Kosmiczna katastrofa - recenzja filmu Pasażerowie

Jakub Zagalski
2016/12/27 13:00
0
0

Miał być miłosny thriller science fiction ze świetnymi aktorami, ale skończyło się na bzdurnym widowisku, w którym ilość absurdów jest godna podziwu.

Kosmiczna katastrofa - recenzja filmu Pasażerowie

Pasażerowie mają jeden z tych zwiastunów, który sprawia wrażenie, jakby odkrywał kluczowe twisty fabularne, a tym samym zniechęca do obejrzenia pełnej wersji. Faktycznie, ogólnodostępny trailer (który zamieszczam poniżej) pokazuje co ważniejsze punkty scenariusza, ale tylko z pozoru odkrywa wszystkie najważniejsze karty. Czego nie pokazuje? Przede wszystkim tragicznie napisanego aktu z drugiej połowy filmu, który rzuca cień na dobrze zapowiadającą się historię z początku.

Pasażerowie Mortena Tylduma (reżyser oscarowej Gry tajemnic) i Jona Spaihtsa (scenarzysta, który popełnił m.in. Doktora Strange'a i Prometeusza) to historia pasażerów statku kosmicznego, który wyrusza w 120-letnią podróż z Ziemi do jednej z nowo założonych kolonii na obcej planecie. Ziemianie na pokładzie są zahibernowani i mają się obudzić kilka miesięcy przed lądowaniem. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy zdołają dotrzeć do celu – mowa o pewnym mechaniku i pisarce, którzy budzą się 90 lat przed wyznaczoną pobudką.

Jim (Chris Pratt) i Aurora (Jennifer Lawrence), „odsiadujący dożywocie” w luksusowym więzieniu, nie mają szans na dotarcie do celu, dlatego stopniowo zaczynają dostrzegać pozytywy sytuacji, w której się znaleźli. W ich opowieści z łatwością można dostrzec inspiracje Cast Away, komediami romantycznymi (subtelny humor ma swoje dobre momenty), ale także thrillerem science fiction czy wręcz kinem katastroficznym na wzór Titanica. Jest wyraźny ukłon w stronę Grawitacji z Sandrą Bullock, trzymanie w napięciu i poczucie beznadziei jak w Armageddonie z Brucem Willisem i niestety cała masa debilizmów, niewiarygodnych przypadków i idiotycznych rozwiązań, prowadzących do przewidywalnego finału.

GramTV przedstawia:

Powiem szczerze, że przed wybraniem się do kina przejrzałem zachodnie oceny (aktualnie 32% na Rottentomatoes) Pasażerów i byłem w szoku, w jak słabym filmie zagrała Lawrence, popularna zdobywczyni Oscara i Pratt, który w scenerii science fiction czuje się jak ryba w wodzie. Moje zdziwienie związane z niepochlebnymi opiniami na temat Pasażerów rosło z minuty na minutę przez pierwszą połowę filmu, kiedy wydawał się on prostym w założeniu, ale przystępnym love story w kosmosie z wielką tajemnicą w tle. Szydło wyszło z worka w drugiej połowy, kiedy scenarzysta zaczyna mnożyć wybitnie naiwne sceny, które teoretycznie mają trzymać widza w napięciu, a w rzeczywistości nasuwają myśl: czy autor naprawdę zakładał że ktoś uwierzy w takie brednie?

Mało wybredny widz z pewnością będzie próbował tłumaczyć część bzdur realiami science fiction (vide niewiarygodna akcja z chłodzeniem reaktora), ale nic nie przysłoni faktu, że pod koniec filmu scenarzysta starał się wrzucić jak najwięcej dramatycznych zagrań, które po jakimś czasie zamiast trzymać w napięciu po prostu męczą. Serio, kiedy po raz n-ty wszystko zaczyna się walić i statek zmierza ku nieuniknionej zagładzie, aż tu nagle pojawia się światełko w tunelu, byłem tym wszystkim autentycznie znużony. Pod koniec filmu przestałem się zupełnie przejmować losem sympatycznych bohaterów, bo już dawno uleciała z nich autentyczność. Zamiast tego wpompowano w nich hollywoodzkie absurdy, prowadzące do jedynego słusznego finału.

Nie spodziewałem się po Pasażerach wybitnego kina gatunkowego, chociaż początek nastraja całkiem pozytywnie. Kameralne aktorstwo i budowanie relacji między dwojgiem „rozbitków na bezludnej wyspie” (plus świetna rola barmana-androida, sportretowanego przez Michaela Sheena) jest bardzo przyjemne w odbiorze i szkoda, że ich historia po prostu musiała w pewnym momencie drastycznie przyspieszyć i nabrać dramatycznych kolorów. Zamiast pociągnąć wątki psychologicznej przemiany i wewnętrznych rozterek scenarzysta położył zbyt duży nacisk na katastroficzne widowisko. A tym samym pogubił się w mnożeniu nadzwyczajnie przesadzonych twistów. Pasażerowie mają wiele świetnych momentów, estetykę i scenografię, ale wszystkie pozytywy przesłania bardzo zła końcówka. W efekcie ani to dobre science fiction, ani wyciskacz łez z pięknymi ludźmi w niezwykłej scenerii. Lepiej by było, gdyby Jim i Aurora się nie obudzili.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!