Blood Knights - recenzja

Sławek Serafin
2013/12/05 08:57

Gra, której na pewno nie chcecie dostać pod choinkę.

Grubo ponad pół wieku temu Konstanty Ildefons Gałczyński spojrzał w zadumie na biedronkę pełznącą po ścianie i zadał ważkie pytanie: "Po cholerę toto żyje?". Nijak mi się równać z wielkim poetą, a i o innym obiekcie niż boża krówka mowa, ale na usta ciśnie mi się takie samo pytanie. Po co, za co i dlaczego powstało coś takiego jak Blood Knights? Nie wiem. Nikt nie wie. Ale nie zmienia to faktu, że Blood Knights niestety jest. I cieszcie się, że to ja musiałem w to grać, a nie Wy. Całkiem możliwe jednak, że będziecie chcieli zagrać w następną grę twórców tego knota, niemieckiego studia Deck 13. Studio to na zlecenie City Interactive pracuje bowiem nad głośnym projektem Tomka Gopa, grą RPG Lords of the Fallen. I od zapoznania się z Blood Knights mam wielkie obawy odnośnie Lords of the Fallen... Ale nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość. Najpierw zajmijmy się tym tutaj krwistym klopsem.

Blood Knights - recenzja

Rzecz dzieje się w czymś na kształt średniowiecza w okolicach być może Transylwanii czy innego domyślnego kraju wampirów, górzystego i nieprzystępnego. Blood Knights jest o wampirach właśnie, o złych wampirach, z którymi ludzie walczą od wieków pod egidą Kościoła. I właśnie ostatnio zaczęli wygrywać, między innymi dzięki utalentowanym łowcom krwiopijców, takim jak Jeremy, główny bohater gry. Wampiry są jednak dalekie od klęski i mają złowróżbny plan. Chcą zdobyć świętą krwawą pieczęć i za jej pomocą zniszczyć księżyc oraz zrobić coś tam jeszcze, co nie jest w grze dokładnie wytłumaczone - wiemy tylko, że złowrogie jest i groźne wielce. Jeremy prowadzi wyprawę do starożytnego sanktuarium, by ochronić pieczęć... i prawie mu się to udaje. Czyli nie udaje się. Wampiry biorą co chcą, księżyc pęka na kawałki, ruja i porubstwo. Jeremy musi wszystko naprawić... jeśli będzie chciał oczywiście, bo tak się składa, że zupełnie przypadkiem został on wampirem, więc mógł mu się także zmienić punk widzenia na te sprawy. Co gorsza, jest także związany tajemniczą więzią z wampirzycą Alysą, która będzie mu od teraz towarzyszyć nieustannie...

Wiem, brzmi jak scenariusz taniej podróbki jednego z odcinków serialu Prawdziwa Krew, ale takie zawiązanie akcji nie jest najgorsze. Ma potencjał, można było na tej bazie zbudować fajną fabułę. Można było wykorzystać wątek rozterek łowcy, który stał się zwierzyną, rozegrać tarcie i iskrzenie między parą głównych bohaterów, można było wreszcie opowiedzieć fajną historyjkę o odkupieniu, lojalności, poświeceniu czy czym tam jeszcze. Można było. Ale twórcy Blood Knights nie poszli tą drogą. Zamiast tego zmontowali opowiastkę, w której jest tyle niedorzeczności i dziur logicznych, że w zasadzie cała składa się z tychże, jak pajęczyna. Historyjka jest banalna, przewidywalna i nudna, a jedyne momenty, w których zmusza do myślenia to te, w których nagle dzieje się coś bezsensownego, a my desperacko próbujemy znaleźć jakieś wiarygodne wytłumaczenie, podczas gdy gra oferuje jedynie takie niedorzeczne. Krótko mówiąc, nie jest to opowieść, którą będziemy wspominać wnukom, wręcz przeciwnie, zaraz po ukończeniu Blood Knights zapomnimy o co tam w ogóle chodziło. Na szczęście.

