Matematyczne szanse
Renesans gatunku science fiction stał się faktem. Przynajmniej w przemyśle filmowym i serialowym. Do tej pory przestrzeń zajęta przez Gwiezdne wojny oraz inne blockbustery przeznaczone dla masowego widza, została skierowana w stronę ambitniejszych i trudniejszych w odbiorze produkcji sci-fi. Pierwszym promieniem zmian była Diuna, która pomimo podzielenia historii na dwie części, zdołała zainteresować widzów rozmachem narracji i monumentalizmem w scenach akcji. Kolejnym dowodem na sukces ekranizacji najwybitniejszych dzieł gatunku miała być Fundacja, za którą odpowiada Apple TV+. Diuna przetarła szlaki, czas więc na kontynuatorów, ale adaptacja powieści Isaaca Asimova, przynajmniej w pierwszym sezonie, spycha ten gatunek ponownie w stronę czarnej dziury.Fundacja opowiada o zmierzchu wielkiego Imperium, na czele którego stoją trzy generacje klonów Cleona (Lee Pace), wielkiego imperatora, który sprawuje rządy w całej galaktyce. Gdy Hari Seldon (Jared Harris) za pomocą działań matematycznych przepowiada koniec Imperium, tym samym narażając się Imperatorowi, aby uniknąć kary śmierci, proponuje założenie Fundacji, która będzie tworzyć na odległej planecie Terminus Encyklopedię Galaktyczną, swoistą skarbnicę wiedzy o epoce upadku Imperium. Wiele lat później Salvor (Leah Harvey) odkrywa, że pośród mieszkańców niewielkiej wioski na Terminusie, jest najmniej wrażliwą osobą na działanie tajemniczego obiektu, który pojawił się na planecie jeszcze przed przybyciem kolonistów. Gdy barbarzyńska rasa z sąsiadującej planety atakuje Terminusa, na jaw wychodzą wszystkie plany Seldona i prawdziwe przeznaczenie Fundacji.
Pierwsze trzy odcinki z dziesięcioodcinkowego pierwszego sezonu są niezwykle intrygujące. Na początku otrzymujemy godzinne wprowadzenie, w którym poznajemy genezę stworzenia Fundacji i niezwykły analityczny, ale również przebiegły umysł Hariego Seldona. Gdy wydaje się, że to on wraz ze swoją nową podopieczną Gaal będą głównymi bohaterami, pod koniec premierowego epizodu dochodzi do zaskakującego zwrotu akcji, który przenosi nas 50 lat w przyszłość. Tym samym opuszczamy Gaal i poznajemy Salvor, wojowniczkę z Terminusa, która stara się odkryć tajemnicę wielkiego obiektu, od którego reszta trzyma się z daleka. Niestety w badaniach przeszkadzają im nieproszeni goście, którzy mają swój ukryty cel.
Ten wątek, który zajmuje najwięcej czasu w serialowej Fundacji, jest niestety najgorszy. Twórcy poświęcają wiele czasu Salvor, która jest bohaterką do szybkiego zapomnienia. Postać kompletnie niczym się nie wyróżnia, powielając klisze i schematy zbawczyni, która obowiązkowo zalicza kilka heroicznych czynów. Również konflikt między obiema rasami nie został odpowiednio nakreślony, przez co brakuje w nim emocji, aby jakkolwiek ich walka mogła zainteresować widza. Nie do końca zrozumiałe są również motywacje barbarzyńskiej rasy, która staje się zwykłym narzędziem w rękach twórców, aby w ostatnim odcinku wprowadzić szokujący zwrot akcji.Niestety Fundacja ma wiele problemów z fabularnymi zwrotami, które nie działają tak, jak powinny, przez co szybko zaczynają męczyć. Przejawia się to również w drugim wątku, którego bohaterami są Gaal i Seldon. To właśnie w nim poznajemy prawdziwy cel tytułowej organizacji. I nie wydaje się on wcale niedorzeczny, wręcz przeciwnie, pokazuje Seldona jako doskonałego stratega, który powierzył swoje życie liczbom. Problemem jest to, jak twórcy dochodzą do tych wniosków i je przedstawiają. Szczególnie przy niechęci ze strony Gaal do kontynuowania przedsięwzięcia. Było tu miejsce na ciekawy konflikt, który niestety kończy się równie szybko, jak zaczął, przez powrót do wątku Salvor.