Zgodnie z tym co napisaliśmy we wstępie do naszego cyklu, chcielibyśmy w nim mieszać popularnych autorów z takimi, o których mało kto słyszał. W kategorii "znani i lubiani" na pierwszy ogień poszedł Jarosław Grzędowicz, zatem teraz czas na książkę, której nikt z Was jeszcze nie przeczytał - a szkoda. Panie i panowie, przed Wami Błażej Dzikowski i "Strażnik Parku".
* odgłos świerszczy i wiatru na pustej scenie *
Kto taki? Strażnik czego? No dobrze, w takim razie zacznijmy od przedstawienia postaci.
Błażej Dzikowski, zdjęcie wykorzystane za zgodą autora.
Dzikowski sam o sobie pisze tak: "Ur. w 1976 roku syn Alibabki i tekściarza Czerwonych Gitar. (...) Zanim poznał litery, przy pisaniu pomagał mu dziadek-inżynier (który dał przedziałom PKP wesołe światełko nocą; drugi dziadek - głuchy stolarz i koniarz - za pierwszą wygraną kupił fortepian). Potem opanował obsługę pięknej Eriki, maszyny do pisania, za którą tęskni do dzisiaj." Dzikowski jest autorem czterech książek, które przeszły bez większego echa, jak to "Pies", "Brokat w oku", "Wszystkie zwierzęta na poboczu autostrady" i ostatni "Strażnik Parku", a także kilku opowiadań, rozsianych po rozmaitych antologiach. Wczesne powieści Dzikowskiego są przesiąknięte klimatem realizmu magicznego, trochę podobnie do Kentucky Route Zero. Co ciekawe, Błażej romansował również z medium interaktywnym, tworząc niezależną przygodówkę point'n'click Donna: Avenger of Blood (do pobrania z archiwów Adventure Game Studio).
"Strażnik parku" to ostatnia jak dotąd książka Dzikowskiego - wielka szkoda, bo jest to zarazem bodaj najlepsza rzecz jaka wyszła spod jego pióra (to tylko taka metafora, nie czepiajcie się, z klawiatury laptopa nie brzmi równie dobrze). Opowiada w niej historię Gabriela Róziewicza, zwykłego chłopaka którego tępią prymitywni koledzy z liceum i obśmiewają durne koleżanki. Po wielu rozmaitych upokorzeniach wydaje się, że los się do niego uśmiechnął, poznaje bowiem bratnią duszę w osobie Soni, córki bogatych rodziców i siostry znanego rapera. Młodzi momentalnie nawiązują relację, początkowo przyjacielską, póżniej zaś przechodzącą w klasyczną pierwszą miłość. Ten kto przy tym zarechotał, racji nie miał - zamiast popkulturowej kliszy, dostajemy dość wiarygodny opis pierwszych chwil związku dwójki wrażliwych nastolatków. Niestety, życzliwość losu nie trwa długo i życie sprzedaje Gabrielowi ciężkiego kopa w jaja. Dosłownie. Sonia i Gabriel zostają napadnięci i ciężko pobici przez lokalnych dresów, a przerażeni tym rodzice wywożą córkę gdzieś daleko. Jedyna osoba która rozumiała Gabriela i którą, nie bójmy się tego słowa, pokochał, została mu zabrana, a wszystko to przez agresywnych tępaków. Pod wpływem traumy chłopak zmienia się: porzuca wegetarianizm, długie włosy goli na zero, zastępuje okulary kontaktami, zapisuje na siłownię, po czym zakłada maskę zwierzęcia i z przypadkowo znalezionym pistoletem zaczyna polować na przestępców, tych znanych i tych napotkanych niejako przy okazji...
Nie jestem pewien, czy powyższy zarys fabuły, siłą rzeczy mocno skrótowy wystarczył by Was przekonać do "Strażnika Parku". Jeśli tak, to świetnie, otwórzcie nowe okienko, kupcie swój egzemplarz (w chwili obecnej można je znaleźć po taniości w ebooku oraz na papierze) i czytajcie dalej dopiero po lekturze książki. Jeśli nie, to otwórzcie nowe okienko i zobaczcie co do powiedzenia na temat "Strażnika Parku" ma Łukasz Najder, fejsbukowy prozaik i krytyk literacki, w niektórych kręgach znany jako Szeherezada ze Zgierza - mam nadzieję, że to pomoże Was przekonać. Jeśli nadal nie, to raczej odpuście i poczekajcie na kolejny odcinek Polacy Nie Gęsi, bo w tym lepiej nie będzie.
