W samo południe, odkładając pewien temat ad acta

Łukasz Wiśniewski
2012/02/08 12:00

W zasadzie mogłem ten felieton opublikować tydzień temu, ale liczyłem na jakiś ciekawy finał historii, choćby za sprawą debaty o ACTA. Ciekawego finału nie ma, więc podsumowuję.


Na początek zapraszam do przeczytania mojego poprzedniego felietonu w tym temacie i komentarzy pod nim. Bonusowo polecam ciekawą analizę tematu, jaką przygotował Dominik "Spayki" Trzmielewski. Dziś przyjrzymy się zjawiskom społecznym, które można było obserwować, gdy temat ACTA osiągnął w mediach i sieci swoje apogeum. Sięgnę też po opinie zaprzyjaźnionych twórców, bo w sumie owo porozumienie międzynarodowe przecież ich dotyczy. No i pochylę się nad tym, co niektóre mądre głowy wieszczyły, wróżąc z fusów (czyli protestów ulicznych), nie mając chyba za grosz wiedzy z zakresu social media. Znajomość treści porozumienia ACTA nie będzie dziś chyba zbyt potrzebna, zresztą i cały młyn uliczno-medialny poradził sobie bez niej...

Odłóżmy na bok kwestie podrabianych towarów, pseudo-viagry i inne sprawy, nie związane z prawami autorskimi i ochroną własności intelektualnej. Po pierwsze dlatego, że to najbliższe i mi (jako osobie tworzącej) i wam (jako odbiorcom kultury). Po drugie dlatego, że nie zamierzam pisać książki na ten temat, lecz jedynie felieton. Zwróćcie uwagę, jak ciekawie zarysowała się linia podziału miedzy zwolennikami ACTA a przeciwnikami tego porozumienia. Odruchowo człek by się spodziewał, że po jednej stronie staną ci, którzy chcą na twórczości zarobić, po drugiej zaś ci, którzy chcą ową twórczość mieć za darmo. Nic bardziej mylnego.

Za ACTA murem stanęły organizacje żyjące z ochrony praw autorskich. Wydawcy książek, twórcy gier, pisarze, muzycy, rysownicy - w większości nie mówili najlepiej o tym całym ważnym porozumieniu handlowym. Zwróćcie uwagę, że nawet gram.pl, portal żyjący ze sklepu sprzedającego gry, nie popiera ACTA. Skąd takie podejście? Cóż, głównie stąd, że to nic nie warta sterta papieru, niezdolna nic zrobić z piractwem. Rząd przepychał ten twór pewnie po trosze dlatego, że warto było mieć jakiś sukces medialny, a przyspieszenie odpalenia międzynarodowego porozumienia - powstającego od wielu lat - wydawało się być fajnym, medialnym pomysłem. Nie było. Do tego gdy kurz opadł, przy decydentach został w zasadzie jedynie pewien sławny kiedyś muzyk.

Inni twórcy postanowili być niewdzięczni względem decydentów, chcących zrobić im dobrze. W swojej dosyć dosadnej notce blogowej Michał Śledziński, szerzej znany jako Śledziu, pisze mędzy innymi coś takiego: mój stuff także od lat kursuje po różnych chomikach i osiołkach, czy gdzieś tam. I jakoś mnie dupa nie boli (no krztynkę boli z powodu gównianych skanów, bo kolory na mordę lecą, ale przeca są poradniki dla matołków, jak skanować, co nie?), ponieważ to co robię dociera wtedy do tych, którzy wcześniej nie wiedzieli, że istnieje jednostka pisząco-rysująca Śledziu. A to, czy grosz na oryginał wyłożą, to już, psze państwa, od jakości zależy. Na razie jest tak, że mój wydawca na moich komiksach na stracił. Czyli jest tak, jak być powinno. Czyli jest jakość.

Znowuż popularny twórca fantastyki (a prywatnie mój stary znajomy z Fandomu), Kuba Ćwiek, mówi miedzy innymi tak (i mówi to publicznie, a nie prywatnie): lubię to co robię i sprawia mi to frajdę. Nie zależy mi na zarabianiu milionów, ale chciałbym żyć dzięki pisaniu na przyzwoitym poziomie, czasem móc gdzieś pojechać, coś sobie kupić, odłożyć na starość, bo ZUSu unikam jak zarazy. Nie, nie uważam, że każdy, kto nielegalnie ściągnął moją książkę, zaraz mnie okrada, pozbawia zysków, bo raczej nie zakładam, że w innych okolicznościach by ową pozycję kupił. Tak przynajmniej wie, że ktoś taki jak Ćwiek jest i teraz może uzupełni biblioteczkę, albo poleci mnie komuś, kto tak zrobi. Albo nie, ryzyko wliczone. Jeżeli jednak okaże się, że pisanie przestanie mi zapewniać utrzymanie, przestanę pisać i zajmę się czymś innym, bo kosztuje mnie to za dużo wysiłku. Share'ując, udostępniając, rozsyłając i chwaląc miejcie to proszę na uwadze.