Blood Knights można by wybaczyć płytką fabułę, gdyby było tutaj na czym oko zawiesić. Jak coś jest piękne, to często ignorujemy fakt, że jest też głupie. Tyle, że ta gra piękna nie jest. Oprawa graficzna w najlepszym wypadku nie robi żadnego wrażenia, a w najgorszym robi wrażenie fatalne. Scenki przerywnikowe wykonano prawdopodobnie jakieś pięć do siedmiu lat temu za pomocą ówczesnej technologii, podobnie jak i całą resztę, a teraz tylko nałożono jakieś filtry i efekty, żeby "unowocześnić" wygląd całości. Oczywiście, prezentuje się to bardzo słabo. Kiepsko animowane modele, rozmazane tekstury, brzydkie obiekty - no nic tutaj nie jest warte, by zawiesić oko na dłużej, wręcz przeciwnie, ciągle się chce odwracać wzrok, bo niski budżet kłuje w źrenice całkiem boleśnie. I czasem zabawnie, gdy uzewnętrzniają się jakieś potknięcia programistów i nagle wszystkie obiekty zaczynają bić niezdrowym blaskiem, lub też postacie w dialogach wyglądają jakby były zrobione ze śliskiego, lśniącego plastiku. Efekt humorystyczny jednak nie jest wystarczająco silny by zrównoważyć niechęć, którą wywołuje cała reszta, zarówno grafiki, jak i gry w ogóle. A to dlatego, że Blood Knights nie tylko ma kiepską fabułę i jest nieładne, ale też po prostu źle się w to gra.

Nie wiem co miała ta gra imitować swoją rozgrywką, ale wyszło coś, co odlegle przypomina konsolowe siekanki, takie jak God of War czy Devil May Cry, tylko jest o wiele nudniejsze i prostsze. Naszą postacią sterujemy bezpośrednio, biegając, skacząc i wykonując ataki zwykłe oraz specjalne. Przy czym ataki specjalne są całe dwa, żeby nam się przypadkiem w głowie nie zakręciło od różnorodnych dostępnych opcji. Postacie też oczywiście mamy dwie, a właściwie jedną w dwóch osobach. Nie wiedzieć dlaczego możemy kierować albo Alysą, albo Jeremym, ale gdy jedno jest w akcji, to drugie znika. W scenkach dialogowych są oboje, ale w grze nie. Widać twórcom Blood Knights nie chciało się programować sztucznej inteligencji dla naszego towarzysza, więc po prostu się go pozbyli - co będzie się plątał pod nogami, nie? Sensu to nie ma, ale taniej wyszło. Oszczędzono także na kreatywnym podejściu do projektowania postaci - Jeremy to koleś z mieczami, Alysa to babka z kuszami, oryginalność aż tryska pod sufit. Nie można było jakoś nieszablonowo, nietypowo? Nie można było kazać wampirzycy walczyć wręcz, kłami i pazurami, a byłemu łowcy strzelać z łuku czy coś? Cóż, najwyraźniej twórcy Blood Knights na to nie wpadli. I mamy bohaterów tak stereotypowych, jak to tylko możliwe.

GramTV przedstawia:

A na dodatek jeden z nich jest bezużyteczny. Alysa i jej kusze to domyślny wybór przez całą grę. Jest bardziej mobilna, zabija z dystansu szybciej i skuteczniej niż Jeremy, a na dodatek nie naraża się na to, że wróg jej odda. Na naszego rycerza przełączymy się tylko w sytuacji, gdy jakimś cudem doskoczy do nas ze wszystkich stron kilku wrogów, co zdarza się rzadko. Prawie cały czas spędzimy więc w grze jako Alysa. Po co zatem druga postać, jeśli granie nią nie ma sensu? Znów nie wiadomo. Po raz kolejny Blood Knights wymyka się logice. Kolejny, ale nie ostatni. Są tu jeszcze inne bezsensy, w tym te związane z rozwijaniem postaci i ich ekwipunkiem.

