Dying Light: The Following - recenzja

Piotr Nowacki
2016/02/19 11:00
0
0

The Following wywraca Dying Light do góry nogami. Z jakim skutkiem?

Po rozczarowującym Dead Island wielu graczy wątpiło, że obracające się w podobnej tematyce Dying Light zaoferuje coś ponad kilkanaście godzin mechanicznego siepania żywych trupów. Na szczęście Techland miło zaskoczył - okazało się, że parkour i zombie to bardzo dobre połączenie.

Rok po premierze podstawki dostajemy kolejną przygodę osadzoną w Harranie, a właściwie na terenach wiejskich okalających to miasto. Tym razem Kyle Crane, główny bohater serii, wydostaje się z Harranu, aby sprawdzić doniesienia, jakoby wyznawcy tajemniczego kultu Matki byli odporni na infekcję powodującą przemianę w żywe trupy. Dying Light: The Following - recenzja

W związku z tym, że już nie będziemy poruszali się po gęstej, miejskiej zabudowie, do szafy możemy schować buty do biegania. Na otwartych terenach dużo lepiej sprawdza samochód - terenowy łazik, który otrzymujemy już w pierwszej misji. Z tego też powodu otrzymujemy zupełnie nowe drzewko rozwoju, związane właśnie z naszym automobilem. Cztery kółka są w zasadzie niezbędne, bo teren zabawy jest, według zapewnień twórców, dwukrotnie większy od tego znanego z podstawki.

Będzie wiózł nas dziś ten wóz

Przeniesienie parkouru, znaku rozpoznawczego Dying Light, na drugi plan to było bardzo ryzykowne posunięcie. Na szczęście The Following wyszło z tego obronną ręką. Terenówka kosi nieumarłych aż miło, co jest szczególnie przyjemne, bo, jakkolwiek to brzmi, brakowało mi tego typu rozrywki. Biorąc pod uwagę, jak bardzo słaby był wskrzeszony w ubiegłym roku Carmageddon, The Following jest obecnie bezkonkurencyjne w kategorii gier o taranowaniu pechowców po drugiej stronie zderzaka.

Siadając za kółkiem nie jesteśmy jednak niepokonani. Standardowe zombie mogą nam zagrozić tylko podczas postoju, jednak szybkie virale i występujące w nocy zombie volatile są w stanie dogonić nasze auto i wskoczyć na maskę. Zgubić pościg pozwolą m.in. miny, miotacz ognia czy ultrafioletowy reflektor - wszystko do odblokowania na nowym drzewku rozwoju.

Poznajcie Sektę

Nie ma co się oszukiwać - po The Following nie ma co oczekiwać fabularnych fajerwerków czy interesujących zwrotów akcji. Opowiedziana historia jest jednak mimo wszystko lepsza niż mdła intryga znana z Dying Light. Wątek tajemniczej sekty być może nie porywa, ale jednak w chociaż minimalnym stopniu przyciąga uwagę.

Na plus zaliczam zmianę w strukturze gry - tym razem zadania poboczne zostały zintegrowane w ramach głównego wątku. Aby poznać sekrety sekty, najpierw musimy zdobyć zaufanie okolicznych mieszkańców. W tym celu wykonujemy najróżniejsze zadania dla mieszkańców: przywracamy bieżącą wodę, czyścimy gniazda zarażonych, eliminujemy bandytów. Dzięki temu uniknięty został klasyczny błąd gier z otwartym światem: "ratowanie świata może poczekać, ktoś mnie wyzwał na pojedynek w warcaby".

Na minus muszę zaliczyć to, że ponownie gramy Kylem Cranem. Rzadko która postać w grze jest tak mdła i bezpłciowa jak on. The Following było świetną okazją, aby pozbyć się tego nudziarza.

Przy tej okazji wychodzi na jaw trochę większy problem: The Following dużo lepiej sprawdziłoby się jako samodzielny dodatek. Oprócz tego, że byłaby to okazja, aby wprowadzić nowego, ciekawszego protagonistę, to równocześnie byłaby to ciekawsza oferta dla graczy. Jestem przekonany, że znajdzie się wiele osób, które nie są zainteresowane parkourem, za to rozjeżdżanie zombie trafiłoby w ich gusta. Gdyby dodatek był niezależny, mogliby kupić samo The Following, a w takiej sytuacji nowi gracze obejdą się smakiem.