Moim pierwszym skojarzeniem po lekturze "Strażnika Parku" było "przecież to Kick-Ass po polsku" (mam tu na myśli doskonały komiks, a nie fatalny film). Podobny jest schemat fabularny: ktoś, kto absolutnie nie ma warunków by stać się superbohaterem pomimo tego zostaje nim, później temat podchwytują i nakręcają media, co dporowadza do rozmaitych nieprzyjemnych wydarzeń. Wszystko zaś okraszone szczyptą czarnego humoru i smutną refleksją dotyczącą społeczeństwa i ludzkiej głupoty, w "Strażniku Parku" dodatkowo osadzone w polskich realiach. Agresywni kibole, durni politycy, chamskie dresy, brudne podwórka, szare bloki, pogoń za kasą, utrata pracy któregoś z rodziny, marudna babunia i grodzone osiedla - to klimaty, które znamy chyba wszyscy. Choćby z tego powodu zdecydowanie warto przeczytać tę książkę.
Fan-art "Kick Ass" (postać Dave'a autorstwa Charlesa Holberta, kolaż i tło - Vincent Pizarro)
Nie piszę jednak o "Strażniku Parku" tylko po to żeby go zarekomendować jak najszerszej rzeszy ludzi, ale dlatego, że na jego podstawie dałoby się zrobić całkiem niezłą grę wideo. Przygody Gabriela i jego alter ego o zwierzęcym pysku, tytułowego Strażnika Parku, poprzez "Kick-Assa" kojarzą się z historiami o superbohaterach, a zwłaszcza z Batmanem - gdyby tylko Batman mieszkał w bloku, a nie w posiadłości, przemieszczał na rowerze, a nie Batmobilem, i nosił maskę zwierzęcia zamiast najeżonej gadżetami zbroi. Dlatego też gra na podstawie "Strażnika Parku" mogłaby powielić strukturę ostatnich gier o człowieku-nietoperzu: tak jak w Arkham Asylum czy Arkham City podróżowałoby się po mieście (początkowo pieszo, później rowerem) do kolejnych punktów czy też misji popychających naprzód fabułę, po drodze zapobiegając przestępstwom. Podobnie jak Batman w tych grach, Gabriel z czasem uczyłby się nowych ciosów, rozwijał fizycznie, zyskiwał nowe gadżety (upgrade roweru czy nowe bronie, w rodzaju tonfy), a jednocześnie stawał się coraz bardziej rozpoznawalny. Początkowo przechodnie mogliby w ogóle nie reagować na nastolatka zakładającego maskę zwierzęcia, ale w miarę wzrostu popularności Strażnika Parku każde jego pojawienie wiązałoby się z coraz większym zainteresowaniem gapiów, policji i mediów. Wyobraźcie sobie próbę ingerencji w przestępstwo w toku, które powoduje, że zbiegają się ludzie i zaczynają nagrywać akcję komórkami, przyjeżdża przysłowiowa ekipa TVN i wozy policyjne. Coś jak gwiazdki w serii GTA, gdyby ich liczba zależała nie tylko od skali chwilowej zadymy, ale była powiązana z rozpoznawalnością bohatera.
Struktura fabularna mogłaby być podobna jak w książce - opowieść o dorastaniu, pogodzeniu się z samym sobą, a przy okazji pokazanie jak wygląda życie w mieście pełnym dresów i kiboli, oraz jak tępe i zmanipulowane jest nasze społeczeństwo. W "Strażniku Parku" znajduje się też trochę rozważań o podstawach wiktymologii, czyli dlaczego ktoś staje się ofiarą, i o tym jak to jest być sekowanym na każdym kroku. Są one nienachalnie podane, ale czytelne dla odbiorcy - przenosząc to w świat gry można zapewnić jej pewien walor edukacyjny. Do tego doszłoby kilka lub kilkanaście przerywnikowych misji fabularnych w rodzaju interakcji z rodziną Gabriela (przykładowo kapitalny wątek ojca tracącego pracę), jak również znajomymi z klasy, najpierw z perspektywy outsidera, zaś później kogoś kto potrafi się postawić, a i przywalić gdy zajdzie potrzeba.
