Złe słowo boli mocniej i dłużej niż mogłoby się wydawać. A w ogólnym rozrachunku na obelgach czy pogróżkach w stronę twórców tracimy wszyscy.
Złe słowo boli mocniej i dłużej niż mogłoby się wydawać. A w ogólnym rozrachunku na obelgach czy pogróżkach w stronę twórców tracimy wszyscy.
Nie można mieć wątpliwości - to patologiczna sytuacja. Co na ten temat sądzi twórca serii BioShock, Ken Levine?
To może przynieść graczom efekty zupełnie odmienne od pożądanych. Weźmy przykład Vonderhaara. Zwłaszcza, gdy w sprawę zostaje wciągnięta rodzina. (...) Dlaczego miałoby mu się chcieć przykładać się do pracy na drugi dzień?
Sam Levine nie przejmuje się pogróżkami i krytyką internetowych krzykaczy, ale jest w stanie zrozumieć, że inni mają cieńszą skórę.
Są ludzie, których szanuję, a którzy odeszli z branży, bo szkoda im zachodu. Zwłaszcza, gdy masz rodzinę i życie. Każdy ma prawo robić, co mu się podoba. Także twórca, który może powiedzieć "wiecie co? Nie chce mi się już użerać."
Według Levine'a ważne jednak, by robić swoje niezależnie od głosów toksycznej społeczności.
Gdyby zaangażowany był ktoś oprócz mnie, przy nacisku na wydanie DLC, mógłbym powiedzieć "j***ć to, wytnijmy połowę, żeby wydać wcześniej". Przyzwyczaiłem się do presji, ale nie wszyscy są tacy jak ja. Nie mają doświadczenia i ugną się naciskom, wydając zły produkt.
I to mnie martwi. Sposób w jaki wpływa to na gry. Jestem graczem, gdy wychodzi gra liczę, że będzie dobra. Podoba mi się - gram, nie podoba - nie gram. Myślę, że można dotrzeć do dziwnego punktu, gdzie zaczyna to szkodzić wszystkim graczom. Dla mnie to już po prostu część pracy, ale nie uważam, żeby pomagało to grom.