Kolejny mobilny hit zawitał na pecetach dzięki Paradoksowi. Czy Knights of Pen & Paper obroni się na dużym ekranie?
Kolejny mobilny hit zawitał na pecetach dzięki Paradoksowi. Czy Knights of Pen & Paper obroni się na dużym ekranie?
Zabrzmi to dziwacznie - możecie zacząć podejrzewać u mnie paranoję - ale i tak, i nie. Z jednej strony bowiem Knights of Pen & Paper nie utraciło nic ze swojej potencjalnej grywalności, z drugiej jednak ewidentnie jest to pozycja najlepiej sprawdzająca się na urządzeniach mobilnych. Zanim jednak przejdę do wartościowania, słów kilka o samej rozgrywce.
Knights of Pen & Paper to nic innego, jak klasyczna do bólu gra cRPG w bardzo staroświeckim stylu, co podkreśla dodatkowo modna ostatnio niczym hipsterskie knajpy, pikselowa grafika. Jest jednak coś, co wyróżnia tę pozycję na tle podobnych sentymentalnych wycieczek w "stare, dobre czasy".
Czy graliście kiedykolwiek w klasyczne, papierowe RPG?
Jeśli odpowiedź jest twierdząca, Knights of Pen & Paper dostarczy Wam o niebo więcej zabawy, niż osobom, które z normalnym rolplejowaniem nigdy nie miały do czynienia. Gra jest bowiem wielkim, żartobliwym hołdem złożonym wszystkim maniakom wypełniania kart postaci, turlania kośćmi i pożerania ton pizzy podczas sesji. A co z odgrywaniem ról, zapytacie? Otóż właśnie, KoPP jest hołdem dla klasyki klasyk, lochów i smoków, tych najprostszych sesji opartych na niekończącym się grindzie i pakowaniu statystyk. Pokażcie mi munchkina odgrywającego rolę...
O tym, że coś jest nie tak, że to nietypowa konwencja jak na cRPG, mówi nam już początek rozgrywki. Twórcy z premedytacja odrzucają całe "wczuwanie się", widzimy sesyjny stół z masą gadżetów, mistrza gry siedzącego po drugiej stronie i plecy członków drużyny. Mało tego, tenże stół z przyległościami będzie się z nami poruszał przez całą rozgrywkę. Bo poważna to ta gra na pewno nie jest.
Niezbyt fortunnie rozplanowano niestety rozwój fabuły, szczególnie na początkowym etapie rozgrywki. Zamiast nas w jakikolwiek sposób wciągnąć w wir wydarzeń, chowa się rzeczona gdzieś po kątach, udając, że tak naprawdę nie istnieje. A jednak jest i choć oparta - zapewne celowo - na schematach i archetypach, doskonale się nimi niekiedy bawi. Szkoda tylko, że musimy przemęczyć się nieco zdezorientowani przez kilkadziesiąt minut, by wpaść na jej trop.
Podczas rozgrywki, co chwilę, w staroświeckich dymkach, pojawiać się będą komentarze zarówno MG, jak i członków drużyny. "Turlnij no który na Percepcję", "Ktoś zamawiał pizzę?", "Gdzie jest moja spreparowana kostka?" i inne podobne klasyki gatunku. Szkoda tylko, że liczba tych powiedzonek jest dość ograniczona i szybko wyczerpuje się ich zapas. Fajne jest natomiast to, że wiele z nich to także różnego rodzaju nawiązania do popkultury, czy żywcem wyjęte z gier, książek i filmów "one-linery".
Zresztą zabawa odniesieniami do kultury masowej, w tym gier, jest tutaj na porządku dziennym: postacie niezależne (Dexter), bohaterowie graczy (Magicka), czy choćby mieszkańcy Journey Village, którzy wyglądają jak bohaterowie The Journey. Co krok, to smok. To znaczy jakieś smakowite nawiązanie. Twórcy mocno nabijają się też z typowo erpegowych stereotypów; przykładem jest choćby startowe miejsce o nazwie Default Village, w którym głównymi przeciwnikami są nieśmiertelne szczury. Takie kanoniczne, bo zabić je oczywiście można.
Kto w normalne erpegi grał, będzie się bawił naprawdę doskonale. O ile ścierpi gigantyczną ilość grindu.
