Czy wy też macie wrażenie, że Games Workshop rozmienia licencję Warhammera 40.000 na drobne? Mówię tu do fanów "czterdziestki" oczywiście, wątpię zresztą, by ktokolwiek inny czytał tę recenzję. A więc, nie wydaje wam się, że właściciele zachowują się zgoła głupio, rozdając pozwolenie na korzystanie z tejże licencji praktycznie każdemu, kto przyjdzie do nich z pomysłem na grę, bez różnicy czy dobrym czy złym? A zwykle złym właśnie? Ja odnoszę takie wrażenie. Sześć lat minęło od premiery ostatniej naprawdę dobrej gry osadzonej w uniwersum Warhammer 40.000, czyli Dawn of War II. Od tego czasu mieliśmy do czynienia z przynajmniej kilkoma innymi licencjonowanymi pozycjami, z których tylko jedna była w miarę strawna - mówię tu o Space Marine oczywiście. Cała reszta zaś domagała się śledztwa Inkwizycji i oczyszczenia z herezji, prawda? Nie mam pojęcia dlaczego. Decyzje Games Workshop są dla mnie równie zrozumiałe, jak fluktuacje spaczonej pozaprzestrzeni.
W mrocznej przyszłości czterdziestego tysiąclecia jest tylko wojna. I szachy.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!