GramTV przedstawia:

Co nowego w sklepie?

Oprócz auta Techland wprowadził szereg innych nowinek do rozgrywki. Spośród broni jedyną rzeczą, która naprawdę zapadła mi w pamięci to kusza - cicha, a zarazem potężna broń, która pozwala eliminować zombie nie wabiąc ich kolegów. Sprawdza się dużo lepiej niż łuk z podstawowej wersji, który nie dorastał do pięt swoim odpowiednikom z Far Cry 3, Tomb Raidera czy Crysis 3.

Do nowych zadań dochodzi między innymi czyszczenie siedlisk zombie, które należy wykonywać w nocy, kiedy najpotężniejsze volatile żerują na otwartym terenie. Z kolei zdecydowanie rozczarowują opcjonalne walki z bossami. Nie są oni niczym innym niż przerośniętymi wersjami swoich pospolitych kolegów, a potyczki z nimi są bardziej żmudne niż interesujące. Szkoda, bo ten pomysł miał duży potencjał.

Uroki harrańskiej wsi

Podstawowe Dying Light to gra bardzo atrakcyjna wizualnie, jednak skrzydła rozwijała dopiero w drugiej połowie rozgrywki, kiedy ze slumsów przenosiliśmy się na teren starego miasta. The Following nie powtarza tego błędu - od samego początku jest na czym zawiesić oko. Górskie krajobrazy poprzecinane są zielonymi łanami łąk i błękitnymi rzekami. Gdy zaś nas znudzi sielskie życie, możemy się udać do małego, malowniczego miasteczka położonego nad brzegiem morza.

Zombie kuleje

Przez większość dodatku cieszyłem się, że wszelkie bugi omijają mnie z daleka. Zasadniczo wolną od błędów rozgrywkę umilały jedynie od czasu do czasu komiczne ragdolle łamiące wszelkie prawa fizyki, a raz wszystkie zombie postanowiły na kilka sekund zamrzeć w bezruchu, co chwilowo ułatwiło mi mordowanie ich z pomocą mojego przedniego zderzaka. Jednak jeden bug mocno mi zaszedł na skórę: kiedy miałem za sobą już 90% przejścia głównego wątku, gra postanowiła nie rejestrować mojego dalszego postępu. W związku z tym nie byłem w stanie ukończyć kampanii. Być może mój przypadek jest wyjątkowy - nie znalazłem takiego błędu wśród bugów raportowanych przez graczy, jednak liczę, że Techland wypuści stosowną łatkę.

Legendy nie będzie

Mam problem z The Following. Grając bawiłem się świetnie, nawet lepiej niż w podstawowe Dying Light. Jednak gdyby poświęcić jeszcze więcej czasu na dopracowanie i wypuścić to jako niezależny dodatek to sądzę, że dopiero wtedy gra wykorzystałaby swój pełny potencjał. Rozumiem chęć włączenia dodatku do ekosystemu Dying Light, szczególnie w obliczu wprowadzenia w darmowej aktualizacji systemu "legendy", czyli aż 250 nowych poziomów doświadczenia, analogicznych do poziomów Paragon z Diablo III.

Gdyby The Following było swoistym mini-sequelem (tak jak nieszczęsne Dead Island: Riptide), to z jednej strony łatwiej byłoby trafić do graczy, którzy w ubiegłym roku nie byli zainteresowani grą Techlandu, z drugiej dałoby okazję do wprowadzenia jeszcze dalej zakrojonych poprawek - np. nijakie strzelanie z broni palnych nie zostało naprawione przez łatkę towarzyszącą premierze. Poświęcenie uwagi na kolejne szlify pozwoliłoby również na wyeliminowanie bugów i chociażby wykorzystanie potencjału opcjonalnych bossów.

Za swoją cenę (równą mniej więcej ⅓ ceny premierowego tytułu) The Following oferuje znacznie więcej niż standardowe DLC, a nawet wiele samodzielnych gier. Ja jednak wolałbym zapłacić wyższą kwotę, ale dostać w zamian grę kompletną i wolną od błędów.

7,0
Niezła pozycja dla miłośników zmotoryzowanej przemocy.
Plusy
  • buggy
  • rozmiar i ilość atrakcji
  • oryginalne rustykalne miejsce akcji
Minusy
  • bugi
  • ten sam nudny główny bohater
  • niedopracowana
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!