Multitasking w House Flipper wchodzi na nowy poziom. Jesteśmy inwestorem, sprzątaczką i ekipą budowlano-remontową w jednym. Ale czy to bawi?
Multitasking w House Flipper wchodzi na nowy poziom. Jesteśmy inwestorem, sprzątaczką i ekipą budowlano-remontową w jednym. Ale czy to bawi?
Car Mechanic Simulator w poprzednim akapicie przywołałem całkowicie nieprzypadkowo, ponieważ obydwie gry mają ze sobą wiele wspólnego. Jak chociażby koncept rozgrywki - w obydwu zajmuje się realizowaniem zleceń od klientów, a w czasie prywatnym inwestujemy swoje środki na doprowadzenie jakiejś kompletnej rudery do porządku, a następnie sprzedanie jej z grubym zyskiem. W House Flipper zleceń jest zdecydowanie mniej i właściwie to traktują one bardziej jako wstępniak do właściwej zabawy, ale podział na dwa tryby rozgrywki jest dobrze widoczny.
Przygodę z House Flipper rozpoczynamy od prostackich wprost zadań. To, z czego śmialiśmy się w grach RPG, a więc zadania "przynieś, wynieś, pozamiataj", tutaj stało się rzeczywistością, bowiem naprawdę zajmujemy się sprzątaniem i drobnymi naprawami. Z czasem mopa (który swoją drogą sprząta absolutnie wszystko, razem z zaciekami na suficie) zamieniamy na wałek malarski, a następnie ciężki młot, który z głuchym plaśnięciem wyburza kolejnej ściany. Zakres zadań staje się bowiem coraz szerszy i dość szybko dostajemy zadania polegające na przeprowadzania remontów od A do Z - zajmujemy się burzeniem ścian, stawianiem nowych, malowaniem, a na koniec także i urządzaniem wnętrz. Początkowo głównie dla klientów, ale już od początku we władaniu mamy swój własny mały pałacyk z jednym kuchenno-sypialnianym pomieszczeniem i stosem śmieci. Inwestując własne środki i czas, przerabiamy go zgodnie z własnym życzeniem i krok po kroku stajemy się magnatem rynku nieruchomości.Prawdopodobnie jednak zanim to nastąpi zdążycie się House Flipper porządnie znudzić. Ja przynajmniej tak miałem. W porównaniu do Car Mechanic Simulator mechanika rozgrywki jest bowiem podobna, ale kompletnie uproszczona. Wykonywanie małych napraw w silniku wiązało się z diagnozowaniem usterki, wymianą uszkodzonej części, a po drodze rozbieraliśmy czasem i pół samochodu. Naprawa np. kontaktu w House Flipper to raptem klikanie PPM na podświetlonych częściach i trzymanie tak długo, dopóki trwa animacja. Niby podobnie, ale jednak to nie to samo. Burzenie ścian? Jeden klik i po wszystkim. Stawianie? Tak samo. Malowanie? Też, choć przycisk trzeba przytrzymać ciut dłużej. Sprzątanie? Także bez niespodzianki. Ten samo mop nadaje się do kafelek, podłogi, sufitu czy zabrudzeń na dywanie. Rozumiecie już co mam na myśli? Niezależnie od tego co robicie, zabawa sprowadza się do prostego naciśnięcia przycisku myszy i puszczenia go.
Przyznałem się już, że moim zdaniem House Flipper jest zbyt uproszczony, raczej nudny i generalnie niezbyt dobrze wykonany, ale musimy mieć świadomość tego, że to w końcu gra budżetowa sprzedawana za niską jak na nowe produkcje cenę. I też nie jest tak, że wszystko wykonano w niej słabo czy średnio. Są bowiem elementy, które wzbudziły we mnie naprawdę pozytywne odczucia. Pierwszy z nich to liczba przedmiotów, z którymi możemy wchodzić w interakcję. W żadnej grze nie widziałem jeszcze tak wielu akcesoriów otoczenia, które możemy wziąć w ręce, przestawić, obrócić, poustawiać jeden na drugim, a przy tym wszystkim silnik fizyczny gry zachowuje się całkiem nieźle. Drugi z elementów to mnogość wyposażenia domu wraz z możliwościami personalizacji. Dla przykładu kupując meble, po wyborze modelu można nie tylko zmienić rodzaj drewna z którego ma być wykonane, ale także zmodyfikować kolor dodatków. Sami musicie ocenić jednak czy ciekawa koncepcja i przeciętne wykonanie są dla Was wystarczające, aby spędzić z tym tytułem więcej czasu. Dla mnie niestety nie, choć trzymam kciuki za kontynuację House Flipper, która mam nadzieję, okaże się ciut bardziej ambitnym tytułem.