Czy po Astro Bocie macie ochotę na jeszcze jedną kolorową platformówkę? Jeśli tak, kłania się debiut studia VEA Games.
Nie będę Wam długo mącić w głowach stwierdzeniem, że Nikoderiko: The Magical World jest drugą najlepszą platformówką roku, zaraz po Astro Bot. W sumie to prawda, ale tylko dlatego, że rywalizacja kończy się na tej dwójce. Więcej opcji nie ma, a więc tak musi wyglądać końcowy rezultat. Bycie słabszym od fantastycznej produkcji Sony to jednak żadna ujma. Pytanie więc czy Nikoderiko, które bez większego rozgłosu trafia na rynek, nie jest czasem ukrytą perełką i pozycją obowiązkową dla fanów gatunku. A może jest odwrotnie, to bardziej produkt na poziomie ostatniego Kangurka Kao czy Super Lucky’s Tale, a więc typowa platformówkowa średniawka? Sprawdźmy!
Historia w Nikoderiko to takie platformówkowe Uncharted. Mamy dżunglę, starożytne ruiny i parę bohaterów-poszukiwaczy przygód, niemal kreskówkowi Drake i Elena. Już w pierwszej scence przerywnikowej zdobywają skarb, który chwilę później kradnie główny zły. Naszym celem jest nie tylko odzyskanie przed chwilą zdobytej własności, ale też pozbycie się szkodników żerujących na tropikalnej wyspie. Tak to wygląda w teorii. W czasie samej zabawy historia schodzi jednak na dalszy plan. Bardziej wygląda jakby bohaterowie odzyskiwali skarb przy okazji. To już mniej przypomina Nathana Drake’a. Z drugiej strony główny bohater z wyglądu bardziej przypomina Lwa Leona. To może wiele tłumaczyć.
Nikoderiko to klasyczna platformówka 3D, przy której twórcy uparli się, aby koniecznie prezentować akcję z widoku z boku. Konserwatywni fani gatunku docenią to, ale ja widzę w tym pewien problem, o czym więcej nieco później. Zacznijmy od tego, że podstawowy gameplay jest mocno ograniczony do podstawowych ruchów. Bohater, oprócz ciosu w postaci wślizgu, potrafi tylko skakać i ewentualnie pływać. Nic bardziej wyszukanego. W grze nie występuje nawet double jump. Mimo wszystko, jak na tak wąską paletę ruchów, udało się przygotować w miarę możliwości różnorodne poziomy. Może nie widać tego aż tak bardzo po lokacjach, ale przechodząc kolejne etapy nie czułem wielkiego znużenia. To wszystko mimo, że ciężko w tej grze wskazać dominujący element rozgrywki. Na pewno nie jest to walka, zwłaszcza że przeciwnicy mają swoje ścieżki i mocno się ich trzymają, kompletnie ignorując obecność bohatera. Sekcje platformowe nie są z kolei wybitnie skomplikowane czy wymagające.
Nie bez powodu moje główne skojarzenia to Super Lucky’s Tale. To jest urocza platformówka, spędziłem w niej nawet wyjątkowo długo czasu, ale obiektywnie to typowy średniak. To samo spotyka Nikoderiko. Zdecydowanie brakuje większej różnorodności - przede wszystkim na poziomie możliwości bohatera. Twórcy zdecydowanie więcej czasu poświęcili na stworzenie wielu odmiennych przeszkód do pokonania, ale one aż tak bardzo nie wpływają na przyjemność z zabawy. Pewną próbą zrobienia czegoś ekstra są “zwierzaki”, które czasami możemy opanować - na przykład wskoczyć na wielką żabę, mini dinozaura czy konika morskiego. Te potworki mają znacznie większe możliwości ofensywne, przez co gra się nimi delikatnie inaczej. Tyle, że to zdecydowanie za mało, aby sprostać współczesnym wymaganiom. Astro Bot może nie ma szalenie dużej liczby mechanik, ale jest absurdalnie wręcz kreatywny, dzięki czemu zaskakuje na każdym kroku. Na tym tle Nikoderiko jest dosyć prostolinijne.
Głębia, której wstydzi się ta gra
Wróćmy do tego, że twórcy z uporem maniaka prezentują akcję gry w widoku z boku. Otóż czasami robią wyjątki i to w dużym stopniu najbardziej zaskakujące momenty gry. W dosłownie kilku miejscach możemy wejść w głąb planszy, przypominając sobie że Nikoderiko jest w pełnym 3D. Nagle rozgrywka staje się nieco ciekawsza, a przeciwnicy wreszcie reagują na zachowania bohatera, chociażby atakując go. Pytanie więc dlaczego tego jest tak mało. Deweloper miał narzędzia do tego, aby uczynić gameplay nieco bardziej ekscytującym, ale z tylko sobie znanych powodów zrezygnował z tego. To tym bardziej powoduje, że rozgrywka jest bardzo przezroczysta - grze ewidentnie brakuje pomysłów kreatywnych na design bohaterów, świata, mechaniki czy sekcje zręcznościowe.
GramTV przedstawia:
To moim zdaniem kluczowy problem tej gry - na etapie koncepcyjnym nikt nie wysilił się na odpowiedzenie sobie na pytanie dla kogo ma być ten produkt. Dojrzalsi gracze wybiorą Astro Bota, który jest znacznie intensywniejszy, ciekawszy i relaksujący. Nikoderiko swoim nijakim designem mógłby trafić do młodszych odbiorców, ale tutaj też mam sporo wątpliwości. Oni też oczekują czegoś atrakcyjnego wizualnie (tj. bardziej oryginalnego). Inna sprawa, że pod dzieci dostosowany powinien być też gameplay. W Nikoderiko przykładowo jest niekiedy problem z częstotliwością punktów kontrolnych. Do tego finałowy pojedynek to miks wysokiego poziomu trudności z kilkoma ewidentnymi błędami designerskimi. Aby go zaliczyć wykonałem tyle powtórzeń, że żartobliwie uznałem, że to chyba mój pierwszy skończony soulslike. Co ważne, w czasie gry nie mogłem obniżyć poziomu trudności (wybrałem Normal, był jeszcze Easy). Z punktu widzenia młodszych odbiorców to są karygodne błędy.
To, że lepiej sięgnąć po Astro Bota jest tak oczywiste, że aż wstyd mi o tym pisać. Jeśli jednak myślicie, że może jednak ma sens sięgnąć po Nikoderiko, warto odpowiedzieć sobie na ważne pytanie - czy mam już zaliczone inne alternatywy, jak Spyro, Kangurek Kao czy Super Lucky’s Tale? Jeśli tak, nadal zalecam poważnie przemyśleć zakup gry studia VEA Games. Jedynym sensownym argumentem może być obecność trybu kooperacji i możliwość wspólnego grania z młodszym towarzyszem. Wtedy ten wybór jeszcze jakoś się obroni. W końcu, mimo wielu słów krytyki, to nie jest zła gra. Ona jest po prostu pozbawiona charakteru i kreatywności. Można nieco poskakać, ale bez fajerwerków.
6,3
Wydawać by się mogło, że platformówka będzie kopalnią kreatywności
Redaktor z ponad dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.