Gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze kilka dni temu, jaka gra najbardziej nastraszyła mnie ostatnio, to prawdopodobnie powiedziałbym, że był to Obcy: Izolacja. Ale teraz muszę zrewidować tę opinię, bo już od dawna nic mnie tak nie przerażało, jak Infinifactory. Każda kolejna chwila spędzona z tą produkcją pogłębia tylko przejmujące do szpiku poczucie grozy, co jest o tyle dziwne, że po pierwsze Infinifactory jest całkiem zabawne, a po drugie to przecież tylko gra logiczna. Czy łamigłówki mogą być straszne? Cóż, mogą. A przynajmniej ja się ich boję. Nie każdy doświadczy tego uczucia w związku z tą grą, to pewne, ba, jestem przekonany, że mnóstwo graczy uzna Infinifactory za ósmy, czy któryś tam z kolei cud świata i da się posiekać na plasterki dla tej produkcji. Ale oni pewnie są z politechniki, a ja, biedny, niezbyt biegły w kwestiach inżynierii humanistyczny miś, po prostu niebezpiecznie przegrzewam sobie zwoje mózgowe próbując dokonać czegoś, co i magistrowi z budowy maszyn spędzałoby sen z powiek.
Tak, Infinifactory to gra trudna. Może myślicie, że jak wciągnęliście nosem dwie części Portala i do tego jeszcze niedawno The Talos Prinicple, to jesteście gotowi, by zmierzyć się z Infinifactory. Ale mylicie się, tak samo jak myliłem się ja, przyjmując to samo założenie. Po dwóch godzinach z nową grą ZachTronics byłem gotów to odszczekać, ładnie przeprosić i uciec z płaczem, jak mała dziewczynka. Nic, oprócz może stopnia naukowego w dziedzinie inżynierii, nie jest w stanie przygotować do tego, czego wymaga Infinifactory. Wymaga, ale też i nagradza sowicie, bo w żadnej innej grze nie doświadczymy takiej dogłębnej satysfakcji, dumy i świadomości własnej niczym nie zmąconej zajebistości, jak tutaj, gdy uda nam się rozpracować kolejną łamigłówkę. Ten orgazmiczny błogostan trwa tak z pięć sekund, a potem oczywiście przechodzimy do następnego zadania i znów mamy ochotę krzyknąć "Chyba sobie **** jaja robicie!" pod adresem oczekiwań naszych kosmicznych nadzorców. A tak, zapomniałem o tym wspomnieć chyba...
Na samym początku Infinifactory zostajemy porwani przez kosmitów. Tak po prostu. Kosmici odziewają nas w specjalny roboczy kombinezon wielofunkcyjny wyposażony w plecak odrzutowy i po krótkiej serii wprowadzających testów zamykają w przytulnej celi, gdzie mamy wszystko co nam do życia potrzebne, w tym także prasowane draże wysokoproteinowe w dwóch kolorach. A nie, jeszcze zanim nas zamkną zostajemy przedstawieni Jego Żabiej Kosmicznej Ekscelecji w scenie tak bardzo przypominającej analogiczną z Seksmisji, że aż żałowałem, że nie zeżarłem po drodze jakichś świętych jabłek. Z celi możemy wyjść tylko na kolejne poligony, czy też place budowy, gdzie mamy wyprodukować określone ustrojstwa według załączonych schematów. A tak właściwie to bez jakichkolwiek schematów...
Większość gier logicznych, w tym zwłaszcza takie popularne pierwszoosobowe puzzle, jak Portal, Antichamber czy The Talos Principle, każe nam rozwiązywać zagadki. Kluczem jest odgadnięcie lub wypracowanie tego jednego, konkretnego, prawidłowego rozwiązania, tej wymaganej, zaplanowanej przez twórców odpowiedzi. Czasem mamy jakieś pole manewru, czasem zaś nie, ale zasadniczo bawimy się w mozolne rozplątywanie węzła gordyjskiego. I to jest zabawne. A Infinifactory oprócz tego, że jest zabawne, to jest też przerażające, jak już wspomniałem chyba. Tutaj musimy sobie w zasadzie sami wymyślić wszystko od początku do końca, bo w każdym kolejnym wyzwaniu mamy jasno określone tylko miejsce startu i mety. Tutaj znajdują się podajniki wypluwające z siebie elementy składowe. Tam masz odbiornik, który przyjmuje gotowe urządzenia złożone z tych elementów. Sam sobie już człowiecze wykombinuj co i jak zrobić, żeby uruchomić taśmową produkcję. W tym miejscu zwykle płakałem rzewnymi łzami bezsilności, z racji swego głębokiego upośledzenia technicznego. Ale potem zagryzałem zęby i brałem się za planowanie fabryki, wiedząc, że po pewnym czasie, raczej dłuższym niż krótszym, jakoś koślawie zmontuję to tak, żeby działało. I będę miał tych wspomnianych pięć sekund uniesienia, gdy będę sobie roił, że jednak nie jestem aż taki durny, jak myślałem.
