Powrót do przeszłości, którego nie można przegapić - recenzja gry Thimbleweed Park

Adam "Harpen" Berlik
2017/06/09 15:00
0
0

Gdyby Thimbleweed Park ukazało się w latach 90., dziś z pewnością byłoby uznawane za klasykę gatunku.

Powrót do przeszłości, którego nie można przegapić - recenzja gry Thimbleweed Park

Jest jakaś niesamowita magia w Thimbleweed Park. Coś, co sprawia, że ta pozornie zwykła przygodówka nawiązująca do dawnych czasów przykuje do ekranu wszystkich fanów gatunku bez wyjątku. Złośliwi powiedzą, że to nostalgia. Fakt - gra na pewno będzie grać na uczuciach odbiorców, którzy wychowali się na twórczości LucasArtsu, puszczając do nich oczko w wielu momentach. Ale nawet jeśli po grę sięgną osoby, które nie znają tak wybitnych dzieł, jak Monkey Island i Maniac Mansion, również odnajdą głębię, jakiej z pewnością nie brakuje najnowszej produkcji weteranów branży, czyli Rona Gilberta oraz Gary'ego Winnicka. To właśnie oni postanowili kilka lat temu zebrać pieniądze na Thimbleweed Park za pośrednictwem Kickstartera. Akcja zakończyła się ogromnym sukcesem, a jej owocem jest jedna z najlepszych przygodówek ostatnich lat.

Początek rozgrywki w Thimbleweed Park sugeruje, że będzie to detektywistyczna opowieść. Po krótkim wprowadzeniu dwójka agentów federalnych znajduje bliżej niezidentyfikowane zwłoki, próbując rozwiązać zagadkę morderstwa, która stanowi tylko jeden z wielu rozbudowanych wątków fabularnych. Tytułowe miasteczko okazuje się bowiem miejscem opuszczonym, a ludzie, którzy w nim pozostali, mają niejedno za uszami. Skrupulatnie będziemy odkrywać ich tajemnice, kierując naprzemiennie aż pięcioma różnymi postaciami. Wśród nich wspomniany duet policjantów, którzy nota bene do złudzenia przypominają Muldera i Scully z Archiwum X. Oprócz nich wcielimy się również w wydziedziczoną projektantkę gier przygodowych (tutaj oczywiście nie zabraknie licznych nawiązań do klasyki), nieprzebierającego w słowach klauna dotkniętego klątwą uniemożliwiającą mu zmycie makijażu oraz... pewnego ducha, o którym więcej dowiemy się podczas zabawy.

Thimbleweed Park wygląda, jakby zostało stworzone w latach dziewięćdziesiątych. Wystarczy spojrzeć na pikselowatą oprawę graficzną, nienaturalnie wielkie głowy postaci i nietypowy (jak na dziesiejsze czasy) interfejs użytkownika określany mianem SCUMM. U dołu ekranu, poza ikonami przedmiotów znajdujących się w naszym ekwipunku umieszczono także listę czasowników. To właśnie klikając na nie, a następnie na dany obiekt otoczenia, możemy wydawać polecenia kierowanemu bohaterowi. Początkowo taki powrót do klasycznych, a nawet archaicznych rozwiązań, może wydawać się nieco problematyczny, ale z czasem idzie się do niego przyzwyczaić i poczuć, jak za dawnych lat. Ostatecznie nie jest czymś, co należy uznać za wadę - przeciwnie: taka mechanika sprawia, że gra ma w sobie jeszcze więcej ducha klasycznych przygodówek.

Wspomniałem już o magii, której nie brakuje Thimbleweed Park. Gra jest jedną z najlepszych przygodówek ostatnich lat nie tylko dlatego, że oferuje nostalgiczną podróż w czasie. Ron Gilbert i Gary Winnick zadbali o dopracowanie swojego dzieła w najdrobniejszych szczegółach. Już po zakończeniu prologu odblokowujemy dostęp do większych obszarów, między którymi możemy się dowolnie poruszać, spotykając nowe postacie niezależne i rozwiązując coraz bardziej skomplikowane zagadki logiczne. Lokacje bywają tajemnicze, podobnie jak znajdujący się w nich bohaterowie (szeryf, który wygląda tak samo jak hotelowy recepcjonista, ale ewidentnie wypiera się tego podobieństwa, listonosz, który nie stroni od żartów czy też kucharz serwujący najgorsze hot dogi w historii to tylko przykłady zapadających w pamięć NPC-ów), a sam świat przedstawiony okazuje się niezwykle klimatyczny i przywołuje na myśl serial znany w naszej telewizji jako Miasteczko Twin Peaks. Wracając do eksploracji należy odnotować fakt, że nie musimy przemierzać wirtualnych kilometrów na piechotę, bo w Thimbleweed Park otrzymujemy mapę w kilku egzemplarzach (gra jednak nie podpowiada, by kopie rozdać innym grywalnym postaciom, ale łatwo się tego domyślić, by ułatwić sobie zadanie).

