Miałem co do tego filmu wielkie nadzieje, więc tym więcej bólu sprawia mi przyznanie, że ogromnie się zawiodłem.
Miałem co do tego filmu wielkie nadzieje, więc tym więcej bólu sprawia mi przyznanie, że ogromnie się zawiodłem.
Są tutaj jacyś fani Pure Pwange? Legendarne internetowe show datowane w czasie epoki kamienia łupanego (czyli przed YouTube) swego czasu było niesamowicie popularne w pewnych kręgach. Projekt pierwotnie wydawał się wyłącznie zabawą miłośnika filmów, którym był kamerzysta Kyle, jednak z czasem seria urosła do niesamowitych rozmiarów. Pure Pwnage skupiało się wokół życia Jeremy’ego – zdziwaczałego pro-gamera, którego ulubionym zajęciem było pokazywanie noobom gdzie ich miejsce. Z czasem seria mocno ewoluowała, pojawiła się swego rodzaju historia, przedstawiono nowe postacie i… nagle wszystko się urwało. Marka jednak dalej funkcjonowała, gadżety się sprzedawały, a sam Jarett Cale, odtwórca głównej roli, pozostawał rozpoznawalny w wielu kręgach. Kwestią czasu pozostawał więc powrót Pure Pwnage. Zbiórka na Indiegogo zakończyła się sukcesem, pozostawało więc czekać. Po ponad trzech latach wreszcie doczekaliśmy się premiery Pure Pwnage: Teh Movie , a sam film można obejrzeć za opłatą porównywalną z kosztem biletu do kina. Mam jednak wrażenie, że to cena nieskończenie zbyt wysoka.
Granie na sentymencie to ryzykowny wybieg. Zawsze i wszędzie znajdą się osoby, które będą zwyczajnie niezadowolone. Nie oznacza to jednak, że raz zapomniane marki powinny pozostać w kulturowej trumnie na zawsze. Rebooty udają się relatywnie często (patrz – Mad Max). Sęk w tym, że niepowodzenie w odświeżeniu marki zasmrodziło już niejedną legendę, być może na zawsze zniekształcając jej obraz (patrz – Robocop). Jestem więc pewien, że twórcy Pure Pwnage nie raz i nie dwa rozważyli wszystkie za i przeciw, zanim odpalili kampanię na Indiegogo. Udało im się zebrać ponad dwieście tysięcy dolarów, żeby stworzyć film, który zapowiadany był jako kontynuacja prac nad rozwojem projektu Pure Pwnage. Nie jest łatwo mi to napisać, ale zmarnowali pieniądze fanów i swój czas. Teh Movie to po prostu gniot.
Fabuła filmu toczy się we współczesnych czasach. Jarret Cale i Geoff Lapaire, główni winowajcy całego zamieszania doszli do słusznego wniosku, że nie należy przesadnie kombinować i udawać, że są młodsi niż są w rzeczywistości. Stąd w nowym filmie pojawiają się nowe postaci, ale ich wiek posunął się do przodu, zupełnie jak wiek odtwórców głównych ról. Jeremy i Doug pracują obecnie w dużej firmie, a Kyle stara się o pozyskanie finansowania na tworzenie filmu, który ma powstać właśnie pod marką Pure Pwnage (ot, takie specyficzne burzenie czwartej ściany). Kamerzysta, scenarzysta i reżyser w jednym ma jednak problem. Jeremy przestał grać w gry wideo – zamiast tego „wygrywa życie” kupując kolejne gadżety i uposażając swój dom wraz z Dougiem, z którym zawarł homoseksualne małżeństwo wyłącznie na potrzeby podatkowe. Wystarczyło jednak podmienić Jeremyemu tabletki, które brał do tej pory, aby doszedł do wniosku że praca „ssie”, a on musi zrobić coś, żeby ludzie na całym świecie również przestali „ssać”. Jego plan to zostać mistrzem e-sportu (a jakże). Jego kariera ma zainspirować szerokie masy do tego, aby zmienić swoje życie na lepsze.
Takim oto fabularnym zabiegiem wepchnięto starą postać na nowe tory, a jednocześnie dostosowano do współczesnych realiów bez konieczności zawiłego tłumaczenia losów całej gromadki pomiędzy emisją serialu, a filmem. Możecie sądzić, że ten naciągany wstęp daje się we znaki. Otóż nic bardziej mylnego. Pierwsze pół godziny filmu to ta część, która budzi najcieplejsze uczucia. Wtedy padają jedyne śmieszne żarty, wtedy jeszcze całość zdaje się mieć jakieś ręce i nogi, wtedy wreszcie aktorzy jako-tako dają sobie radę ze scenariuszem. Później jest już tylko gorzej.
Od momentu w którym Jeremy decyduje, że chce zostać pro-graczem w League of Legends (a jakże) historia przestaje się spinać. Scenariusz zaczyna zwyczajnie płynąć, postaci pojawiają się i odchodzą na drugi plan zupełnie bez ładu i składu, a wątki rozwijają się w sposób będący dziwaczną mieszaniną przewidywalności i bezładu. Konflikt pomiędzy odtwórcami dwóch głównych ról jest zwyczajnie denny. Brakuje innych postaci, które miałyby cokolwiek do powiedzenia. Połowę starej ekipy zapodziano zupełnie, nie wprowadzając w ich miejsce żadnego sensownego zastępstwa. W efekcie zupełnie zaginął gdzieś specyficzny humor, a w zamian pojawiają się zwykłe klisze i głupawe uproszczenia. Mniej więcej od połowy filmu miałem już wrażenie, że jego twórcy nie mogą się doczekać aż go skończą i wreszcie będą mieli to za sobą.
Oddać twórcom można tyle, że nie poszli na zupełną łatwiznę. Pure Pwnage: Teh Movie nie gra zbyt mocno na sentymentach. Jest tutaj parę nawiązań, nie da się ukryć zresztą, że fani internetowego show poczują się od razu jak w domu. Niemniej, Teh Movie stara się być w dużej mierze samodzielny i poza obecnością głównych postaci i generalną koncepcją na montaż niewiele ma wspólnego z serialem. Cóż jednak po dobrych chęciach, skoro nowa formuła i wykonanie zwyczajnie kuleją.
Gdyby Pure Pwnage: Teh Movie było darmowe miałoby rację bytu. Film wciąż byłby słaby, ale bezlitosny młot krytyki musiałby siłą rzeczy uderzać słabiej. Niestety, nie dość pieniądze zostały już raz zebrane, to w dodatku twórcy zdecydowali się na udostępnianie go za dodatkową opłatą. Przykro mi to mówić, ale Teh Movie to po prostu ogromne rozczarowanie i piszę to jako wielki fan serialu. Uwierzcie mi na słowo i nie oglądajcie tego filmu. Nie zniekształcajcie obrazu legendy, lepiej obejrzyjcie jeszcze raz odcinki oryginalnego serialu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!