Właśnie takiego DS-a mi brakowało.
Właśnie takiego DS-a mi brakowało.
Wiadomo nie od dziś, że Nintendo jest mistrzem w sprzedawaniu tego samego urządzenia w rozmaitych wariantach. Do policzenia Game Boyów potrzeba palców dwóch rąk (oczywiście nie uwzględniam tryliona wersji kolorystycznych), w latach 2004-2009 byliśmy świadkami narodzin czterech DS-ów, zaś aktualnie sprzedawana rodzina konsol spod znaku 3DS/2DS właśnie doczekała się szóstego członka. Przesada? Pod pewnymi względami na pewno, co nie zmienia faktu, że New Nintendo 2DS XL to bardzo udana wersja, która ma szerokie spektrum potencjalnych odbiorców.
Od kilku lat jestem szczęśliwym posiadaczem Nintendo 3DS: najpierw tego orygialnego, w premierowej kolorystyce Aqua Blue, a następnie przesiadłem się na większy model XL. I ani myślę wracać do mniejszych gabarytów. W międzyczasie producent wypuścił budżetową konsolę Nintendo 2DS, z nieskładaną obudową i górnym ekranem pozbawionym technologii stereoskopowego 3D, a przez to tańszą od 3DS-a o dobrych kilkadziesiąt dolarów. Rok 2014 należał do New Nintendo 3DS – wersji deluxe kilkuletniej konsoli, którą Japończycy wyposażyli m.in. w szybszy procesor, więcej pamięci, lepszą baterię, a na obudowie pojawił się C-Stick, mający zastąpić drugi Circle Pad, którego brak bardzo utrudnia granie w niektóre produkcje.
Teraz na rynek trafiła konsola New Nintendo 2DS XL, która (w dużym uproszczeniu) jest potomkiem New Nintendo 3DS XL bez efektu stereoskopowego 3D. Nieco inaczej wyglądającym i tańszym o ponad 200 złotych, ale ze wszech miar godnym polecenia.
Jak już wcześniej wspominałem, bawię się z 3DS-ami od kilku lat i nigdy nie zdażyło się, bym grał z włączonym efektem 3D dłużej niż przez kilka minut pod rząd. W dynamicznym grach akcji pokroju Mario Kart 7 czy Kid Icarus rozmazujący się obraz (bo trudno utrzymać konsolkę w bezruchu) bardziej przeszkadzał niż cieszył oko. Obserwowanie głębi obrazu bez konieczności zakładania specjalnych okularów było fajne, ale twórcy gier rzadko kiedy mieli wyjątkowe pomysły na wykorzystanie tego efektu. Koniec końców tytułowa funkcjonalność konsoli Nintendo to typowy gimmick – sztuczka, trik przykuwający uwagę, ale niebędąca podstawą do przeprowadzenia trójwymiarowej rewolucji.
Osobiście wcale nie ubolewam nad upadkiem 3D w 3DS-ach (przypominam, że niektóre flagowe gry zupełnie zrezygnowały z tego efektu) i gdybym miał dzisiaj kupować handheld od Nintendo, to moją uwagę przykułby NN2DSXL. Oryginalny, nieskładany 2DS nie trafił w mój gust, przede wszystkim pod względem wielkości ekranów, zaś najnowszy wariant 6-letniej konsoli ma prawie wszystko, czego bym się po niej spodziewał. Ale po kolei.
Pod względem bebechów i możliwości NN2DSXL (poza efektem 3D) to wierna kopia NN3DSXL. Oznacza to, że na najnowszej konsoli odpalimy wszystkie gry z linii 3DS/2DS oraz oryginalnego DS-a. Przypominam, że mocniejszy procesor (804 MHz quad-core ARM11 zamiast 268 MHz dual-core ARM11) i więcej pamięci (256 MB FCRAM zamiast 128 MB FCRAM) nie sprawił, że New 3DS dostał wysyp tytułów na wyłączność, których nie uruchomimy na starym 3DS/2DS. Poza Xenoblade Chronicles 3D i garścią indyków posiadacze NN3DS mogą się cieszyć wybranymi klasykami ze SNES-a. Ponadto niektóre gry działają płynniej na mocniejszym sprzęcie, żeby tylko wspomnieć o Hyryle Warriors Legends.
NN2DSXL jest mniejszy i znacznie lżejszy (260 g) od NN3DSXL (329 g), choć wielkość ekranów pozostała niezmieniona. Rozdzielczość to w dalszym ciągu przedpotopowe 400x240 (górny ekran, 4,88 cala) i 320x240 (dolny), ale zdążyłem się już przyzwyczaić do archaizmów Nintendo i walące po oczach piksele nie odbierają mi przyjemności z gry.
Niewielką zaletą nowej konsoli jest mocniejsza bateria. Niewielką, gdyż żywotność akumulatora w dalszym ciągu nie zwala z nóg. Producent podaje, że w zależności od poziomu jasności ekranów, włączonego WiFi itp. NN2DSXL powinien wytrzymać na jednym ładowaniu od 3,5 do 7 godzin (7-12 godzin, jeśli gramy w gry z oryginalnego DS-a). W rzeczywistości bateria starcza na 3 do 6 godzin, co jest odrobinę lepszym wynikiem niż w przypadku NN3DSXL.