GramTV przedstawia:

Cóż, wybuch protestów wywołał też wstrząsy wtórne. Najważniejszym, co dotąd znalazłem jest Stanowisko dotyczące zmian w systemie prawa autorskiego w Polsce Centrum Cyfrowego Projekt: Polska. Jeżeli polskie prawodawstwo poszłoby w tę stronę, mielibyśmy jeden z najnowocześniejszych - i najlepiej dostosowanych do specyfiki współczesnej sieci -systemów ochrony praw autorskich. Boję się jednak, że ten projekt zniknie pod kurzem, podzieli los całego tematu, który go wywołał. W ten sposób dochodzimy do tego, co związane jest z samymi protestami.

W mediach padały stwierdzenia o najpoważniejszym ruchu społecznym od lat. Oderwani od sieciowej rzeczywistości eksperci drapali się po głowach i zastanawiali się, czy z tego nie wyrośnie nowa siła społeczna. Co bardziej odjechani uczestnicy protestów porównywali zryw przeciw ACTA do... narodzin Solidarności. Cuda na kiju. Większość z tych protestów narodziła się na Facebooku. Ludzie czytali nierzetelne informacje, albo nawet jedynie reagowali na zasadzie jest protest, jest impreza. Wiele osób wyszło na ulicę, by wziąć po prostu udział w czymś, co fajnie wygląda. Ot, taki flashmob z podtekstem wolnościowym i politycznym. To nie nowy ruch społeczny, to event na Fejsie, panowie eksperci społeczni. Czas zacząć się douczać z dziedziny social media.

Tak, jasne, zaraz pojawi się kilka komentarzy, że ktoś uczestniczył i poważnie to traktował, do tego, że nie zapomni "władzy" (cudzysłów konieczny, to nasi pracownicy, jako społeczeństwa, wiec raczej podwładni) podpisania ACTA. Odpowiadam więc z góry: nie wykluczam tego, jedynie uogólniam. Akcja by nie wyszła (a już na pewno nie przyciągnęła tylu ludzi) bez kilku osób, które przynajmniej wiedziały, o co biega. Tłum sam w sobie jednak wykazał, że jest jedynie flashmobem, czasem nawet wykazał gorsze rzeczy, jak w Kielcach. Nie będzie z tego nowej siły społecznej, bo efemeryczna natura sieci oznacza krótką pamięć i przemijanie nawet najpotężniejszych meme.

Jasne, chciałbym się mylić i wierzyć, że od tej pory więcej osób będzie się interesowało prawem wprowadzanym w naszym kraju. Chciałbym wierzyć, ze każdy uczestnik protestów od tej pory zacznie się poważnie zastanawiać nad tym, co należy do wolności słowa, a co już jest naruszeniem czyichś praw. Niestety, wiem że za jakiś czas maski Guya Fawkesa (w wersji hollywoodzkiej oczywiście) zostaną zastąpione przez coś innego. Po prostu przestaną być cool jeszcze szybciej, niż samo słowo cool przestało być cool. Do następnych wyborów parlamentarnych wydarzy się tyle rzeczy, że naród zdąży zapomnieć o ACTA i zimowych protestach. Dla ułatwienia dodam: od następnych wyborów dzieli nas taka sama przepaść czasowa, jak od podpisania ratyfikacji Traktatu lizbońskiego, wybuchu wojny w Osetii i Gruzji, ekshumacji generała Sikorskiego...

Nim nadejdzie czas, by zrealizować dumne hasła o pamiętaniu, gimbusy zajmą się zdawaniem matur, licealiści wylądują na studiach, studenci zostaną wkręceni w tryby swojej pierwszej pracy i przestaną mieć czas na cokolwiek. Zostanie wydanych kolejnych kilkaset gier, dzisiejsze hity odejdą w zapomnienie. I wiecie co? Mniej przykre jest obserwowanie, jak ludzie zapominają o jakichś platformówkach czy strzelankach FPP, niż obserwowanie jak zapominają o ideałach i deklaracjach obywatelskich. Oczywiście ja będę patrzył na rozwój wydarzeń, tak jak patrzyłem od lat. Może nawet wam przypomnę o "wojnie o wolność w internecie", jeśli wciąż będę się jeszcze zajmował pisaniem publicystyki. Jednakże niniejszym odkładam temat ACTA ad acta i wracam do pisania o grach, pozwolicie?

Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
10/02/2012 10:45

Mam pytanie podpisanie ACTA co grozi? komu szkodzi?Co jestw tym ze powoduje taka dyskusje?

Usunięty
Usunięty
09/02/2012 19:53

Jak napisał autor felietonu, "event na Fejsie" najlepiej podsumowuję całą aferę wywołaną przez ACTA.Sorry za SPAM.

Usunięty
Usunięty
09/02/2012 19:53

Jak napisał autor felietonu, "event na Fejsie" najlepiej podsumowuję całą aferę wywołaną przez ACTA.




Trwa Wczytywanie