Blackguards 2 - recenzja

Paweł Pochowski
2015/02/09 20:00
2
0

Uwięziona w lochu i pozostawiona sama z jadowitymi pająkami Cassia miała dużo czasu na przemyślenia i planowanie zemsty. Gdy już ucieka, nie pozostaje jej nic innego niż przystąpić do realizacji poczynionych zamiarów. I to każdym kosztem.

Blackguards 2 - recenzja

Gdy w zeszłym roku na rynku debiutował Blackguards, zwróciliśmy uwagę na fakt, że jest to raczej ewenement dla tego studia. Produkcja reprezentowała bowiem gatunek cRPG, natomiast Daedalic Entertainment znane jest przede wszystkim z gier przygodowych. Mimo to Blackguards otrzymało niezłą notę, co jak na debiut w nieznanym sobie gatunku uznać można za naprawdę dobry wynik. Twórcy gry poczuli chyba apetyt na więcej, bo Blackguards 2 zadebiutowało na rynku prawie idealnie w rok po premierze jedynki. 12 miesięcy to mało na zebranie feedbacku, zaprojektowanie nowej lepszej gry, a następnie wcielenie planu w życie, czyli zrealizowanie go, wprowadzenie niezbędnych poprawek i przygotowanie do debiutu. Stąd też od samego początku wydawało się, że Blackguards 2 nie będzie kontynuacją z prawdziwego zdarzenia, a jedynie bardzo dużym i obszernym dodatkiem do podstawki sprzedawanym oddzielnie. W pewien sposób przewidywania te sprawdziły się, bowiem trudno szukać tu rewolucyjnych zmian w stosunku do pierwszej gry.

Fabuła Blackguards 2 nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń z pierwszej części gry. Główną bohaterką jest Cassia, która w skutek spisku trafia do niewoli, gdzie przez wiele lat jej jedynymi przyjaciółmi są jadowite pająki. I to do tego stopnia, że ich jad wywołał zniekształcenie jej twarzy, a zakrywająca blizny maska staje się natomiast jej znakiem rozpoznawczym. Na nieszczęście swojego oprawcy i męża, Cassia ucieka z lochów u boku poznanego po drodze towarzysza niedoli, a z czasem - realizując swój plan zemsty - werbuje armię ludzi gotowych z różnych względów walczyć za jej sprawę. I tak banda szybko wzbogaca się o gburowatego krasnoluda, nie do końca rozgarniętego maga oraz pewnego wojownika. Oczywiście chodzi o Naurima, Zurburana oraz Takate, a także inne postaci, z czasem bowiem do naszej armii dołączają kolejni bohaterowie wraz z najemnikami, którzy uzupełniają szeregi naszego wojska. Tak stworzona armia przemierza krainę Aventurii i podbija kolejne miasta, wszczynając tym samym rebelię i krok po kroku zbliżając się do najważniejszej z osad oraz zarazem finałowej bitwy.

Twórcy mamią gracza teoretycznym wpływem na losy na ekranie, ale prawda jest taka, że nie ma tu zbyt wiele swobody. Decydujemy w jakiej kolejności podbijać miasta, ale te znajdują się już na ustalonej odgórnie ścieżce. Wybór jest więc niewielki i w praktyce sprowadza się do tego, czy zdecydujemy się na zdobycie wszystkich miast czy będziemy przeć naprzód czym prędzej, nie tracąc czasu na poboczne bitwy. Pomiędzy kolejnymi walkami jest trochę czasu na rozmowę, jednak dyskusje Cassii z poszczególnymi postaciami są raczej nudne i nie zachęcają do poświęcania czasu na ich prowadzenie. Historia jest więc może i całkiem intrygująca, ale z czasem trochę gubi ze swojego rozmachu na rzecz przeklikiwania się przez kolejne bitwy. Dodatkowo armia naszego głównego wroga reaguje na nasze działania i stara się odbić poszczególne miasta. Jeżeli nie zadbamy, by w danej rundzie przesunąć akurat tam swojego wojska, to bronić tej lokacji będziemy tylko przy pomocy słabszych niż główne postaci najemników.

Sam rdzeń mechaniki nie uległ zmianie - walka podzielona jest na tury, podczas których nasze postacie mogą poruszać się i atakować, rzucać zaklęcia, zmieniać broń lub korzystać z ekwipunku. Standardowo dla tego typu gier, pole walki podzielono na heksy. Duża zaletą jedynki była obecność na nich interaktywnych miejsc i tak też zostało. Są to chociażby skrzynki, które można przewrócić na grupę przeciwników, drzwi które można otworzyć albo też przedmioty, które można wykorzystać do zrobienia zadymy na polu walki - jak chociażby podwieszony pod sufitem żyrandol. Jest to całkiem fajny aspekt zabawy, który wprowadza do niej trochę ożywienia. Poza tym, standard. Każda z jednostek walczy po kolei, a gracz wiedząc kto i kiedy atakuje stara się w taktyczny sposób rozegrać bitwę w taki sposób, by zminimalizować straty po swojej stronie i zadać jak największe obrażenia przeciwnikowi. No chyba, że misja stanowi inaczej - zdarza się bowiem, że zadaniem gracza może być np. ucieczka z danego miejsca. W praktyce przekłada się to na jak najszybsze dotarcie do wyjścia na mapie. Albo wykonanie konkretnej akcji.