Elementy "erpegie" są tutaj wciśnięte mocno na siłę, zwłaszcza zaś system awansu i rozwoju postaci, który zupełnie nic nie wnosi do gry. Alysa i Jeremy co jakiś czas zdobywają jakieś poziomy i mamy możliwość rozdysponowania punktów, by ich wzmocnić pod jakimś względem. Nie kupimy żadnej nowej umiejętności, nie odblokujemy nic konkretnego, możemy tylko sprawić, żeby na przykład taki a taki atak był mocny, mocniejszy lub najmocniejszy. Wydanie na coś punktów prawie nigdy nie jest widoczne w samej grze w żaden sposób, ot, przydzieliliśmy i nadal gra się tak samo jak przed chwilą, nic nowego, nic ekscytującego się nie wydarzyło. To po co ten cały rozwój postaci, jeśli nie ma na nic wpływu? Po nic. Już się nauczyliśmy, że Blood Knights nie ugina karku przed sensem i logiką. Także w kwestii wyposażenia naszych bohaterów. Obydwa wampiry znajdują co jakiś czas w skrzynkach nowe elementy zbroi i broń. Nie jest tego zbyt wiele i zawsze nowa rzecz jest lepsza od starej, więc nawet jeśli system zakładania tego wszystkiego i porównywania statystyk przypomina nieco te znane z action-RPG, takich jak Diablo, to w rzeczywistości jest strasznie płytki i ubogi. Można było z niego zrezygnować i po prostu z automatu uzbrajać postacie w nowe znaleziska, zamiast udawać, że ma się jakieś tam opcje, których się przecież nie ma. Nie mogę też zrozumieć, dlaczego mniej więcej w dwóch trzecich gry przestajemy znajdować nowe pancerze i trafiamy już tylko na nową broń. Skąd ten pomysł? Dlaczego nie można znajdować nowych nagolenników czy kirysów także pod koniec zabawy? Nie mam najbledszego pojęcia. Może po prostu zabrakło pieniędzy na ich zaprojektowanie, albo rozchorował się "grafik od zbroi" i został tylko "grafik od broni". Może. Albo po prostu Blood Knights znów ucieka w sferę absurdu.

I długo można by jeszcze wymieniać przewiny tej produkcji, pastwić się nad fatalnie zrealizowanymi elementami platformowymi, nad wyjątkowo mało pomysłowymi projektami wrogów oraz najprostszymi walkami z bossami w historii gier, żeby tylko wymienić to, co najbardziej przeszkadza. Ale po co. Chyba jasne jest już jak słońce, które, co ciekawe, wampirom w Blood Knights wcale nie szkodzi, że ta gra jest bardzo zła i należy ją omijać szerokim łukiem. Jedyna jej pozytywna strona jest taka, że przejście całej nie trwa nawet czterech godzin, więc gdyby ktoś kiedyś zmusił kogoś do grania w Blood Knights w ramach męczarni i tortur, to nie będzie to dręczenie ciała i umysłu trwało zbyt długo. Ale lepiej się nie zamęczać w ogóle, więc po prostu zagrajcie w coś innego. W cokolwiek. Prawie wszystko będzie lepsze niż Blood Knights. I grając w to coś innego trzymajcie kciuki, by ci dziwnie niesolidni Niemcy z Deck 13, którzy tak widowiskowo zarżnęli Blood Knights, nie zrobili tego samego z polskim Lords of the Fallen. Bo wtedy to już będzie sprawa osobista i możemy się poczuć urażeni na tyle, że wybierzemy się do nich za tę Odrę, do tego Frankfurtu, czy gdzie tam mają swoje biuro...

Zamów wersję cyfrową Blood Knights w sklepie gram.pl

3,0
Wampiry z powyłamywanymi kłami
Plusy
  • męka nie trwa długo
Minusy
  • banalna, dziurawa fabuła
  • mało atrakcyjna oprawa techniczna
  • nudna, pozbawiona wyzwań rozgrywka
  • wiele bezsensownych, niepotrzebnych rozwiązań
  • ogólna beznadzieja i niskobudżetowość aż piszczy
Komentarze
13
Artmaster88
Gramowicz
06/12/2013 11:10

> A ja się zastanawiam czemu (jeżleli gra jest tak zła, jak ją opisałeś i nie ma w niej> abslutnie nic dobrego) dałeś tej grze ocenę 3? Skala jest chyba na gramie> dziesięciostopnowa? Powinno być 1 chyba, nie?Każdy różnie traktuję taką skalę :)Tak jak dla mnie 10/10 to musi być absolutne mistrzostwo świata pozbawione błędów etc.tak 1/10 musiałoby naprawdę odbić się bardzo, ale to bardzo negatywnie na mojej psychice :DByć może nie jest tutaj aż tak źle ;]

Abi_Dalzim
Gramowicz
06/12/2013 07:00

A ja się zastanawiam czemu (jeżleli gra jest tak zła, jak ją opisałeś i nie ma w niej abslutnie nic dobrego) dałeś tej grze ocenę 3? Skala jest chyba na gramie dziesięciostopnowa? Powinno być 1 chyba, nie?

karvaialka
Gramowicz
06/12/2013 06:41

Pisałem właśnie o marketingowym bełkocie producenta w zestawieniu z prawdziwym obrazem tej nędznej produkcji, przedstawionym przez recenzenta ;)




Trwa Wczytywanie