Typowe polskie blokowisko - zdjęcie użytkownika Centralniak na licencji Creative Commons Attribution 2.0.
Co zaś do umiejscowienia akcji Guardian of the Park: The Game to zaproponowałbym drobną zmianę w stosunku do oryginału. Książkowy Gabriel mieszka w Warszawie, ale fabuła nie straciłaby wiele na zastąpieniu jej innym dużym miastem. Można by więc na początku wstawić cytat z "Króla Ubu" Jarry'ego "Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie" i zamiast stolicy stworzyć kompletnie zmyślone wirtualne miasto, złożone z najbardziej rozpoznawalnych elementów zaczerpniętych z głównych miast Polski: warszawski Pałac Kultury i Nauki, krakowski Kazimierz i katedra na Wawelu, wrocławski Ostrów Tumski, poznański rynek z charakterystycznym ratuszem i tak dalej. Znalezienie każdego z nich plus być może wykonanie powiązaniej z danym miejscem misji specjalnej odblokowywało by kartę informacyjną zabytku, zaś za zidentyfikowanie wszystkich byłby achievement lub trofeum. Ten element gry mógłby stanowić ciekawostkę dla zagranicznych graczy, a zarazem odrobinę popularyzować polskie zabytki na świecie.
Skoro zaś mowa o miejscach, to jednym z moich ulubionych elementów "Strażnika Parku" jest motyw mrocznego domu w centrum miasta. Dziwaczna, opuszczona rudera Gabrielowi wydaje się być jądrem ciemności, siedliskiem wszelkiego zła, do której musi kiedyś wejść, by stawić mu czoła. Przypomina to trochę wieżowiec w filmie "The Caveman's Valentine", który w głowie głównego bohatera staje się złowrogą siedzibą antagonisty, skąd wywiera on psychiczny wpływ na całe miasto. Tu dałoby się wprowadzić kolejny growy element, coś w rodzaju wskaźnika woli czy charakteru (jak odwaga w Persona 3), który trzeba by rozbudować poprzez ćwiczenia i wykonywanie niebezpiecznych misji, zanim będzie można wejść do zrujnowanej kamienicy, by przekonać się co czai się w środku i czy ma to jakikolwiek związek z pospolitym złem na ulicach. Mógłby on być też powiązany z wątkiem fabularnym: w zależności od tego, czy Gabriel znajdzie w sobie siłę, by skonfrontować się ze swoimi lękami, a także co zrobi gdy w końcu stanie twarzą w twarz z karkiem przez którego stracił dziewczynę którą kochał, mogłoby zmieniać się zakończenie. Książkowe jest świetne, ale gra mogłaby pozwolić na kilka innych wariantów.
Mod do GTA w polskich realiach - źródło
Tworząc grę Strażnik Parku potrzeba dużo wyczucia, żeby nie narazić się na śmieszność i nie popaść w schemat "biedne, bo polskie". Powieść jest udana, bo w odpowiednich proporcjach miesza dołujące fragmenty z cierpkim humorem, a karykaturalne opisy z realistycznymi obserwacjami. W grze łatwo byłoby to zgubić, dlatego producent powinien spróbować wciągnąć autora do zespołu jako konsultanta do spraw fabuły: skoro w książce Dzikowskiegmu udało się zachować równowagę między komedią i tragedią, to być może przy jego pomocy słodko-gorzki klimat "Strażnika Parku" nie zgubiłby się też w grze. Tym bardziej, że Błażej ma też nieduże, ale jednak doświadczenie w tworzeniu gier wideo. Fabuła i sposób jej podania byłyby dostatecznie oryginalne, by przypaść do gustu graczom, a recenzenci mieli o czym napisać. Zarazem model rozgrywki bazowałby na sprawdzonym schemacie, dzięki czemu całość nie powinna być zbyt ryzykownym przedsięwzięciem z punktu widzenia potencjalnego wydawcy. Cóż mogę powiedzieć więcej - chętnie zagrałbym w takiego Strażnika Parku.