Pamiętacie słynne Indie Game: The Movie? Polak postanowił połączyć ten pomysł z krajowymi bohaterami.
Pamiętacie słynne Indie Game: The Movie? Polak postanowił połączyć ten pomysł z krajowymi bohaterami.
Indie Game: The Movie zasłynęło kilkoma rzeczami. Przede wszystkim był to pierwszy tego typu film dokumentalny. Wcześniej nie mieliśmy okazji zobaczyć od środka jak wygląda życie twórców gier wideo. Było to o tyle ciekawe, że przedstawiało dopiero raczkującą scenę indie, która dzisiaj pełni niezwykle ważną rolę na rynku. Od premiery filmu wydarzyło się jednak bardzo wiele, czego najlepszym dowodem są obecne pozycje jego bohaterów. Duet twórców Super Meat Boy, chociaż później wydał świetne Binding of Isaac, dzisiaj nie jest już tak medialny i popularny, a Jonathan Blow mimo wielu lat pracy nie był w stanie odnieść z The Witness takiego sukcesu jak z Braidem. Phil Fish w ogóle wycofał się z biznesu. Pora więc na nowe gwiazdy. Borys Nieśpielak spróbował zrobić nimi dwójkę debiutujących na rynku Polaków.
Bartek Pieczonka i Rafał Zaremba to duet młodych twórców, który postanowili rzucić pracę w korporacji i tworzyć gry. O nich właśnie jest Wszystko z nami w porządku. O dwójce ludzi, którzy zostawili stabilną posadę dla pogoni za marzeniami o tworzeniu własnych gier wideo. Film opowiadający ich historię zaczyna się od targów PGA, na których chłopacy prezentowali prototyp Lichtspeer. Wtedy też dzięki ciepłemu przyjęciu gry zdecydowali, że zajmą się jej tworzeniem na pełen etat. Oglądając te sceny przypomniały mi się moje wrażenia z tego dema. Byłem wtedy na PGA i nawet w filmie nagranym przez ekipę gram.pl możecie zobaczyć jak próbuję swoich sił w tym „symulatorze” rzucania włócznią. Osobiście zachwycony nie byłem i uznałem Lichtspeer za prostą gierkę, która na rynku szybko zginie. Inni byli odmiennego zdania. Mylili się. O tym również opowiada Wszystko z nami w porządku.
Film prezentuje przede wszystkim drogę dwójki twórców. Skupia się jednak głównie na ostatnim okresie produkcji, w którym deweloperzy muszą mierzyć się z kolejnymi problemami. Z jednej strony tymi związanymi z konsolowymi portami, z drugiej z kolejnymi opóźnieniami czy przede wszystkim wątpliwościami dotyczącymi potencjalnego sukcesu gry. Tutaj pojawia się mój pierwszy zarzut. Moim zdaniem Borys Nieśpielak za mało miejsca poświęcił na pokazanie samej drogi do stworzenia Lichtspeer. Nie ma niczego niezwykłego w tym, że ktoś zrobił grę. Ciekawe jest pokazanie całego procesu i problemów, jakie napotkali bohaterowie. W mojej opinii można było poświęcić temu znacznie więcej miejsca. Zamiast tego najpierw zobaczyliśmy materiały ze wspomnianego PGA, a potem nagle gra była już prawie skończona. Wszystko z nami w porządku pokazuje więc przede wszystkim ostatni etap produkcji. Oczywiście, przed premierą jest najwięcej emocji, ale można było nieco więcej czasu poświęcić na pokazanie jak twórcy Lichtspeer doszli do tego miejsca i jak z biegiem czasu zmieniało się ich nastawienie do projektu.
Wiele osób mocno związanych z branżą gier wideo w Polsce mówi, że największym atutem filmu jest jego uniwersalność. Faktycznie historii podobnych do Lichtspeer jest wiele. Młodzi, dopiero zaczynający swoją przygodę w branży twórcy z w ich mniemaniu dobrym pomysłem. Rynek jednak bywa bezwzględny. Na jeden spektakularny sukces przypada wiele niewypałów. W Indie Game: The Movie widzieliśmy trzy historie, które zwieńczyło szczęśliwe zakończenie. Wszystko z nami w porządku to wręcz przeciwna sytuacja. Obserwujemy jak twórcy udostępniają swoją grę, cieszą się z każdej wzmianki mediów czy streamu na Twitchu. Ostatecznie jednak sprzedaż wygląda mizernie. W napisach końcowych możemy przeczytać, że w momencie premiery filmu wynosiła ona raptem 9 tysięcy kopii. Nawet jak na dwuosobowe studio to bardzo mało. To jest najsmutniejsze i jednocześnie najbardziej pouczające w tej historii – o sukces jest niezwykle trudno i mimo włożenia ogromnego wysiłku na końcu może się okazać, że grą nikt się nie zainteresuje.
Historia Lichtspeer to również dobra lekcja dla innych twórców, głównie w kwestii promocji. Autorzy gry sami przyznają, że rozczarował ich wpływ jutuberów i streamerów na sprzedaż. Mimo szerokiej ekspozycji graczy nie przybywało. Prywatnie zajmuję się marketingiem i w swojej pracy borykam się z tym samym problemem. Nie sztuką jest wydać sporo pieniędzy na reklamę. Ogromne liczby wyświetleń nie gwarantują niczego. O tym przekonali się autorzy Lichtspeer. Szkoda tylko, że film nie pokazał większej liczby błędów jakie popełniono na etapie produkcji gry. To jednak wynika z tego, co pisałem wcześniej – Wszystko z nami w porządku skupia się przede wszystkim na ostatnim etapie tworzenia Lichtspeer.
Chociaż Wszystko z nami w porządku nie jest filmem, który pokazuje historię Bartka i Rafała w sposób idealny, trudno mi go nie polecić. Dla osób zainteresowanych branżą sam fakt, że powstał nowy obraz prezentujący życie twórców gier wideo od kuchni to wystarczający powód, aby poświęcić czas na jego obejrzenie. Produkcja Borysa Nieśpielaka broni się jednak nie tylko tematyką, ale i zawartością. Chciałbym, aby film pokazywał więcej kulis tworzenia gry, ale i tak byłem zadowolony z jego obejrzenia. To ciekawa, niekoniecznie wesoła historia, którą można potraktować jako przestrogę dla wielu twórców niezależnych lub kandydatów do tego miana. Wszystko z nami w porządku nie podaje jednak głównych przyczyn porażki Lichtspeer. Nie jest to jednak zarzut. Być może to jest jedno z przesłań filmu – rynek gier wideo jest tak trudny, że wręcz niemożliwym jest znalezienie recepty na sukces. Warto o tym pamiętać myśląc o zostaniu indie deweloperem.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!