Nie będę się kłócił. Może Dom z papieru nie jest najlepszym serialem wyemitowanym w 2017 roku. Było kilka prawdziwych perełek i zaskoczeń, zaprzeczyć się nie da. Ale ta hiszpańska produkcja wyskoczyła z peletonu tuż przed metą, przebojem wbiła się do czołówki w Święta, gdy została zamieszczona na Netflix i… no nie wiem. Trzeba czekać na werdykt sędziów na podstawie fotokomórki. Ja nie jestem pewien, kto pierwszy przekroczył linię. Ale będę trzymał kciuki za Hiszpanów, bo naprawdę pokazali fenomenalną klasę.
Oczywiście, miejscami fabuła troszeczkę rozłazi się w szwach i niektóre motywy są odrobinę naciągane, nie do końca takie realistyczne. Ale Dom z papieru tak zwinnie i sprytnie nas wciąga w swój świat, że przymykamy na to oczy. I to z radością. Zresztą, wyjątkowo nieuczciwe by było względem tego serialu czepianie się go o te sprawy, podczas gdy tyle innych seriali i filmów, bardzo znanych, bardzo cenionych, ma zdecydowanie mniej sensu i logiki w sobie. Tutaj wszystko się układa w wiarygodną całość i jakieś mniejsze dziury znajdziemy dopiero, jak na serio zaczniemy szukać. A raczej nie będziemy mieli na to ochoty ani czasu, bo Dom z papieru nas tak owładnie, że będziemy wciągać odcinek za odcinkiem, jednym ciągiem. Inaczej się nie da. I potem tylko narastać będzie groza, gdy sobie uświadomimy, że to nie jest całość. A przynajmniej to, co w tym momencie jest dostępne na Netfliksie jeszcze nie jest pełną opowieścią.
Oryginalny Dom z papieru został już wyemitowany w Hiszpanii, więc teoretycznie wszystko już jest. Netflix jednak trochę materiał źródłowy… poprzestawiał, zmieniając długość odcinków, trochę inaczej tnąc całość na kawałki. Nie oglądałem tej pierwszej wersji, więc nie jestem w stanie wyprowadzić porównania i powiedzieć, czy tak jest lepiej, czy gorzej. Wszystko jednak układa się w logiczny ciąg, każdy kolejny odcinek kończy się w takim miejscu, w jakim można by się spodziewać i ogólnie jest dobrze. Bardzo dobrze. A nawet jeszcze lepiej.
Dom z papieru trzeba koniecznie obejrzeć w powodów wyżej wymienionych. I z uwagi na świetną grę aktorską. I kilka innych rzeczy. A także na europejskość. Seriale amerykańskie są… bardziej standardowe. Trzymają się pewnych schematów. Nie zaskakują, nawet gdy zaskakują. Trochę lepiej jest z brytyjskimi, ale hiszpańskie podejście jest po prostu, uch, no nie wiem, jakieś takie… świeże. Nietypowe, nawet gdy dzieją się rzeczy całkiem normalne. Inna mentalność, inny klimat, inne spojrzenie. I inny język. Jeśli ktoś nie ogląda telenowel nałogowo, to z hiszpańskim nie ma zbyt wiele do czynienia, a jest to mowa bardzo ładna i przyjemnie się jej słucha. Nie znam jej niestety, więc nie wiem, czy Netflix nie dał trochę ciała z napisami. Wydaje się jednak, że tłumaczenie idealne nie jest, a już z pewnością mocno ugrzecznione, bo „puta madre” latają tutaj na lewo i prawo, a w napisach polskich soczyste bluzgi pojawiają się bardzo, bardzo sporadycznie.
I to jest w zasadzie jedyna rzecz, do której się mogę z czystym sumieniem nieco przyczepić, żeby choć jedną jakąś wadę tego serialu wymienić. Innych nie posiada. Jest to kawał świetnej telewizji, emocjonującej, trzymającej w napięciu, oryginalnej, ciekawej i praktycznie dla każdego. Gdyby ktoś mnie zapytał, jaki serial z ostatnich lat polecić, to bez chwili zastanowienia bym powiedział, że Dom z papieru właśnie. Obejrzyjcie. Koniecznie.