Od szeregowca do generała - zrób karierę w darmowej sieciowej strzelance Heroes & Generals.
Od szeregowca do generała - zrób karierę w darmowej sieciowej strzelance Heroes & Generals.
Od szeregowca do generała - zrób karierę w darmowej sieciowej strzelance Heroes & Generals.
Od szeregowca do generała - zrób karierę w darmowej sieciowej strzelance Heroes & Generals.
Historia zna wiele przypadków awansu od szeregowca do generała właśnie. Większość takich karier przebiegała normalnie, czyli poprzez kolejne szczeble dowodzenia, ale w dawnych czasach zdarzały się też przypadki awansu bezpośredniego, czyli od razu na generała, bez tych wszystkich poruczników, majorów i pułkowników po drodze. A teraz? Teraz to tylko w grach tak można, na przykład w Heroes & Generals. I, co ciekawe, tutaj to wyniesienie rzeczywiście zmienia styl rozgrywki, bo od wykonywania rozkazów i bycia częścią bitwy przechodzi się do wydawania rozkazów i planowania kolejnych bitew. Tyle, że i wtedy się w nich jeszcze uczestniczy, bo kto by dobrowolnie zrezygnował z przyjemności strzelania do innych ludzi w Internecie? No właśnie.
Strzelanie to serce Heroes & Generals. Odbywa się ono w ramach II wojny światowej i tak bardzo przypomina to znane z dawnych gier z serii Battlefield, że fani tychże poczują się tutaj jak u siebie w domu. I pewnie też dlatego, że w Heroes & Generals nie tylko gra się jak w Battlefielda 1942, ale też sama gra wygląda podobnie do niego. Brzydka jest, znaczy się, jak na dzisiejsze standardy. Odpalana z przeglądarki, bez zaawansowanego silnika graficznego, nie daje rady wyglądać dużo lepiej niż wydany siedem lat temu Battlefield 2, a mody do tegoż, zwłaszcza drugowojenne Forgotten Hope 2, najbliższe klimatem opisywanej pozycji, są nawet nieco ładniejsze. Ale, o dziwo, gra się dobrze.
Mechanika i dynamika rozgrywki plasuje się gdzieś pomiędzy czysto zręcznościową a mocno realistyczną. Jednego i drugiego jest tu po trochu, tak by utrzymać złoty środek... lub być blisko złotego środka, bo ja osobiście uważam, że powinno się jednak ginąć od jednego strzału z karabinu Kar98 lub dwóch z Garanda, a nie odpowiednio po dwóch oraz trzech kulkach. Ale i tak należy docenić fakt, że nie trzeba tu do wroga wywalić całego magazynku, żeby go zdjąć, bo dzięki temu rozgrywka nabiera znamion wiarygodności, a do tego nie traci tempa. Czyli jest właśnie tak, jak w Battlefieldach. Także dlatego, że są pojazdy.
W tym momencie, w zamkniętej becie, nie ma ich zbyt wiele. Po jednym łaziku, po jednym czołgu i niszczycielu czołgów, po jednym samolocie szturmowym i transportowym na stronę. I do tego jeszcze rowery, przesympatyczne zresztą i zawsze mile widziane, zwłaszcza zaś przez muszkę i szczerbinkę, bo cyklista to łatwy i tłusty cel. Nie rozumiem niestety, dlaczego autorzy gry postanowili dać Amerykanom shermana, a Niemcom tygrysa, a potem zrównali te wozy pod względem pancerza i mocy armaty... Wiem, że tygrys to taka ikona i w ogóle świetnie wygląda, ale można było dać wojskom Osi zwykłe Pz IV i wtedy byłoby i historycznie, i w równowadze, bo te czołgi obu stron były porównywalne. A przynajmniej bardziej niż sherman i tygrys. To drobne potknięcie jest jednak wynagradzane z nawiązką przez to, jak się tymi czołgami oraz niszczycielami Stug IV i M10 jeździ. A właściwie strzela.
