Everspace, ta piękna śmierć w odwiecznej pustce

Kamil Ostrowski
2017/06/09 10:00
0
0

Jeżeli marzyło Wam się FTL: Faster Than Light w trójwymiarze, kolorze, stereo i z masą akcji, to właśnie taką grę dostaliście.

Everspace, ta piękna śmierć w odwiecznej pustce

Powiedzieć, że Everspace mocno inspiruje się FTL: Faster Than Light to nic nie powiedzieć. Gra jest w dużej mierze przeniesieniem każdej idei i pomysłu stojącego za sukcesem tego kultowego indyka na własny grunt. Powiedziałbym, że około 70% Everspace to w gruncie rzeczy FTL w środowisku trójwymiarowym. Reszta jest zresztą zapożyczona z innych popularnych indyków, w tym równie kultowego Rogue Legacy czy mobilnego Out There. Ciężko jest się twórcom z ROCKFISH Games dziwić, że wzorują się na najlepszych - gra sprzedawana w jest cenie „dużego indyka”, a mantrę „jedziemy po sukces” deweloperzy prawdopodobnie wytatuowali sobie podpisując akt założycielski spółki. Nie żebym się czepiał, bo po pierwsze, plagiat to najwyższa forma pochlebstwa, a po drugie nie mi wytykać niemieckiemu deweloperowi chodzenie na skróty, skoro z Everspace bawię się świetnie, co dla mnie, jako gracza, jest to przecież najważniejsze.

Przygoda zaczyna się dosyć nietypowo. Raz - znajdujemy się za sterami kosmicznego statku. Dwa - towarzyszy nam dowcipna, lekko sarkastyczna SI, która podobnie jak my sami, nie za bardzo wydaje się wiedzieć w jakiej sytuacji przyszło jej występować. Szybko odsłaniane są jednak kolejne karty tej dziwnej historii. I tak: trzy - jesteśmy jednym z wielu klonów żołnierza kosmicznej federacji, która dopiero co zakończyła wojnę na wielką skalę. Cztery - uciekliśmy, nie wiadomo przed czym, lecimy w miejsce wskazane nam w koordynatach. Problem w tym, że podróż przez kolejne kosmiczne sektory jest na tyle niebezpieczna, że… musimy zginąć. I giniemy. Często, ale to nic bo pięć - jesteśmy tylko klonem.

Dlaczego zdradzam taką dużą cześć fabuły (to pierwsza godzina, nie pękajcie)? Bo bez jej zakreślenia nie mógłbym wyjaśnić mechaniki stojącej za Everspace. Właśnie w ciągłym umieraniu, jak to mawiają, „jest pies pogrzebany”. Z każdą śmiercią „odradzamy się” właśnie jako klon. Hmm… Czy aby na pewno? I kto nas klonuje? Dlaczego nic nie pamiętamy? Odpowiedzi czekają zapewne w miejscu, które oznaczono koordynatami, wyznaczającymi nasz kurs. Pora więc zebrać silniki w troki i przebić się przez ileś sektorów wypełnionych przeciwnikami. Tylko szybko, bo po piętach depczą nam obcy, którym w głowie tylko strącić nasz statek i pozwolić odłamkom spaść w studnię grawitacyjną najbliższej gwiazdy.

Z każdą kolejną próbą, jako kolejny klon jesteśmy mądrzejsi nie tylko o własne doświadczenia czy wiedzę o grze (chociaż to oczywiście też), ale pomiędzy kolejnymi podejściami dostajemy też możliwość ulepszania naszego statku. Nasz pojazd dostanie lepsze statystyki, nowe miejsca na bronie, możliwość skanowania mapy pod kątem zagrożeń i tak dalej. Na ulepszenia wydajemy kredyty (a jakże, w końcu to science-fiction), które zbieramy podczas misji.

GramTV przedstawia:

Wspomniałem także, że poza mierzalnymi ulepszeniami naszego statku, dużą rolę pełni też nauka samych zasad rządzących grą. Everspace zmusza graczy do wypracowania pewnych mechanizmów myślowych, pozwalających przetrwać w trudnym uniwersum, wypełnionym wrogimi jednostkami, burzami kosmicznymi i tym podobnymi atrakcjami. Pierwsze godziny zabawy to nieprzerwany ciąg coraz to nowych niespodzianek. A to ni z tego ni z owego pojawi się nasz dawny znajomy, który z jakiegoś powodu na nas poluje, a to w przestrzeni kosmicznej zwarpuje się gigantyczny wrogi niszczyciel, a to eskadra myśliwców, itd. Nie sposób się nudzić, a przede wszystkim nie sposób wyjść z podziwu nad tym, ile elementów wpleciono w mechanikę. Ten dwutorowy progres: ulepszanie statku i nauka zasad rządzących Everspace współgrają ze sobą na tyle zdrowo, że przez pewien czas nie sposób jest się oprzeć urokowi podchodzenia raz za razem do kolejnej próby dotarcia tam, gdzie wzrok nie sięga.

Całość podlewa szereg typowych elementów wzbogacających rozgrywkę: zbieranie surowców, ulepszanie broni i budowanie nowych. Pomimo różnic, a czasami zupełnej rozbieżności, element scavangingu przywodzi na myśl znane z urządzeń mobilnych Out There. Zupełnie tożsame jest uczucie rozpaczliwej czasami nadziei, że w następnym układzie planetarnym czy w następnym sektorze znajdziemy surowce niezbędne do dokonania napraw kluczowych systemów. A zepsuć się może naprawdę wiele elementów: od silników, przez systemy obsługi broni, aż po układ podtrzymywania życia w kabinie pilota. Zabrzmi to dziwnie, ale uwierzcie mi – zabawa w przeżycie w kosmosie jest przednia.

Czy Everspace ma jakieś wady? Cóż, przyznam szczerze, że nie dopatrzyłem się wielu. Część bardziej niecierpliwych graczy może lekko zirytować fakt, że akcja trochę zwalnia po paru godzinach. Twórcy najpierw zarzucają nas coraz to nowymi elementami, niespodziankami i wyzwaniami, żeby później wepchnąć nas w sidła powolnego grindu, który jest niezbędny, aby naszym statkiem móc zapuścić się odrobinę dalej.

Gra ROCKFISH Games nie może się nie podobać. Najwięksi malkontenci z pewnością spędzą z tym tytułem przynajmniej kilka pięknych godzin, nie raz i nie dwa zatrzymując się w przestrzeni kosmicznej, aby pozwolić sobie na małą zadumę nad pięknem wirtualnego kosmosu. Najbardziej żarliwi gracze, których nie znudzi pewien poziom repetytywności i wplatający się grind, mają z kolei zapewnioną pożywkę na długi, długi czas. Komu w drogę, temu grzać hipernapęd, przygoda czeka!

8,2
Everspace to piękny miks tego co dobre i sprawdzone
Plusy
  • Jeszcze jedna próba!
  • Inteligentne wzorowanie się na innych klasykach gatunku
  • Szeroko pojęte dopracowanie całości
  • Śliczne widoczki...
Minusy
  • ...które po niedługim czasie odrobinę powtarzane. Jak cała zabawa zresztą
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!