Kilka osób bawiących się przed jednym ekranem? To nie pieśń przeszłości - takie gry wciąż powstają!
Kilka osób bawiących się przed jednym ekranem? To nie pieśń przeszłości - takie gry wciąż powstają!
Parę dni temu pisałem o najfajniejszej funkcji Steama, o której niewiele osób wie, a jeszcze mniej jej używa. Chodzi o in-home streaming, czyli strumieniowanie z peceta na mniejsze urządzenia. Największa zaleta takiego rozwiązania? W ten sposób w łatwy sposób możemy podłączyć komputer do telewizora, bez przenoszenia sprzętu z jednego pomieszczenia do drugiego. A skoro już mamy swoją niby-konsolę, to pora pobawić się po konsolowemu. Czyli w kilka osób na jednej kanapie.
Pytanie - w co zagrać na jednym ekranie? Wbrew pozorom lista nie kończy się na Worms Armageddon i Heroesach III. Granie na jednym ekranie przez długi czas było na PC absolutnym marginesem, ale na szczęście widać, że trend się odwraca. Poniżej kilka moich propozycji dla tych, którzy chcą poszerzyć swoją kolekcję gier do zabawy na jednym ekranie. Czujcie się zaproszeni do wymieniania swoich ulubionych tytułów w propozycjach. Proszę jednak, żebyście ograniczyli się do względnie nowych tytułów, mających maksymalnie kilka lat na karku.
Nie bez powodu wymieniam tę grę jako pierwszą. Nie, nie oznacza to, że jest to najlepsza gra w zestawieniu, ale z pewnością chciałbym, żeby jak najwięcej osób się o tym tytule dowiedziało. Jest to jedyna wybrana przeze mnie gra, która wciąż pozostaje niedokończona - Crawl bowiem wciąż tkwi w czeluściach Early Access.
Czym jest ten tytuł? To genialny przykład produkcji opartej na asymetrycznej formule. Pamiętacie Evolve? Wyobraźcie sobie coś podobnego, ale niesłychanie dynamicznego, z grafiką stylizowaną na wczesne osiem bitów i z możliwością grania w cztery osoby na jednym ekranie. Trzech graczy wciela się w duchy, które stając na pentagramach stają się chwilowo potworami, albo przejmują panowanie nad pułapkami rozstawionymi w lochach. Rzeczone lochy przychodzi przemierzać czwartej osobie - bohaterowi. Jego zadaniem jest zdobywanie poziomów, zbieranie złota, kupowanie przedmiotów, itd. Jeżeli któremuś z duchów uda się zabić bohatera to zajmuje jego miejsce. I tak aż do osiągnięcia dziesiątego poziomu, kiedy bohater może wreszcie podjąć walkę z finałowym bossem (sterowanym przez trzech pozostałych graczy jednocześnie, a jak!).
Brzmi dobrze? Dodajcie do tego ulepszanie potworów pomiędzy kolejnymi piętrami lochów, losowo generowane poziomy, mnóstwo rodzajów potworów, broni, miksturek, zaklęć, i parę innych drobnostek przy czym odblokowujemy je z czasem, po kolejnych udanych, albo nieudanych "rajdach" przez podziemia. Crawl to bez wątpienia genialna produkcja, w którą włożono mnóstwo serca i czasu. Aha, no i ma przepiękny zwiastun.
Ten tytuł na pewno znacie. Obydwie części Magicki zdobyły pewną popularność , głównie wśród graczy pecetowych. Ciekawa mechanika z możliwością tworzenia dziesiątek różnych zaklęć na czele, a także specyficzny styl graficzny sprawiły, że seria przyciągaja niezmiennie od 2011 roku. Widok z góry, chaos, bajkowa oprawa, dziwna nibymowa mająca imitować wypowiadane kwestie. Czego chcecie więcej?
Pierwsza część Magicki jest to wyrwania za grosze, wystarczy poczekać chwilę na promocję. Pojawił się też szereg DLC - bardziej i mniej rozbudowanych. Zdaje się jednak, że jeżeli wcześniej nie mieliście w ogóle styczności z tą serią, to lepiej będzie od razu kupić (również bardzo tanią) część drugą, którą wypuszczono niedawno, bo w maju tego roku.
Trochę wzdrygałem się przed poleceniem tego tytułu. Jest odrobinę zwariowany, a także w pewien sposób... niepokojący. Niemniej, świetna mechanika stojąca za tą produkcją nie pozwoliła mi jej pominąć.
W Nidhogg mierzy się ze sobą dwóch szermierzy. Celem każdego z nich jest przedostanie się na drugą stronę mapy, gdzie czeka na niego niewątpliwy zaszczyt. Możliwość zostania zjedzonym przez tytułowego Nidhogga - wielkiego węża/robaka.
Akcję obserwujemy z boku, z perspektywy dwóch wymiarów. Żeby przedostać się na drugą stronę możemy siec przeciwnika (po ustawieniu miecza na jednej z trzech pozycji), rzucać bronią, skakać, robić przewroty i... to w zasadzie tyle. Gra jest bajecznie prosta w założeniach, ale wiele drobnych szczegółów składa się na to, że zabawa jest szybka, brutalna i niezmiernie satysfakcjonująca. Przez pierwsze pół godziny, bo niestety Nidhogga dobrze jest przyjmować tylko w małych dawkach. Coś na przeczekanie czasu do przybycia wszystkich gości przed domówką.