Każdy z tych pojazdów ma cztery tryby widoku. Taki z trzeciej osoby pozwala omiatać wzrokiem otoczenie. Potem mamy widok z włazu na wieży, też ze sporym polem widzenia, ale mniejszym, za to widać wtedy lepiej to, co mamy z przodu. W trzecim trybie nie widać prawie nic, bo patrzymy przez wizjer kierowcy, a w czwartym to już w ogóle tylko przez przyrządy celownicze armaty. Dlaczego to jest fajne? Dlatego, że czyni czołgi wrażliwymi. Chcesz strzelać celnie? Super, ale niestety nie widzisz co się dzieje dookoła ciebie. Chcesz widzieć? No to sobie nie postrzelasz. A na dodatek dwa pierwsze widoki, ten zza czołgu i ten z włazu sprawiają, że nasz tankista fizycznie siedzi na wieży i każdy średnio ogarnięty piechociarz może go sobie ustrzelić. A potem oczywiście buchnąć czołg. Bardzo mi się to rozwiązanie podoba, podobnie jak fakt, że czołg nie ma kaemu sprzężonego z działem. Nie da się kosić piechoty i być bogiem wojny w każdej sytuacji - czołgi w Heroes & Generals nie są przegięte. Za to samoloty są, niestety, bo na mapach jest bardzo mało stanowisk przeciwlotniczych, a z czołgu, z racji wspomnianych utrudnień, w zasadzie nie da się nic latającego ustrzelić. No, chyba że ma się kolegę obsługującego kaem na wieży, ale mało kto się tak bawi, bo piechota uwielbia zdejmować takich strzelców. Z racji nikłego zagrożenia z ziemi piloci robią co chcą i powstrzymać mogą ich tylko lotnicy drugiej strony. A tych zwykle nie ma...
No właśnie. W tym momencie, w zamkniętej becie Heroes & Generals, bardzo trudno jest trafić na bitwę, w której strony są równe. A to dlatego, że o rozkładzie sił decydują gracze. Jak? Już tłumaczę. Całe nasze granie jest podzielone na tak zwane "wojny", czyli kolejne wielkie kampanie rozgrywane na mapie zachodniej Europy, od Niemiec do Wielkiej Brytanii. Usiana jest ona ponad setką różnych miast, fabryk i obiektów strategicznych połączonych siecią dróg. Po tych drogach przemieszczają się oddziały armii - gdy dotrą do punktu kontrolowanego przez wroga, gra generuje potencjalną bitwę, do której mogą dołączyć gracze. Jeśli tego nie zrobią, potoczy się ona sama, a system zdecyduje kto wygrał na podstawie stosunku sił. Jeśli gracze się zainteresują, to strzelają do siebie, ale na warunkach zdeterminowanych przez to, co dzieje się na mapie strategicznej. Czyli jak?
Czyli tak, że jeśli jakiegoś obiektu, dajmy na to niemieckiej fabryki w Bielefeld, bronią dwa regimenty piechoty, pułk piechoty zmechanizowanej i dywizjon dział pancernych, to dwunastu graczy (a tak się tutaj gra, tuzin na tuzin) po stronie Osi ma do dyspozycji 60 odrodzeń jako piechociarze (dwa oddziały po 30), 30 jako grenadierzy (jeden oddział) i 10 dział samobieżnych Stug IV (ten dywizjon). Nie mówię, że takie dokładnie są liczby, bo nie są, ale jako przykładowe się nadają. Jeśli tankiści wezmą te 10 stugów i je stracą, to już ich więcej w tej bitwie nie będzie. Jeśli gracze biegający z Kar98, MP40 i MG42 zginą 90 razy, to koniec gry, skończyły im się posiłki. Więc jeśli z drugiej strony atakują dwie dywizje aliantów, co daje im ponad 200 odrodzeń jako piechota, to wynik jest w zasadzie jasny do przewidzenia, prawda? No, właśnie nie prawda, na szczęście. Każdą bitwę można wygrać, zanim wyczerpią się zapasy odrodzeń.
