Ja wiedziałem, że Technobabylon będzie dobry. Nie dlatego, że gdzieś tam przeczytałem pozytywne opinie i entuzjastyczne zapowiedzi, choć to też, ale w zasadzie wystarczyło mi spojrzeć na obrazki i sprawdzić, kto za tym dziełem stoi. A stoi Wadjet Eye, czyli małe studio, które na przekór postępowi technicznemu i rosnącej mocy kart graficznych ciągle robi swoje przygodówki w wiekowym Adventure Game Studio. I robi je znakomicie, czego dowodem jest każda kolejna część ich flagowego cyklu Blackwell. Co więcej, Wadjet Eye pośredniczy także w wydawaniu podobnych gier tworzonych przez jeszcze mniejsze, najczęściej jednoosobowe studia. Z tego źródła fani przygodówek zaczerpnęli genialne Gemini Rue, pamiętne Resonance oraz fantastyczną Primordię. Znamy te gry. Wszystkie to absolutnie pierwsza liga jeśli chodzi o przygodowe pointowanie i clickanie. I dlatego wiedziałem, że następna produkcja wydawana przez Wadjet Eye, Technobabylon, też będzie bardzo dobra. Nie pomyliłem się.
Całkowicie pikselowa i uroczo staroszkolna historia rodem z mrocznej, ale i momentami zabawnej, niezbyt odległej przyszłości.