji i wyciągniętych na ich podstawie wniosków z zamysłem scenarzystów. W aplikacji odpowiadaliśmy na kilka pytań, co wpływało na końcowy wynik. Liczba zebranych punktów decydowała o tym, czy misja została zakończona powodzeniem. W Diunie: Sekretach Rodu aspekt ten został niemal całkowicie pominięty. Nie prowadzimy tu co prawda śledztwa sensu stricto, ale też zbieramy mniej lub bardziej istotne dane, podejmujemy trop bądź uderzamy w ścianę na końcu ślepego zaułka. Na końcu misji nie mamy okazji się jednak przekonać, czy wiedza, którą zdobyliśmy, faktycznie stanowi dużą wartość. Twórcy poszli tu w stronę ściśle narracyjną, gdzie przyjemność mamy czerpać z samego poznawania fragmentów historii, niezależnie od tego, które z nich udało nam się odkryć.

Wskutek tego Diuna: Sekrety Rodu jest jak śledzenie pełnego efektownych akcji meczu koszykówki, w którym nikt nie liczy zdobytych punktów, przez co na końcu nie wiadomo, która drużyna wygrała. Ostatecznie zostajemy więc z poczuciem, że przeżyliśmy coś pięknego i wartościowego, ale nie czujemy się ani wygrani, ani przegrani. A właśnie to - zwycięstwo lub porażka - nadaje rozgrywce wszelkiego sensu. Tu scenariusz kroczy własną ścieżką, jest wyjęty poza nawias naszych poczynań, więc w dużej mierze poczucia tego sensu zostajemy przez twórców gry pozbawieni. Oczywiście, w Detektywie scenariusz też biegł własnym tempem, a sprawy toczyły się do przodu nawet jeśli byliśmy najbardziej nieudolnymi śledczymi z najbardziej oblepionymi od lukru pączków paluchami, jakie tylko można sobie wyobrazić. Ale przynajmniej na końcu dostawaliśmy jasną odpowiedź, czy właśnie postawiliśmy krok w kierunku awansu, czy jednak wypadałoby te wizyty w pączkarni ograniczyć i wziąć się za bardziej rzetelne wertowanie akt. W Diunie nie daje się specjalnie odczuć satysfakcji ze zwycięstwa lub goryczy porażki. Nie posunę się do stwierdzenia, że cały sens rozgrywki zostaje przez to obrócony w niwecz, gdyż to nadal dwa-trzy naprawdę przyjemnie spędzone wieczory. Ale na pewno brakuje jej godnego zwieńczenia, które przystawałoby do wysokiego poziomu scenariusza. Interesująco utkana sieć fabularna otrzymuje rozczarowujący finisz, który w dodatku nijak nie jest uzależniony od skuteczności prowadzonych przez nas działań.

Komentarze
2
pepsi
Redaktor
Autor
24/11/2021 19:25
MisticGohan_MODED napisał:

Diuna: Planeta intryg i konfliktów, która jest odświeżoną wersją starszej już gry planszowej wygląda i prezentuje się o wiele lepiej o tej.

Czy jest lepsza to pewnie rzecz gustu, gdyż są to po prostu dwa zupełnie inne typy gier. Na pewno fani Diuny mają natomiast w czym wybierać w tym roku, bo przecież trzeba pamiętać jeszcze o świetnej Diunie: Imperium oraz Dune.

MisticGohan_MODED
Gramowicz
24/11/2021 17:02

Diuna: Planeta intryg i konfliktów, która jest odświeżoną wersją starszej już gry planszowej wygląda i prezentuje się o wiele lepiej o tej.