Mapy w bitwach w Heroes & Generals podzielone są na ciągi celów strategicznych. Na niektórych mapach jest to tylko jeden ciąg, na innych zaś jest ich kilka. Punkty przejmuje się w nich po kolei, więc w danym momencie walki toczą się tylko między dwoma, tymi bezpośrednio sąsiadującymi - każdy, kto grał dawniej w Battlefielda doskonale kojarzy ten system. Na końcu każdej linii są cele główne - jeśli atakujący je przejmą, to wygrywają, nawet gdy zostały im trzy odrodzenia, a obrońcom 300. Jeśli obrońcom uda się odpierać napór wroga przez określony czas, to też wygrywają choćby nie wiem co. W tym momencie ten czas to chyba pół godziny, ale to pewnie ulegnie zmianie. Zresztą, to nieistotne, ważne, że da się wygrać, nawet gdy stosunek sił jest na naszą niekorzyść. Szkoda tylko, że zwykle jednak wygrywa silniejszy w tym momencie - ale dzieje się tak dlatego, że Heroes & Generals jest nadal w zamkniętej becie, do której dostęp ma niewielu graczy. A ta gra będzie dobrze działała dopiero, gdy będą grały tysiące.
Teraz nieustannie trafia się na bitwy, w której jedna strona ma przewagę w ilości bądź jakości wojsk - na przykład ma czołgi czy lotnictwo, gdy ta druga nie ma. A to dlatego, że graczy jest niewielu, więc jest relatywnie mało różnych oddziałów przemieszczających się po mapie strategicznej, co z kolei prowadzi do ich rozproszenia, przez co łatwiej jest uzyskać, przypadkiem nawet, dużą przewagę w jednym punkcie. No tak, ale co gracze mają do ilości oddziałów? A nic w zasadzie, oprócz tego, że są to ich oddziały i to oni nimi dowodzą. Nie od razu oczywiście, bo trzeba rozegrać kilkanaście bitew, by zgromadzić odpowiednią ilość punktów na zakupienie swojej pierwszej jednostki. I nie można ich w tym czasie wydawać na dostęp do dodatkowych broni, wyspecjalizowanego sprzętu i tym podobnych, rzecz jasna. Jak się uzbiera odpowiednią sumę, to dostaje się wybraną jednostkę. I przemieszcza się ją po mapie strategicznej, atakując wroga lub wzmacniając obronę swoich pozycji. To jest ten "generalski" składnik Heroes & Generals, będący w opozycji do "bohaterskiego". Oddziałów można mieć kilka, można umawiać się z kolegami na łączone operacje i ofensywy, zabawy jest z tym mnóstwo... to znaczy będzie dopiero, bo żeby ten system dobrze działał i generował bitwy z takim stosunkiem sił, który będzie nadawał im charakteru ale nie decydował o ich przebiegu, potrzeba więcej graczy. Więcej oddziałów. I na to czekam.
Wiele mam zastrzeżeń do Heroes & Generals. Jak już mówiłem, jest to gra dość brzydka. Rozwój postaci też jakiś taki mało atrakcyjny, a na dodatek wszystkie ulepszenia broni są pieruńsko drogie. W tym momencie na fajną, sprawiedliwą dla obu stron bitwę trafia się raz na kilka godzin. A mapy nie są jakoś genialnie pomyślane, widziałem wiele lepszych i ciekawszych. I tak dalej i tym podobne. Ale czekam na otwartą betę, czekam aż się Heroes & Generals zaludni, bo po pierwsze, pomysł na strategiczną rozgrywkę ma wielki potencjał i bardzo chcę zobaczyć, czy uda się twórcom gry go zrealizować, a po drugie, te bitwy w stylu Battlefielda, z czołgami, z walką piechoty w lasach lub terenie zabudowanym, ze śmigającymi nad głową samolotami i dzikimi zderzeniami tego wszystkiego w okolicach punktów strategicznych... cóż, podobają mi się. Grając w Heroes & Generals czuję się jakbym wrócił do BF 1942, do pierwszego i drugiego Forgotten Hope. Nutka nostalgii nadaje znośnego smaku tej ciekawej, choć w tym momencie jeszcze niejadalnej potrawie. Otwarta beta zadecyduje o "być albo nie być" tej gry, a tak się zabawnie składa, że jej twórcy pochodzą właśnie z Danii...