W Infinifactory budujemy linie montażowe, tak w dużym skrócie. Na początku mamy po prostu dostarczyć z jednego miejsca w drugie jakieś pudła, potem jednak musimy te pudła połączyć w jakieś określone konfiguracje, następnie zaś rozdzielić linię na dwie lub trzy, a potem znów wrócić do jednej, tyle że z daleko bardziej skomplikowanym schematem, a jeszcze później... lepiej nie pytajcie co będzie. Już pod koniec drugiej sesji zadań trzeba zmontować groźnie wyglądającą rakietę... Wcale się nie zdziwię, jak nawiedzą mnie jakieś koszmary, w których całymi miesiącami projektuję fabrykę wielkości mniej więcej Warszawy, która gładko i elegancko wypluwa z siebie gwiezdne niszczyciele. Podejrzewam, że takie są właśnie ostatnie zadania w tej grze i że Obcy naszymi, czyli graczy rękoma chcą sobie wyprodukować narzędzia do podboju Ziemi i uczynienia jej ludności niewolnikami. Szubrawcy. Ale co zrobić, nie?
Sama konstrukcja bardzo przypomina to, co wszyscy znają z Minecrafta. Mamy różne sześcienne elementy spełniające ciekawe funkcje i układamy je tak, żeby było dobrze. Pasy transmisyjne, spawarki, windy, popycharki, obracarki i diabli wiedzą co jeszcze - to wszystko jest do naszej dyspozycji. Oglądaliście kiedyś na Discovery jakiś program z serii "Jak to jest zrobione"? Wiecie, ten, w którym krok po kroku przedstawiany jest proces produkcji czegoś szalenie wymyślnego w stylu szczoteczki do curlingu albo słonych paluszków z sezamem? Infinifactory to jest właśnie coś w tym stylu, tyle że tutaj to my mamy zbudować tę fabrykę. A potem możemy się załamać psychicznie, porównując jej efektywność i tempo wypluwania produktów z osiągnięciami innych graczy. Jasne, można poprawić swój wynik, można próbować innych rozwiązań, można całymi dniami siedzieć nad perfekcyjnym rozplanowaniem danej linii. I pewnie znajdzie się wielu takich, którzy będą przez to zarywać noce. Mnie osobiście, jak już wspomniałem, mocno to wszystko przeraża. Wysilałem się godzinę albo dwie, kombinowałem jak koń pod górę, wznosiłem się na intelektualne wyżyny i oczywiście znów okazało się, że mój cud inżynierii stosowanej należy do 10% najbardziej prymitywnych konstrukcji i w zasadzie to dziwne, że w ogóle działa. Ale działa, nie? Działa! Więc proszę się odwalić od mojej fabryki. Działa!!!
Infinifactory w bardzo przemyślny i elegancki sposób stopniuje wyzwania. Chcę przez to powiedzieć, że każde kolejne jest tylko troszeczkę bardziej niedorzeczne od poprzedniego. Co jakiś czas też, niezbyt często, pojawiają się nowe elementy, które możemy dodawać do naszych linii montażowych. A właściwie nie możemy, ale musimy, choć być może później, gdy w drżące nasze łapki trafią jeszcze jakieś inne ustrojstwa, tudzież wzniesiemy się po kolejnej łamigłówce na wyższy poziom świadomości, okaże się, że wcale nie musieliśmy, bo można to było zrobić zupełnie inaczej niż nam się wydawało. I to właśnie jest, muszę przyznać, bardzo piękne. Infinifactory pozwala wykazać się kreatywnością i pomysłowością, rozwinąć skrzydła daleko bardziej niż gry, w których naszym zadaniem jest tylko odgadnąć "co poeta miał na myśli". I satysfakcja też jest większa, oczywiście. Ta gra pozwala być naprawdę dumnym ze swoich osiągnięć, bo rzeczywiście są to osiągnięcia, które trzeba wypracować. Infinifactory to gra logiczna następnej generacji. I skromnym zdaniem humanisty do szczętu zastraszonego tą grą, to wstyd, że nie jest ona tak znana i tak głośna jak jej dużo łatwiejsi kuzyni pokroju Portala.
Infinifactory to tytuł, którego po prostu nie można nie znać. Można się go bać, można w niego nie grać, ale wiedzieć co, jak i dlaczego po prostu trzeba, bo już teraz jest to prawdopodobnie jedna z najlepszych produkcji 2015 roku. I niech was nie zmyli fakt, że teoretycznie nie jest to pełna wersja gry, że Infinifactory jest oferowane w ramach wczesnego dostępu. Widziałem premierowe edycje mniej dopracowane niż to, co Infinifactory oferuje już teraz. ZachTronics mogli po prostu wydać to w takiej formie jak teraz i nikt by nie zauważył, że gra nie jest jeszcze w stu procentach dopracowana. Zawiera już nawet własny edytor, który pozwala tworzyć kolejne sadystyczne wyzwania i gnębić nimi ludzi korzystających ze steamowego Warsztatu! Czego więcej chcieć?
Odwagi, oczywiście. Odwagi, by zmierzyć się z tymi fantastycznymi wyzwaniami. Są tu jacyś nieulękli konstruktorzy, wykształceni, czy też domorośli? Jeśli są, to bardzo proszę grzecznie ustawić się w kolejce do Infinifactory. To będzie wstrząsająca przygoda, której długo nie zapomnicie, możecie mi wierzyć.
Najbardziej konstruktywne wyzwanie od czasu Minecrafta, utrzymane w stylu znanym z Portala i z przezabawną fabułą na dodatek