Uncharted bez Nathana Drake’a może być bardzo dobre, choć daleko temu spin-offowi do doskonałości czwartej odsłony serii.
Uncharted bez Nathana Drake’a może być bardzo dobre, choć daleko temu spin-offowi do doskonałości czwartej odsłony serii.
Gdyby porównać obie te gry do filmów powiedziałbym, że na Uncharted 4 należy obowiązkowo wybrać się do kina, zaś Zaginione Dziedzictwo to idealny tytuł do obejrzenia w domowym zaciszu w niedzielne popołudnie. I bynajmniej nie jest to obraza. Uncharted: Lost Legacy, jako tytuł nie wymagający podstawowej wersji gry do uruchomienia, zapewnia rozrywkę na 7-8 godzin w cenie znacznie niższej od premierowych wydań najnowszych gier, które nierzadko nie starczają na dłużej.
Osoby, które znają serię Uncharted wiedzą, że ostatnia część była pożegnaniem z zawadiackim Nathanem. W Zaginionym Dziedzictwie główna rola przypadła znanej już z drugiej części gry Chloe Frazer, która podobnie jak Drake para się poszukiwaniem skarbów w niekoniecznie legalny sposób. Towarzyszy jej Nadine, którą możecie kojarzyć z Uncharted 4. Obie panie wyruszają w poszukiwanie legendarnego kła Ganeśi, będącego zaginionym elementem wizerunku indyjskiego bóstwa. I jak łatwo się domyślić, na przeszkodzie w osiągnięciu celu stanie im typ spod ciemnej gwiazdy, niejaki Asav, który także ostrzy sobie zęby na cenny artefakt.Choć współpraca między obiema paniami przebiega niemal wzorowo, a ukazana w grze relacja łącząca Chloe z Nadine to jeden z najjaśniejszych elementów opowieści przedstawionej w Zaginionym Dziedzictwie, tak razi pewien dysonans. Obie postacie w poprzednich odsłonach prezentowane były jako twarde charaktery, zadziorne, z pazurem i ciętym językiem. Tutaj zaś obie panie przeszły przemianę i znacznie złagodniały z niewyjaśnionych przyczyn, przez co osoby zaznajomione z poprzednimi odsłonami serii mogą być nieco zdezorientowane. Dla pozostałych nie będzie to robić większej różnicy.
Czuć także, że narracja w grze nie ma równego tempa. Naughty Dog lubi delikatnie eksperymentować i po raz pierwszy w historii serii Uncharted twórcy wprowadzili dość spory, sandboxowy obszar, w którym poszczególne etapy zadania możemy wykonywać w wybranej przez nas kolejności. Przyznam jednak, że ten fragment rozgrywki, choć dał poczucie większej kontroli, tak niekorzystnie wpłynął na tempo. Po niezłym początku kolejne godziny chwilami się dłużą i wieje nudą, by dopiero na koniec akcja wróciła na właściwe tory i ponownie nabrała odpowiedniego tempa.A co z lokacjami, które odwiedzimy w trakcie naszej podróży z Chloe i Nadine? Uncharted przyzwyczaiło nas do tego, że lubi rzucać gracza po różnych szerokościach geograficznych. Tym razem jest inaczej, bowiem cała rozgrywka toczy się w Indiach. Nie oznacza to jednak, że jest monotonnie. Indie to bardzo różnorodny i malowniczy kraj, co też widać w grze. I niezależnie od tego, czy akurat jesteśmy w slumsach, w zalesionym, górzystym terenie, czy we wnętrzu świątyni, Naughty Dog co i rusz serwuje nam takie kadry i widoki, że aż dech w piersiach zapiera.
Duża zasługa w tym silnika wykorzystanego w Uncharted 4. Już tam oprawa wizualna wgniatała w fotel i jeszcze długo będzie. Zaginione Dziedzictwo co najwyżej przeszło lekki lifting, i to wystarczyło, by konkurować także w tym roku o miano jednej z najładniejszych gier na PlayStation 4. Dodając do tego poziom szczegółowości otoczenia i wysoką dbałość o detale w animacjach postaci jestem niemal pewien, że Ucharted: Zaginione Dziedzictwo zgarnie co najmniej kilkanaście nagród za stronę wizualną i techniczne wykonanie.Nie zmienił się także trzon samej rozgrywki i jej mechaniki względem tego co znamy z Uncharted 4; nie było bowiem sensu zmieniać czegoś, co działa bardzo dobrze. Nowości jest niewiele, za to mile urozmaicają i ułatwiają rozgrywkę. Ot, jak choćby minigra z otwieraniem zamków przez Chloe, w której kręcąc drążkiem na padzie musimy odpowiednio wyczuć położenie wytrycha w zamku. Pojawił się także gadżet (który najpierw trzeba jednak znaleźć) ułatwiający znajdowanie skarbów, co z pewnością pomoże wszystkim tym, którzy chcieliby zdobyć w grze wszystkie trofea, jednak „lizanie ścian” nie należy do ich ulubionej czynności.
Na duży plus wskazałbym także poprawioną inteligencję wrogów oraz naszych towarzyszy, którym nie zdarza się już zachować w irracjonalny sposób. To ważne, bowiem w Zaginionym Dziedzictwie można sobie pozwolić na więcej akcji skradankowych i cichego zabijania. Wymiany otwartego ognia jest znacznie mniej w grze dla pojedynczego gracza; nie zabrakło ich jednak w potyczkach w trybie multiplayer, w którym można się zmagać także z graczami Uncharted 4.Czy warto więc sięgnąć po Uncharted: Zaginione Dziedzictwo? Fanów serii nie muszę zachęcać, mogę tylko zapewnić, że brak Nathana Drake’a nie wpłynął negatywnie na grę i seria może sobie świetnie poradzić bez niego. Naughty Dog dostarczyło nie dodatek, lecz samodzielny, pełnoprawny tytuł, który może nie jest doskonały, lecz prezentuje niezłą opowieść w stylu nowego przygodowego kina akcji, a do tego korzysta ze sprawdzonych, szalenie grywalnych rozwiązań. Dla tych, którzy szukają krótkiej, przyjemnej i niedrogiej rozrywki z awanturniczym zacięciem, Uncharted: Zaginione Dziedzictwo będzie bardzo dobrym wyborem.