Ja tu tylko sprzątam - recenzja gry Serial Cleaner

Adam "Harpen" Berlik
2017/07/11 15:00
0
0

Great game without a "red" in name.

Ja tu tylko sprzątam - recenzja gry Serial Cleaner

Nasze pierwsze wrażenia z Serial Cleaner były jak najbardziej pozytywne, a finalna wersja tej dwuwymiarowej skradanki od polskiego studia iFun4All tylko potwierdziła, że autorzy Red Game without a Great Name i Green Game: TimeSwapper znają się na rzeczy.

Wcielamy się w postać niejakiego Boba, tytułowego czyściciela, człowieka do zadań specjalnych, który dociera na miejsce zbrodni tuż po policji, by sprzątnąć znajdujące się tam ciała, ślady krwi i inne dowody zbrodni (np. pistolety i butelki z odciskami palców). Choć pomysł na rozgrywkę w Serial Cleanerze nie wydaje się ciekawy, w istocie mamy tutaj do czynienia z bardzo angażującą mechaniką zabawy i ciekawym umiejscowieniem akcji. Przedstawione wydarzenia rozgrywają się bowiem w latach 70. ubiegłego stulecia, a twórcy od początku nie kryli inspiracji klimatem Ameryki z tamtego okresu.

Choć końcowe etapy Serial Cleanera wystawią na próbę cierpliwość wielu graczy, pierwsze zlecenie to istna bułka z masłem. Bodajże dwóch strażników na mapie, jedno ciało, które musimy załadować do bagażnika i jeden dowód zbrodni. Po wykonaniu misji okazuje się - ku mojemu zaskoczeniu - że kolejne zlecenia przerywane są... fabułą. Pomiędzy wykonywaniem zadań trafiamy do domu głównego bohatera. Początkowo wydaje się, że scenariusz nie jest tej grze potrzebny, ale z czasem wychodzi na jaw motyw naszego protagonisty, a twórcy pokazują, jak Bob troszczy się o własną matkę, która pełni istotną rolę w opowieści. W międzyczasie oglądamy telewizję i czytamy nagłówki gazety, dowiadując się coraz więcej o poczynaniach pewnego mordercy. O co w tym wszystkim chodzi? To wyjaśnia się, a jakże, dopiero po zakończeniu gry.

Na pozór większość poziomów w Serial Cleanerze jest do siebie bardzo podobna. Trafiamy do nowej lokacji, by zebrać określoną liczbę ciał i zanieść je do bagażnika samochodu lub innego miejsca zrzutu zwłok, a także wyczyścić okolicę z plam krwi i zebrać dowody zbrodni. W wykonaniu zadania przeszkadzają nam stróże prawa, którzy patrolują okolicę, a my robimy wszystko, by uniknąć ich, chowając się w pobliskich kartonach, szafach i wielu innych miejscach. Jeśli wejdziemy w pole widzenia strażnika, zostaniemy złapani i będziemy musieli rozpocząć dany etap od samego początku. Brak punktów kontrolnych oczywiście podnosi i tak wysoki już poziom trudności, a sama gra nierzadko potrafi mocno frustrować (zwłaszcza, gdy dajemy się złapać, idąc już do samochodu, którym opuszczamy teren).

Skoro już o irytacji mowa, to owszem - czasem zdarzało się, że musiałem na chwilę odłożyć pada, by ochłonąć, ale wiedziałem, że każda porażka wynika tu z moich błędów. Serial Cleaner nie wymaga bowiem małpiej zręczności, ale zmusza do obserwowania zachowania przeciwników, umiejętnego planowania kolejnych działań i korzystania ze wszystkich środków, jakie oddali nam do dyspozycji twórcy. Nie ma tego wiele, bo bohater nie walczy z policjantami, ale kiedy znajdzie się w polu widzenia przeciwnika może uciec do kryjówki i schować się w niej na oczach strażnika. Wygląda to może idiotycznie, ale gry rządzą się swoimi prawami, a taka mechanika po prostu działa dobrze. Poza tym, nie licząc tej jednej głupiutkiej sytuacji, sztuczna inteligencja przeciwników wypada tu naprawdę przyzwoicie. Wrogowie sumiennie patrolują teren, a gracz ma wrażenie, że niekiedy oszukanie ich graniczy z cudem (zwłaszcza w końcowych etapach).

