Molly Bloom umiała zagrać o wszystko, nawet gdy wszystko grało na jej niekorzyść. Nie umiała odpuścić, musiała wygrać – jeśli nie w ten, to w inny sposób, jeśli nie w jednej dyscyplinie, to w drugiej. Miała po prostu kręgosłup ze stali. I w przenośni, i dosłownie.
Widzowie poznają Molly (Jessica Chastain) jako bardzo utalentowaną sportsmenkę, kandydatkę do tytułu mistrzowskiego w jednej z najtrudniejszych narciarskich konkurencji – jeździe po muldach. Wskutek wydarzenia tak groteskowego, że nawet nie przyszło do głowy sportowcom pytanym o to, co jest najgorszą rzeczą, jaką mogą sobie wyobrazić, oraz przeróżnych zawirowań nasza bohaterka – po iście akrobatycznym życiowym skoku – ląduje tam, gdzie wielka przegrana może skończyć się śmiercią lub zdruzgotanym kręgosłupem (nie tylko moralnym) znacznie częściej niż w narciarstwie. W świecie nielegalnego hazardu. Początki Molly są nader skromne, ale – dzięki swej błyskotliwości, uporowi i umiejętności wykorzystania dobrej karty zesłanej przez los – zostaje „księżniczką pokera”, a tak naprawdę królową. Odrzucając wizję ojca (Kevin Costner) odnośnie do jej przyszłości, musi już radzić sobie sama – wyjeżdża z małej mieściny w Kolorado, by trafić wprost do Los Angeles, gdzie najpierw pracuje w knajpie, a potem wpada w oko Deanowi Keithowi (Jeremy Strong) – bukmacherowi i organizatorowi nielegalnych gier. Dziewczyna uczy się szybko, nie tylko o samej grze, ale i o ludziach, i wkrótce wchodzi w konflikt z Deanem. To (oraz zrozumienie, dlaczego tak naprawdę bywalcy przychodzą na pokerowe spotkania) pozwala rozwinąć jej „solową karierę”. Niestety, gdy wskutek pewnych niedopatrzeń do jej drzwi puka FBI, niemal rozlega się jej „łabędzi śpiew”... Niemal, bo Molly znów pokazuje, że Gra o wszystko to coś, co po prostu ma we krwi.
Scenariusz Aarona Snorkina (zdobywcy Oscara za The Social Network) skonstruowany jest w pomysłowy, nielinearny sposób. Obserwujemy zgrabnie wkomponowane w kryminalną fabułę przeskoki czasowe, przedstawiające zazębiające się ze sobą zdarzenia, momenty, które ukształtowały główną bohaterkę Gry o wszystko, i stanowią klucz do podejmowanych przez nią decyzji. Bardzo ważną postacią jest ojciec – psychoanalityk, który zdominował i w praktyce dosłownie tresuje rodzinę – i co chyba nikogo nie zdziwi, z którym relacja okaże się mniej lub bardziej oczywistym motorem poczynań Molly. Gdyż tak to już jest, że nawet kontestując dane działania, w jakiś sposób znajdujemy się pod ich wpływem. Do najlepszych scen w filmie Gra o wszystko (ang. Molly’s Game) należą rozmowy pana Blooma z córką – zarówno małą, gdy z jednej strony widać jego makiaweliczną zdolność osiągania pożądanego efektu, a z drugiej jej siłę i stanowiące automatyczną pułapkę dążenie do doskonałości, jak i dorastającą, gdy stawia feministyczną kontrę przeciwko jego autorytarnym zapędom. Zdecydowanie najbardziej porusza jednak rozmowa z dorosłą przestępczynią, która w zasadzie zniweczyła wszystkie plany i marzenia ojca. To moment, który zaskakuje i wręcz łapie za serce.
Postacie to generalnie bardzo udany element Gry o wszystko. Na szczególną uwagę zasługują tragikomiczny irlandzki matacz Douglas Downey (Chris O'Dowd) oraz tajemniczy, pozornie sympatyczny Gracz X (Michael Cera), dla którego tak naprawdę przychodziła zdecydowana większość bywalców wieczorów u Molly – filmowa gwiazda, której nazwisko nigdy nie padło w książce napisanej przez prawdziwą Molly Bloom (zdradziła jedynie cztery nazwiska, tylko te, które wcześniej wypłynęły podczas śledztwa), ale wiele wskazuje na to, iż pierwowzorem filmowej persony jest Leonardo diCaprio. U Księżniczki Pokera pojawiali się bowiem wszyscy – znani aktorzy, sportowcy, politycy i milionerzy. Niestety, również obiekty zainteresowania organów ścigania, o czym nasza bohaterka dowiedziała się stanowczo zbyt późno i w sposób dla siebie nader niekorzystny. Wyraziście zaprezentowany został Charlie Jaffey (Idris Elba), prawnik pomagający Molly, którego relacja z własną córką stanowi bardzo interesującą wariację na temat więzi pomiędzy Bloomami, choć niby postać ta miała niewielkie pole do popisu. Przede wszystkim jednak Snorkin wykonał kawał dobrej roboty, kreując osobę i osobowość Molly...