Knights of Pen & Paper walkami stoi. Chcąc wylewelować postacie i wykonać wszystkie zadania, musimy przygotować się na setki potyczek z przeciwnikami. I choć muszę przyznać, że typów tychże w całej grze jest całkiem sporo (praktycznie każdy obszar ma charakterystycznych dla siebie), a na późniejszych etapach są bardziej zróżnicowani pod względem cech specjalnych, to jednak po trzydziestej walce z siedmioma szczurami można poczuć spore znużenie.
W tym miejscu warto wspomnieć o samej mechanice gry. Wszystko jest tu w zasadzie zgodne z papierowymi kanonami. Mamy kilka klas postaci (kolejne odblokowujemy podczas gry, ale posiadają lvl 1 - zachęta do ponownego przejścia?)), zdobywamy punkty doświadczenia, awansujemy na kolejne poziomy (co zwiększa automatycznie kilka podstawowych statystyk oraz daje nam punkty umiejętności), zarządzamy ekwipunkiem i toczymy kolejne batalie w klasycznych turach.
Oczywiście nie zapomniano też o craftingu, bardzo prostym i opartym na płatnych wizytach u kowala. Moim zdaniem przesadzono jednak nieco ze startowym poziomem jego umiejętności; jest tak niski, że przy odrobinie pecha (Knights of Pen & Paper zapisuje stan gry automatycznie przy wyjściu) możemy stracić masę kasy nic nie zyskując. A jest to jedyny sposób na zdobycie lepszych pancerzy, czy broni. Płacz i zgrzytanie zębów.
Kolejny element zarządzania, to wyposażenie "pokoju do gry". Za zdobywane podczas gry złoto (można je też dokupić za realne pieniądze), kupujemy dające dodatkowe bonusy elementy wystroju począwszy od stołów, dywanów i mebli, przez róznorodne gadżety (figurki graczy, Święty Graal), a skończywszy na przekąskach i napitkach.
Wbrew pozornej prostocie Knights of Pen & Paper jest więc grą całkiem rozbudowaną i bogatą. Kilku płaszczyzn rozwoju i zarządzania mógłby pozazdrościć niejeden "duży", pecetowy erpeg. Zresztą KoPP nie jest wcale grą małą, przynajmniej jeśli chodzi o czas rozgrywki. Zaliczenie większości zadań to przynajmniej kilkanaście godzin dobrej zabawy. Pod warunkiem, że odpowiednio dawkowanej.
Zacząłem grać na stacjonarnym pececie i po początkowym zachwycie, dość szybko odkryłem, że odpalam Knights of Pen & Paper coraz rzadziej i na coraz to krótsze sesje; po prostu obok było zbyt wiele ikon prowadzących do mniej monotonnych gier. Lekarstwem okazało się wrzucenie gry na netbooka. W pociągu, czy autobusie sprawa wygląda zupełnie inaczej. Tutaj grind już nie przeszkadza, a relatywnie prosta mechanika rozgrywki sprawia, że możemy trzaskać kolejne poziomy nie przerywając rozmowy ze współpasażerami.
Ergo: Knights of Pen & Paper przynależy do urządzeń mobilnych. Choć zapewne znajdzie się wiele osób, które gra zassie również przed większym ekranem, jednak najlepiej sprawdza się w roli, do której została stworzona: zabijacza czasu. Dodatkowo ewidentnie skierowana jest do konkretnej grupy odbiorców - ludzi, którzy na wypełnianiu kart postaci, rzucaniu kośćmi i losowaniu potworów z tabeli stracili połowę życia. Pozostali nie docenią zapewne połowy żartów i smaczków.
No i w tej swojej rozpikselowanej stylistyce jest naprawdę ładna. Niektóre potwory, to małe dziełka kanciastej sztuki.
To wszystko prowadzi do końcowej oceny, będącej swoistą wypadkową. Jeśli chcielibyście zagrać w Knights of Pen & Paper na telefonie, czy tablecie, śmiało dodajcie do niej jedno oczko. Jeśli jednak posiadacie tylko stacjonarnego peceta, a na dodatek nie mieliście żadnej styczności z "analogowymi" sesjami RPG, tyleż samo możecie odjąć. Netbooki i małe laptopy leżą gdzieś pośrodku, a fani papierowego erpegowania dodają brakującą połówkę.