O wiele bardziej widoczne zmiany zaszły w wyglądzie samej konsoli. NN2DSXL trafił na rynek w dwóch wariantach kolorystycznych: biało-pomarańczowym i czarno-niebieskim. Do testów dostałem ten pierwszy (czy tylko mnie się kojarzy z BB-8?) wariant i nie ukrywam, że jako fan białych konsol, byłem bardzo zadowolony. Górna klapka nowego 2DS-a jest zrobiona z połyskująceg plastiku i ozdobiona wyczuwalną pod palcem fakturką. W rogu znalazło się miejsce dla niewielkiego logo producenta, zaś całość otacza pomarańczowa obwódka. Matowy plastik na dolnej części konsoli przypomina mi materiał, z którego zrobiono mojego wysłużnego 3DS-a XL. Bardzo spodobały mi się lepiej wyprofilowane triggery w pomarańczowym macie. Pozostałe przyciski praktycznie nie zmieniły się przez ostatnich sześć lat, oczywiście pomijając dodatkowy C-Stick, który zadebiutował w New 3DS-ach oraz przyciski ZL/ZR. Trzy diody (on/off, ładowanie, WiFi) znowu znalazły się pod przyciskami Start i Select. W dolnej części obudowy umieszczono także dwa głośniki, które dotychczas znajdowały się po bokach górnego ekranu. Nie jestem fanem tej zmiany, bo w trakcie gry zdarzało mi się je zasłaniać dłonią.
Przy lewym głośniku umiejsowiono klapkę, pod którą kryje się gniazdo na kartridże i kartę micro SD. Dobre posunięcie, bo pusty slot na gry nie zbiera już kurzu jak w poprzednich modelach. W zestawie z konsolą producent dostarcza kartę micro SD o pojemności 4 GB, ale jeśli myślicie o kupowaniu gier z eShopu, to powinniście zainwestować w większy nośnik. Nintendo zaleca korzystanie maksymalnie z kart 32 GB, choć podobno da się też używać 256 GB SDXC (nie próbowałem).
Na prawo od klapki znajduje się standardowe gniazdo słuchawkowe oraz kieszonka na stylus. Ku mojemu zdziwieniu jest on bardzo krótki (69 mm), a przez to niezbyt wygodny dla dorosłego gracza. Dla porównania, pierwszy 3DS miał teleskopowy stylus mierzący 100 mm, zaś 2DS, reklamowany jako idealna konsolka dla młodszych graczy/z mniejszymi dłońmi - 96 mm.
Zmiany w stosunku do poprzednich modeli dotknęły także umiejscowienia zewnętrznych kamer, których dwa obiektywy wylądowały na spodzie konsoli i sąsiadują z gniazdem ładowarki. Nota bene, Nintendo wreszcie poszło po rozum do głowy i wsadziło do pudełka z NN2DSXL ładowarkę, której brakowało w niektórych zestawach Nintendo 3DS. I było słusznie wytykane przez rzesze fanów. Wracając do kamer – NN2DSXL umożliwia robienie zdjęć w 3D o żałosnej jakości (0,3 MP), ale oczywiście efekt trójwymiaru zobaczymy dopiero, gdy odpalimy fotkę na odpowiednim sprzęcie. Poza dwoma zewnętrznymi obiektywami nowy 2DS posiada kamerkę do selfie, wykorzystywaną w niektórych minigrach czy przy tworzeniu Miiludka. Czyli po staremu.
New Nintendo 2DS XL to z założenia budżetowy model 6-letniej platformy, który kusi ceną i funkcjonalnością. Konsolka pozbawiona wsparcia dla efektu 3D kosztuje około 650 złotych, podczas gdy za NN3DSXL trzeba zapłacić co najmniej 200 złotych więcej (sugeruję się najpopularniejszymi sklepami branżowymi w Polsce). NN3DS przestał być produkowany, więc nie biorę go pod uwagę. Innymi słowy, za relatywnie niską, jak na ofertę Nintendo, cenę otrzymujemy sprzęt, na którym odpalimy wszystkie gry z bogatej linii DS/3DS/N3DS, a także bez problemu podepniemy figurki Amiibo (zwykłe 3DS-y wymagają specjalnej przystawki). Około 600 złotych za 6-letnią konsolę, która już na starcie miała przestarzałem bebechy, to w dalszym ciągu cios dla portfela, ale biorąc pod uwagę długaśną listę świetnych gier i niegasnące wsparcie ze strony Nintendo, można przeboleć tę kwotę. Brak stereoskopowego 3D zupełnie nie boli, a pod względem wykonania i gabarytów NN2DSXL jest aktualnie moim ulubionym handheldem Nintendo. Gdybym właśnie teraz miał kupować przenośną maszynkę do Mario, Pokemonów i Zeldy, albo – nie daj Boże – mój 3DSXL niespodziewanie wyzionąłby ducha, mój wybór zdecydowanie padłby na NN2DSXL.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!