Faktem jest, że kreacja Jessiki Chastain w Grze o wszystko stanowi pozorną powtórkę roli w filmie Sama przeciw wszystkim (ang. Miss Sloane), którego recenzję można przeczytać tutaj. Widać liczne podobieństwa: obie kobiety są stworzone ze stali, to bardzo niezależne osoby, które zrobią wszystko, żeby wygrać, kobiety w branży skrajnie zdominowanej przez mężczyzn i przez to traktowane przez nich protekcjonalnie, zmuszone wykonać dwa razy więcej pracy niż osobnik płci męskiej postawiony na ich miejscu, by zyskać poważanie. Główna różnica polega na tym, że motywacje panny Sloane pozostają dość zagmatwane (poza tym, że w sposób oczywisty zamierza utrzeć nosa starym mizoginicznym wyjadaczom, którzy wbili sobie do głowy, że wmanewrują laseczkę w swoje plany, a ta będzie tańczyć, jak jej zagrają), natomiast powody postępowania i aspiracje Molly Bloom zostają w pewnej chwili jasno przedstawione. Panna Sloane, mając nieco inne poglądy niż jej męscy adwersarze, ma jednocześnie podobne priorytety co oni i podejmuje ich sposób działania – przyjmując grę na tych samych warunkach, okazuje się dwa razy lepsza, bardziej bezlitosna i skuteczna. Molly Bloom zmienia warunki – będąc w męskim świecie, ma do zaproponowania coś zupełnie innego, coś „kobiecego”, co stanowi dla tamtych interesującą, pociągającą alternatywę. Nie rządzi żelazną pięścią, wynajmując zbirów do ściągania długów – jest raczej przyjaciółką i „dobrą ciocią”, do której lgną gracze. Także w kolejnej odsłonie swej kariery z różnych względów stawia na kobiety jako partnerki w interesach, a nie narzędzia, jak zrobiłaby to postać uprzednio kreowana przez Chastain. No i last but not east – bohaterka Miss Sloane raczej nigdy nie szczułaby... ehm, kobiecością, co stanowiło część strategii Molly, by zakręcić, jeszcze lepiej rozegrać swą klientelę...
Film Aarona Snorkina stanowi bardzo interesującą mieszankę kina obyczajowego i dramatu kryminalnego, a także rozprawkę o triumfie woli nad wszelakimi przeszkodami, którą świetnie się ogląda ze względu na aspekty psychologiczne i ciekawą historię. Ogromną zaletą jest sposób, w jaki kolejne postacie wprowadzone są do fabuły, oraz kompozycja scenariusza – oprócz wspomnianej już cechy anachroniczności. Stanowi on w zasadzie modelowy przykład standardowej opowieści o czyichś perypetiach – problemy, pasmo olśniewających sukcesów, eskalacja problemów, dążenie do punktu kulminacyjnego, sceny przekłuwania balonu napięcia, zwrot akcji... I to jest siła Gry o wszystko. Bardzo dobry scenariusz w klasycznym wydaniu zgodnie z wszelkimi wypracowanymi regułami sztuki. Trzeba też koniecznie wspomnieć o wyśmienitym aktorstwie: to, że Chastain i Elba albo dwaj specyficzni aktorzy – znany z serialu Technicy-magicy (IT Crowd) O’Dowd oraz totalnie rozbrajający w filmie Scott Pilgrim kontra świat Michael Cera – oferowali widzom solidną dawkę rozrywki, bynajmniej nie dziwi. Ale żeby Costner?! Tak, cud nad cudy, Kevin Costner przypomniał sobie, że potrafi grać.
Niedawno na naszym rynku wydawniczym pojawiła się, wydana pod tym samym tytułem co film, autobiografia Molly Bloom. Jest to pozycja co najmniej godna uwagi, ale film Aarona Snorkina naprawdę warto zobaczyć. Najlepiej tuż po Samej przeciw wszystkim, gdyż są to obrazy w pewnym stopniu komplementarne, pokazujące alternatywne sposoby działania kobiet walczących o swoje, a do tego interesujące dramaty z elementami kryminalnymi.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!