Thimbleweed Park to również kapitalnie napisane dialogi i świetny voice-acting. Nawet jeśli dana rozmowa nic nie wnosi do opowiadanej historii, pozwala na zbudowanie niesamowitej atmosfery wokół postaci, a przy okazji - nierzadko - wywoła uśmiech na twarzy odbiorcy. Czasem dlatego, że bohaterowie będą nawiązywać do licznych dzieł popkulturowych (zapytani o swoje nazwisko możemy podać się za George'a Michaela lub Batmana), a innym razem z powodu żartu, który opowiedzą sobie postacie niezależne (nie brakuje również tzw. sucharków). Dodatkowo warto zaznaczyć, że łamigłówki nie polegają wyłącznie na używaniu odpowiednich przedmiotów we właściwych miejscach czy też łączeniu rzeczy znajdujących się w naszym inwentarzu ze sobą, gdyż niektóre zagadki sprytnie ukryto w dialogach (np. musimy dobrze odpowiedzieć na pytanie "jak nazywa się najlepszy serial science-fiction w historii; kwestia oczywiście bardzo subiektywna, ale nasz rozmówca ma tylko jedno zdanie na ten temat). Czasem okazuje się, że wybierając odpowiedź na zadane pytanie otrzymujemy przedmiot, który niewątpliwie przyda nam się w dalszej części zabawy.

GramTV przedstawia:

Skoro już o zagadkach mowa, to trzeba powiedzieć, że Thimbleweed Park nie wymaga specjalistycznej wiedzy w żadnej dziedzinie. Łamigłówki skonstruowano tak, by dzięki umiejętności kojarzenia faktów zdołał rozwiązać je każdy odbiorca. Czasem metodą klikania wszystkiego na wszystkim, innym razem poprzez udaną dedukcję. Niezależnie od sposobu, w jaki dojdziemy do rozwiązania łamigłówki, zawsze uznamy, że była ona... logiczna i będziemy stukać się w czoło, myśląc "no przecież", "a jakżeby inaczej", "że też wcześniej na to nie wpadłem". A wpaść na to, jak osiągnąć postępy w fabule bywa naprawdę ciężko, bo recenzowana produkcja to pewnego rodzaju dialog gracza z odbiorcą. Ten pierwszy stara się wpaść na to, co wymyślił drugi. Na szczęście ratunkiem okazuje się możliwość skorzystania ze ściągi w postaci listy "to do", na której mamy wypisane zadania, jakie powinniśmy wykonać w danym rozdziale.

Thimbleweed Park nie jest grą, która kończy się zanim na dobre się rozpocznie. Zasiadając do produkcji musicie liczyć się z tym, że trzeba jej poświęcić 15-20 godzin. Czas rozgrywki jest oczywiście uzależniony od zdolności gracza. Wiadomo, że jeśli sprawnie będziemy rozwiązywać kolejne łamigłówki, to szybciej dotrzemy do napisów końcowych. Chcąc teoretycznie ułatwić sobie to zadanie można wybrać casualowy tryb zabawy, ale nie mogę go polecić nawet mniej doświadczonym użytkownikom. Trudno uznać ten wariant rozgrywki za łatwiejszy (warto go jednak na chwilę uruchomić, bo zawiera przydatny samouczek). To raczej okrojona wersja gry pozbawiona niektórych zagadek (np. zamiast zdobyć odpowiednie przedmioty i dostarczyć je we wskazane miejsce, już je tam znajdziemy), których rozwiązanie może okazać się kłopotliwe, ale z pewnością da mnóstwo radości.

Na zakończenie mogę powiedzieć tylko jedno: Thimbleweed Park to gra, którą musisz mieć. Świetnie opowiedziana historia, kapitalnie zaprojektowane zagadki, zapadający w pamięć bohaterowie, ogromna dawka humoru i nawiązań popkulturowych, a także klimatyczna, staroszkolna oprawa graficzna i dopracowanie wszystkich aspektów rozgrywki w najdrobniejszych szczegółach pokazują, że Ron Gilbert i Gary Winnick tworzenie świetnych przygodówek mają we krwi.

9,0
Z chęcią wesprę kolejny projekt autorów Thimbleweed Park na Kickstarterze
Plusy
  • niezapomniana podróż do czasów świetności LucasArtsu
  • ciekawa i wielowątkowa opowieść
  • aż pięciu grywalnych bohaterów
  • różnorodne postacie niezależne
  • dobrze zaprojektowane łamigłówki
  • obecność staroszkolnego interfejsu SCUMM
  • liczne nawiązania popkulturowe
  • czas rozgrywki
  • klimatyczna oprawa audiowizualna
Minusy
  • niepotrzebny tryb casualowy (rozgrywka jest okrojona, a nie łatwiejsza)
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!