GramTV przedstawia:

Bardzo podoba mi się, jak autorzy Serial Cleanera urozmaicili kolejne poziomy pod względem mechaniki zabawy. Z czasem możemy zwabić przeciwników, włączając muzykę, a także korzystać ze skrótów, by szybko przenieść się w inne miejsce na mapie. Ciekawie wygląda również możliwość zmiany trasy patrolowanej przez strażnika poprzez przesunięcie wybranych obiektów otoczenia. Niewielkie zróżnicowanie dostrzegłem także w rodzajach przeciwników - oprócz typowych policjantów dołącza do nich strzelec, który natychmiast po zauważeniu Boba posyła mu kulkę. Problemem okazuje się także inny funkcjonariusz z gwizdkiem. Choć nie reaguje bezpośrednio na nasze poczynania, wzywa posiłki. Niezależnie od sytuacji szanse na ucieczkę mamy praktycznie zerowe. Nasz czyściciel biega truchtem, podczas gdy wrogowie doganiają go w mgnieniu oka.

Serial Cleaner to nie tylko 20 zleceń fabularnych, ale także 10 dodatkowych poziomów, inspirowanych kultowymi filmami do odblokowania w głównych misjach poprzez podniesienie odpowiednich przedmiotów. Gwarantuję jednak, że nawet jeśli nie znajdziecie tu żadnych nawiązań do klasyków, to i tak będziecie bawić się naprawdę wyśmienicie, bo iFun4All stworzyło grę, która nie oferuje wgniatającej w fotel grafiki czy też rozbudowanej fabuły (choć to całkiem zgrabnie napisana opowieść), ale błyszczy w tym, co najważniejsze. Mowa oczywiście o rozgrywce, która została skonstruowana tak, że ciężko oderwać się od ekranu.

Na ukończenie podstawowych zadań trzeba przeznaczyć od sześciu do ośmiu godzin, a połowę tego czasu należy doliczyć, jeśli chcemy także zobaczyć dodatkowe poziomy. Na tym jednak nie koniec, bo Serial Cleaner skutecznie zachęca do wielokrotnego przechodzenia tych samych etapów. Powód? Wyzwania. Chcecie zobaczyć, jak Bob radzi sobie w pracy będąc pod wpływem alkoholu? Proszę bardzo. Macie zamiar spróbować ukończyć wybrane zlecenie w jak najkrótszym czasie? Jak najbardziej. Znacie poziomy na pamięć i nie musicie wiedzieć, gdzie leżą ciała i dowody, a pole widzenia strażników nie jest wam potrzebne? Spróbujcie swoich sił. A nawet jeśli należycie do hardkorowych graczy, to i tak możecie uruchomić wybrane poziomy raz jeszcze, bo do pewnego momentu układ zwłok i przedmiotów do zebrania jest generowany losowo, więc rozgrywka wygląda nieco inaczej niż przy poprzedniej próbie. Ponadto każde zlecenie można wykonać za dnia oraz pod osłoną nocy. Wiąże się z tym ciekawy system. Jeśli gramy po zmroku, w grze również jest ciemno (opcję tę bez problemu wyłączymy w menu głównym).

I taki właśnie jest Serial Cleaner. To gra, do której ciężko mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Można co prawda ponarzekać, że przydałoby się większe zróżnicowanie etapów pod względem kolorystycznym. Można też powiedzieć, że strażnikom zdarza się przeniknąć przez ścianę lub kartony, które okazują się dla Boba przeszkodą nie do przejścia. Ale co z tego, skoro podczas dziesięciu godzin spędzonych z tym tytułem nie czułem znużenia ani przez chwilę? Dobra robota, iFun4All.

8,5
Fun4All
Plusy
  • angażująca mechanika rozgrywki
  • ciekawe urozmaicenia wprowadzane w kolejnych poziomach
  • zgrabnie napisana opowieść
  • długi czas rozgrywki (kampania, dodatkowe misje, wyzwania)
  • klimatyczna oprawa audiowizualna
Minusy
  • szkoda, że etapy nie są bardziej zróżnicowane pod względem kolorystycznym
  • czasem strażnicy przechodzą przez ściany
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!