Znacie Mario Kart? Na pewno, każdy przecież zna. Nawet pomimo relatywnie niewielkiej popularności Nintendo w naszym kraju ta seria pozostaje archetypem "kartówek" również nad Wisłą.
Sonic & All Stars nie odstaje w żaden sposób od standardu stworzonego przez Nintendo z tą różnicą, że zamiast wąsatego hydraulika sterujemy naddźwiękowym jeżem. Poszczególni bohaterowie i ich pojazdy nieco różnią się statystykami, mamy dostęp do kilku różnych trybów, paru rodzajów "broni" znajdowanej w skrzyniach na drodze wyścigu, itd. Ciekawostką jest, że SEGA dodała do gry postaci ze swoich innych marek, jak np. generała jeżdżącego na czołgu zainspirowanego Company of Heroes 2, a także spoza swojej biblioteki, np. z Team Fortress 2.
Przyznam szczerze, że nigdy nie trafiłbym na tę grę, gdyby nie jeden z zestawów Humble Bundle. Potrzebowałem czegoś nowego, co mógłbym zaprezentować siedmioletnim braciom, który akurat wpadali z wizytą. Okazało się, że walki kosmicznych narwali to świetna produkcja dla dzieci. Kto by pomyślał?
Gra przypomina nieco darmową grę Ragdoll Masters, która święciła sukcesy na pecetach kilka(naście?) lat temu. Rogiem naszego narwala musimy trafić w miękkie podbrzusze wrogiego zwierzaka. Sterowanie jest szalone, na tyle że sensowne kierowanie stworem graniczy z cudem. Mimo tego zabawa jest przednia.
Kolejna perełka dorwana w zestawie za "co łaska". Rocketsrockestrocketsrockets to, jak możecie się domyślać, gra o rakietach. No, właściwie to o rakietowych statkach kosmicznych. Niezmiernie zwrotnych, uzbrojonych po uszy i dosyć... umownie przedstawionych. Zabawa to ciągłe próby połapania się który statek jest nasz, unikania kolorowych rozprysków i trafienia przeciwnika, co jest zadaniem wymagającym precyzji godnej neurochirurga. Coś dla tych, którzy uwielbiają to uczucie, kiedy wróg wybucha.
Alternatywa dla serii Heroes of Might & Magic. Tak, tak, tak, wiem, że wychodzą nowe części Heroesów, ale umówmy się - trzecia część obrosła takim kultem, że granie w następne jest obarczone bagażem emocjonalnym niespotykanych rozmiarów, co sprawia, że granie w kolejne części staje się nieco bezprzedmiotowe (przynajmniej w moim przypadku).
Age of Wonders to z kolei idealna alternatywa. Gra na tyle podobna, aby dostarczała tego samego rodzaju zabawy, a jednocześnie na tyle inna, żeby nie nudzić. Pamiętajcie tylko, że granie w "gorące krzesła" w osiem osób to katorga.
Okej, macie mnie. Przyznam się. Crypt of the Necrodancer to jedna z moich ulubionych gier w tym zestawieniu. Ba! Powiem nawet dokładniej - znalazłoby się dla niej miejsce na podium! Dlaczego?
Bo jestem pod wrażeniem tego z jaką gracją dokonano połączenia tak różnych gatunków. Gra muzyczna i roguelike dungeon-crawler? Coś a'la miks Zeldy i Guitar Hero? Wyobrażacie to sobie w ogóle? No cóż, twórcy Crypt of the Necrodancer sobie to wyobrazili i zrobili to. Gra niesamowicie wciąga, poziomy są generowane losowo, a możliwość dodania własnej muzyki sprawia, że możemy skakać z pola na pole w rytm ulubionych kawałków. Jeżeli pogramy ze znajomym, to w gratisie dostaniemy kupę śmiechu.
Gorące klimaty, sombrera, latynoamerykańska mitologia, zbrodnia, kara, zemsta i kopniaki w powietrzu. To właśnie czeka na tych, którzy zechcą zagrać w Guacamelee! Produkcja śliczna, prosta i przyjemna, a czasami to wszystko czego wymagamy od gry, która oferuje lokalną kooperację.
Zastanawiałem się przez chwilę czy aby na pewno Castle Crashers powinno znaleźć się w tym zestawieniu. Dlaczego? Gra jest zwyczajnie stara. Jest bardzo stara nie tylko na pececie, gdzie wyszła w 2012 roku, ale jest niemożliwie stara w ogóle, bo na Xboksie 360 zadebiutowała w... 2008 roku.
Później jednak przypomniałem sobie jak przyjemnie mi się grało w ten tytuł parę miesięcy temu, bo wtedy miałem okazję po raz pierwszy zaznać coopowego miodu, jaki wylewa się z każdej chwili spędzonej z kolorowymi rycerzami. Castle Crashers zestarzało się tak dobrze, że mogłoby wyjść dziś, a świat piałby z zachwytów równie mocno, co ponad pół dekady temu.
Maksymalna liczba graczy: 4
PS. W bonusie kilka gier, które się nie zakwalifikowały do głównego zestawienia, ale należy im się wzmianka: TowerFall Ascension, Rocket League, AudioSurf 2, Trine 2, Beat Hazard, Spelunky, Monaco: What's Yours Is Mine, dowolna gra z serii LEGO, Geometry Wars 3, Rayman Legends, Contagion.