Recenzja filmu Minari. Piękny i wcale nie nudny

Kamil Ostrowski
2021/04/26 18:05
0
0

Imigranci w Stanach Zjednoczonych nie mają łatwo, a już na pewno kiedy zabierają się za uprawę roli na głębokiej prowincji.

Recenzja filmu Minari. Piękny i wcale nie nudny

O tym, że Minari to jeden z najlepszych filmów ostatniego roku świadczą między innymi liczba nominacji i wygranych nagród w największych konkursach. Film zgarnął Złoty Glob za najlepszy film zagraniczny i nominacje do aż sześciu kategorii oscarowych: za najlepszy film, dla najlepszego reżysera, za najlepszy scenariusz oryginalny, najlepszą muzykę dla najlepszego aktora pierwszoplanowego i najlepsza aktorka drugoplanowa. W ostatniej z wymienionych statuetkę udało się zgarnąć Yuh-Jung Youn, która wciela się w specyficzną babcię, świeżo “ściągniętą” przez rodzinę młodych imigrantów z Korei Południowej. Wiadomo więc, że możemy spodziewać się wiele. I jeżeli tylko macie w duszy choć ślad wrażliwości, to film Was nie rozczaruję.

Lee Isaac Chung, reżyser odpowiadający za Minari przybliża nam historię rodziny na którą składają się małżeństwo Jacoba i Monici, a także dwójki ich dzieci: kilkuletniego Davida i trochę starszej Anne. Etnicznie wszyscy są stuprocentowymi Koreańczykami, aczkolwiek zamerykanizowali się już do tego stopnia, że po angielsku mówią bez akcentu (chociaż w swoim towarzystwie często porozumiewają się w rodzimym języku), a dzieci chociażby nie próbowały wielu specjałów tradycyjnej kuchni. Ulubionym napojem rodziny jest z kolei Mountain Dew, co w filmie przedstawiane jest jako symptomatyczne. Rodzina niedawno opuściła słoneczną Kalifornię, aby założyć niewielkie gospodarstwo rolne w Arkansas w środkowych Stanach Zjednoczonych.

GramTV przedstawia:

No dobra, wszystko fajnie, ale jeśli zapytacie: “o czym jest ten film?”, to odpowiem: “o życiu rodziny” i ciężko mi będzie z siebie dużo więcej wykrzesać. Jeżeli spodziewacie się, że ostatecznie pojawią się tutaj jakieś potężne dramaty, wielkie zwroty akcji, złowrogie tajemnice, morderstwa, zdrady, pościgi czy chociażby prześladowania z uwagi na “inność” rodziny która postanowiła szukać swojego szczęścia w dosyć jednolitej etnicznie okolicy, to od razu zweryfikujcie swoje oczekiwania. W Minari jak to w prawdziwym życiu, dramaty są zwykłe, sukcesy są zwykłe, obawy są zwykłe, a prawdziwą radość czy troskę znajduje się w codzienności i w oczekiwaniu aż długofalowe decyzje zaczną przynosić efekty: dobre, bądź złe. Swoją drogą bardzo doceniam, że twórcy nie zdecydowali się na wpisywanie się w nurt narzekania na “białą Amerykę”, która najsilniejsza jest przecież na prowincji. Nie mówię, że takie filmy nie mają swojego miejsca, po prostu ostatnio mam wrażenie, że każdy jest o tym w większym czy mniejszym stopniu.

Niektórym filmom nie potrzeba wcale akcji, żeby dużo się działo, pod warunkiem, że widz jest wystarczająco uważny. Tak właśnie jest w przypadku Minari. Rodzina imigrantów powoli pracuje nad swoim nowym domem, mają swoje większe i mniejsze problemy, wzloty i upadki, na miejscu pojawia się wspomniana już babcia. Reżyser jednak dyskretnie sygnalizuje nam problemy zawiązujące się między małżonkami - Jacoba na swój sposób porywa jego “amerykańskie marzenie” co budzi coraz większy sprzeciw jego żony, która na realizację tego marzenia nie wyraziła świadomej zgody, co budzi jej żal. Z kolei David po pojawieniu się babci konfrontuje się z jej innością, w której widzi również wyrzut swojej własnej inności. Dziecko czuje się Amerykaninem co dobitnie podkreśla, chociażby poprawiając swoją babcię, kiedy ta kaleczy angielszczyznę.

Minari jest filmem przepięknie wyglądającym i przepięknie brzmiącym. Dziewicza natura środkowych Stanów Zjednoczonych zdecydowanie sprzyja tworzeniu zjawiskowych ujęć, czemu twórcy dają pełen wyraz. Do tego dodajcie śliczną, choć nienachalną muzykę i doskonałe role wszystkich aktorów. Dosłownie wszystkich, bo chociaż najjaśniej błyszczą Steven Yeun (znany też jako “Glenn” z The Walking Dead) i wspomniana Yuh-Jung Youn, tak ciężko jest mi wskazać chociażby jednego aktora, który odstawałby wyraźnie od reszty. Może to reszta filmu tak promieniowała, ale miałem wrażenie, że nawet epizodyczne postacie są wielowątkowe i warte uwagi.

Kino często próbuje tworzyć filmy o takim zabarwieniu, takim ładunku i takiej inteligencji emocjonalnej co Minari, ale rzadko kiedy się to udaje. Tym razem należy jednak odtrąbić sukces, a to mieszaninie talentu, autentyczności i świeżego podejścia do tematu. To obraz ciepły, wrażliwy, pełen detali, świetnie napisany i zagrany. Znajduje się tutaj miejsce zarówno na ludzkie słabości, jak i na ukazanie siły ludzkiego ducha. Strasznie żałuję, że Minari nie dostało więcej nagród, bo podobał mi się zdecydowanie bardziej niż Nomadland, który skradł mu praktycznie wszystkie oscarowe statuetki. Najważniejsze jednak, żebyście Wy go obejrzeli. Zróbcie to, jeśli tylko macie okazję.

9,0
Przepiękny, wrażliwy i wzruszający film, który nie poruszy chyba tylko największych cyników
Plusy
  • Świetne aktorstwo i to od odtwórców ról pierwszoplanowych, aż po epizodyczne
  • Film jest po prostu przepiękny, a z ekranu bije ciepło letnich miesięcy
  • Wrażliwość na człowieka, otwarcie się na różne punkty widzenia, wszystko to w niewielkiej rodzinie
  • Twórcy nie poszli na łatwiznę, jaką byłoby dodanie elementu redneckich sąsiadów rasistów, a byłem niemal pewien że się pojawi
Minusy
  • Mam wrażenie, że parę wątków zostało niepotrzebnie przyciętych, przez co wydają się delikatnie wybrakowane
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!