Tu zresztą ujawnia się wada tytułu, ponieważ twórcy korzystają ze staromodnego dziś modelu spawnowania na mapie wrogów do momentu, w którym gracz wykona przewidzianą akcję, a zaprojektowany skrypt dobiegnie końca. Oznacza to, że jeżeli zamiast biec w stronę wyznaczonego przełącznika skupicie się na walce pośrodku mapy, to nowe jednostki wrogów cały czas będą wchodzić na pole bitwy w miejsce tych poległych. To strasznie nużące rozwiązanie, które zresztą zabija swobodę w zabawie. Bo przecież sukces mógłby zostać zaliczony także wtedy, gdy zabijamy wszystkich przebywających na mapie przeciwników, bo kto wtedy przeszkodzi nam chociażby w otwarciu potrzebnych drzwi? Ano nikt. Ale zamiast tego Daedalic Entertainment zdecydowało się na mnożenie przeciwników, aby zmusić gracza do robienia dokładnie tego, co przewidziano. Szkoda, ponieważ niezliczone fale wrogów momentami bardzo skutecznie zniechęcają do dalszej zabawy.

GramTV przedstawia:

W tym miejscu należy wspomnieć także o sztucznej inteligencji, która nie stoi na zbyt wysokim poziomie. Zresztą, można wywnioskować to z poprzedniego akapitu, siła przeciwników polega tu na liczebności, a nie sprycie czy umiejętnościach. Dochodzi zresztą do zabawnych sytuacji, gdy przeciwnicy motają się biegając po mapie, bo sami nie wiedzą kogo chcą zaatakować i co rudna próbują biec w inną stronę. Dobrze, że twórcy obiecali popracować nad tym elementem, bo z całą pewnością SI w tej grze potrzebuje modyfikacji. Także dlatego, że potrafi czasem rzucić czar w taki sposób, że rani głównie swoje jednostki.

Wędrując po mapie i wygrywając kolejne bitwy zdobywamy punktu umiejętności do rozwoju naszych postaci. Poszczególnych zakładek jest całkiem sporo - rozwijamy nie tylko podstawowe cechy, ale także perki czy zaklęcia. Zamiast jednak stawiać na wszechstronność opłaca się wybrać kilka atrybutów i dojść w nich do maksymalnego poziomu. Są w grze bowiem zaklęcia i umiejętności dające ogromną przewagę nad przeciwnikami i umożliwiające na zadawanie znacznie większych obrażeń niż w inny sposób. Zresztą w ogóle w Blackguards 2, biorąc pod uwagę wprowadzenie do gry po stronie przeciwników bitewnych magów, jednostki walczące na dystans czy potrafiące miotnąć we wroga potężnym zaklęciem z dystansu ogrywają odgromną rolę.

Podczas przystanków w obozie nie tylko rozmawiamy z innymi bohaterami oraz ulepszamy postacie, ale także uzupełniamy braki w orężu. Jest jednak swego rodzaju problem z ekwipunkiem w grze. Zdecydowana większość tego, co można spotkać w sklepach, jest generalnie rzecz biorąc nic nie warta. Początkowe zabawki starczają nawet na kilka pierwszych godzin zabawy, a Blackguards 2 jest na tyle krótkie, że może być to nawet 30 procent całości. To zresztą ogromna wada gry, da się ją bowiem przejść w 15 godzin, co na dobrą sprawę stanowi połowę wymaganego czasu do zaliczenia jedynki. No i grafika podczas wspomnianych przerw w obozach jest po prostu koszmarna, co wraz z kulejącą animacją robi wręcz fatalne wrażenie. Dobrze, że przynajmniej pola bitew prezentują się przyzwoicie, choć ogólnie rzecz biorąc strona audiowideo w Blackguards 2 jest co najwyżej znośna. No i praca kamery często skutecznie przeszkadza w zabawie. Prawda jest taka, że cała strona techniczna tego projektu została dość znacznie skopana przez twórców. Gra nie wydaje się być zbyt dobrze zbalansowana, a także od początku cierpiała na ogromną wręcz ilość błędów, niedociągnięć i nie działających opcji. Niektóre problemy uniemożliwiały wręcz ukończenie gry. Od tego czasu produkcja została załatana i sytuacja uległa poprawie, ale to pokazuje, że dwanaście miesięcy okazało się dla Daedalic Entertainment okresem po prostu zbyt krótkim.

Blackguards 2 wywołał we mnie pewne rozczarowanie. Zdaję sobie bowiem sprawę, że byłaby to znacznie lepsza produkcja, gdyby powstawała dodatkowych sześć do dziesięciu miesięcy. Twórcom być może udałoby się lepiej ją zbalansować, poprawić od strony wizualnej jak i technicznej, a także przygotować więcej ciekawych przedmiotów czy dopracować sztuczną inteligencję. A przede wszystkim może uczyniliby ją kontynuacją z prawdziwego zdarzenia, a nie jedynie większym, samodzielnym dodatkiem. Bez tego wszystkiego Blackguards 2 w obecnej cenie polecić można tylko najbardziej zagorzałym fanom gatunku, a reszta graczy spokojnie może odłożyć sprawdzenie gry, aż będzie ona po prostu tańsza.

6,5
Jeden krok do przodu i jeden do tytułu, czyli w sumie - Blackguards stoi w miejscu
Plusy
  • specyficzny, ciężkawy klimat uniwersum The Dark Eye
  • fajnie zrealizowana mapa
  • zabawa nastawiona na taktykę i myślenie
  • bohaterowie
  • lepsze bitwy
Minusy
  • błędy techniczne
  • miejscami scenariusz
  • brak balansu
  • oprawa audiwizualna
  • SI
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
14/02/2015 19:07

Czytając te informacje śmiało można powiedzieć że szykuję sie całkiem konkretna gra.Czekamy na więcej newsów w tym własnie temacie :)

Usunięty
Usunięty
14/02/2015 18:46