I nie byłoby w tym nic złego, gdyby... no właśnie, ten tytuł. Ludzie wiążą z nim pewien bagaż wspomnień, tuning, fabułę, które nie do końca w nowym Need for Speedzie się znalazły. To trochę tak, jakby Quake 5 opowiadał o interwencji współczesnych komandosów na Bliskim Wschodzie. Jasne - i tu i tu by się strzelało, ale taka gra nie miałaby tego, co zdefiniowało całą serię, czyli kosmicznych giwer, szalonego tempa poruszania się po mapach i reszty przymiotów.
Nie wiem kto w EA się uparł na na odgrzewanie starych nazw, ale robione jest to w naprawdę dziwny sposób. To będzie najlepszy Need for Speed od lat, szkoda więc, że przyczepił się do gry lekki smród związany z nazwą. Dla mnie jednak nie liczy się to jak dana gra się nazywa, kto ją wydaje i na ilu płytach jest - ważny jest gameplay, a ten od lat w serii nie był tak dobry. Mam nadzieję, że Wasze ewentualne uprzedzenia rozwieje jakieś demo - serio, nie warto skreślać świetnie zapowiadającą się grę tylko dlatego, że ktoś nie do końca trafił z marketingiem.
W naszym wywiadzie przedstawiciel Criterionu powiedział, że sięgają po stare odsłony serii, ale robią je po swojemu. Dlaczego wiec nie wymyślą swojego tytułu?
Po więcej wrażeń z Need for Speed Most Wanted odsyłam Was do tekstu Myszastego.